Podczas kolejnej trasy
z Bretanii do Burgundii myślałem sobie o tym i o owym - ważne, że myślenie nie
przeszkadza w jeździe.
A myślałem o swoich
małych i niepozornych marzeniach, które pewnie się nie spełnią, a zatem
myślałem…
o tym, czy
kiedykolwiek uda mi się spożyć mleko prosto od krowy, jeszcze ciepłe,
przecedzone przez bawełnianą szmatkę, przelane przez gospodynię z cynkowego
wiadra do emaliowanej bańki, albo wprost do kamionkowej miseczki, bierze się tę
miseczkę w obie dłonie, unosi do ust, przechyla… ach, pochłaniasz te słodkości
powolutku, delektując się smakiem napoju bogów, który ma w sobie zapach
zroszonej koniczyny, wybujałej po deszczu trawy, gorzki posmak mniszka,
słoneczne twarze stokrotek, zieleniejącą się gęstwę pszenżyta albo dorodne
kiście lucerny, delektuję się więc, biały wąs pyszni się nad górną wargą -
efekt nowej białej pomadki Chanel czy Yves Saint Laurent… a kot urwis-niecnota już
łasi się do nóg, mruczando niczym partyzancka pieśń… - „zostaw dla mnie” - mówi
- „no, nie bądź taki, położyłem ci przecież na wycieraczce złapaną nocą mysz”.
Takie mleko smakuje
najlepiej z ciastem drożdżowym z kruszonką albo z pajda świeżego, okrągłego
chleba, zaciągniętą lepkim, niemal płynnym, lipowym miodem.
Myślałem, czy mi się
jeszcze przydarzy posmarować wyrośniętą rumianą kajzerkę albo wiotką kromkę
chałki prawdziwym wiejskim masłem, zawiniętym przez gospodynię w wielki,
soczysty liść łopianu. Do tego masła może być dżem prawdziwy, truskawkowy -
całe owoce lub spore kawałki zakonserwowane stuprocentowym cukrem - nie tak jak
obecnie chemiczną mazią - gorzkie toto, bez smaku i zapachu.
Może tez być do tej
bułki twaróg owinięty uprzednio w lnianą ściereczkę - można go palcami łamać,
podawać ustom jak pocałunek; popijać zbożową, zabielaną kawą z kardamonem.
A do obiadu, do
schabowego, do sadzonych jajek, młodej kapusty lub mizerii, miałbym ochotę
wychylić gliniany kubek schłodzonego, zsiadłego mleka, które przed spożyciem
należy pokroić nożem.
Chciałbym sobie
pięknym czerwcowym rankiem przysiąść nad brzegiem stawu, zarzucić wędkę i
złowić kilka lub kilkanaście najukochańszych srebrzysto-złotych rybek. Nie musi
to być od razu sum, sandacz albo szczupak - wystarczy zwinny okonek lub bystry
a żarłoczny bączek.
Marzę sobie o tym, aby
przedpołudniową porą wyjść na podwórze z koszykiem, względnie misą i rozrzucić
gdakającej braci ziemniaczki przyprószone mąką, ziarenka pszenicy, okruchy
wczorajszego chleba - niech kury i kurczęta widzą, żem czystej krwi i nie od
parady gospodarz…
Albo… wybrać się w
miejsce dobrze mi znane, nad staw, wybrać się z kocem, odbiornikiem
tranzystorowym, „Trylogią”, „Panem Tadeuszem” lub Orzeszkową, wybrać się z
kocem i butelką domowej roboty lemoniady, zarumienić się oliwkowo na słońcu,
czytać przez słoneczne, zacienione okulary, posłuchać „Strof dla ciebie”,
przepłynąć staw krytym kraulem w jedną stronę; w drugą „żabką” lub „motylkiem”,
a nawet przysnąć sobie, a niezależnie co się robi - być szczęśliwym.
[14.06.2018, Dijon, Cote d’Or,
we Francji]
Takim "mlekiem prosto od krowy" jest dla mnie zbieranie bladym świtem poziomek. Zbierałam je bardzo dawno temu jako mała dziewczynka w ogrodzie Babci Broni. Teraz jako babcia Szczerbatych zbieram je na swojej działce.
OdpowiedzUsuńPoziomem akurat nie doswidaczyłem natomiast jagód jak najbardziej
UsuńNie ma szans na realizację marzenia eko, jeśli samemu nie wyhoduje się zwierząt, nie zrobi masła, dżemu, nie upiecze chleba itd.
OdpowiedzUsuńW terenie typowo rolniczym na wsiach nie kupię jajek, kurczaka, owoców z sadu...Gospodynie jajka, mięso, masło kupują w Biedronce. Nie hodują,bo kury niszczą trawnik, zamiast sadów jest iglak na wzór miejskich domów. Tak więc chociaż kozę trzeba kupić, by mleko wypić, a nie podróbkę z kartonu.
Serdecznie pozdrawiam
No cóż, pozmieniało się i dlatego napisałem o marzeniach
UsuńGdy byłam dzieckiem, mama zmuszała mnie do picia świeżo wydojonego, jeszcze ciepłego mleka. Było obrzydliwe. Uwielbiałam za to zimne zsiadłe mleko, prosto z chłodnej piwnicy, do tego młode ziemniaczki, mizeria i jajko sadzone od własnych kur.
OdpowiedzUsuńTeraz tych rarytasów nie ma, ale często je wspominam.
Dżem i sok z truskawek robiłam sama, a kompot z czereśni dostawałam od siostry.
To se ne vrati.
Pozdrawiam i marz dalej.
No cóż, takie smaki i zapachy pozostaja w pamięci chyba na zawsze
UsuńPodzielam Twoje marzenia, chociaż coraz trudniej je spełniać nawet mieszkańcom wsi. życzę żeby kiedyś mimo wszystko spełniły się Twoje tęsknoty. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCoś tam może się uda spełnić mam nadzieję. ...
UsuńBardzo swojskie marzenia, przypomniały mi dzieciństwo, ale co stoi na przeszkodzie by je spełnić?
OdpowiedzUsuńCiężko będzie. Praca, wyjazdy, mało czasu na realizację tych marzeń oraz obiektywne okolicznosci
Usuń