Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

03 czerwca 2018

ICH DWOJE


- Aż tu nagle słyszymy, jak ktoś pociąga za kółko ekspresu i brezent rozsuwa się w dół… słyszysz ten dźwięk? Taki skrzypiący poszum, świst… a ja czułabym się wtedy tak, jakby jednym energicznym szarpnięciem ściągano mi plaster z bolących pleców.
- Bolą cię plecy? - zaniepokoił się.
- Czasami. Teraz nie, bo dobrze nadmuchałeś materac. Możesz sobie wyobrazić to uczucie jakie wywołuje zrywanie plastra? Otwieram więc oczy i spoglądam z przerażeniem na otwarty na świat wór namiotu. Czy to gwiazdy tam w zapadni mroku? Nie, to świecą białka czyichś oczu. I chwilę później snop światła skierowanego w naszą stronę….
- Doprawdy przerażające - postanowił pozwolić na to, aby fantazjowała. - Kim miałby być ten, co tak gwałtownie płoszy nasze przytulenie?
Zamyśliła się. Podciągnęła górną krawędź śpiwora pod sam podbródek.
- Czy ja wiem? Na przykład mój ojciec, policjant albo strażnik moralności.
- Myślisz, że wcześniej by nie zapukał?
- Zapukał do namiotu? Wolne żarty.
- Chrząknąłby wobec tego, albo też odezwał się: 'kto tu jest?' albo: 'wychodzić! Daję wam na to dwie minuty!'. Musiałby zatem wiedzieć, że jesteśmy tu oboje, a nie, dajmy na to jakiś wędkarz lub zbieracz grzybów.
- Pudło! Widziałeś kiedyś grzybiarza z namiotem? Albo wędkarza?
- Wędkarz mógłby się zasadzić na grubą rybę, a te zwykle biorą o brzasku, a że dochodziłaby północ, miałby jeszcze chwilę czasu, aby sobie pospać.
Zmieszała się.
- Nie plącz mi myśli. Po prostu wyobraziłam sobie, że ktoś nas nakrywa.
- No dobrze, przyłapano nas na najgorętszym uczynku, a takie świecenie nocą po oczach to nic przyjemnego. Jak reagujesz?
Oczekiwała tego pytania.
- Wpełzam cała pod śpiwór, bo jestem wystraszona i czekam na to, że ty jakoś sobie poradzisz z intruzem.
- Wyskoczę ze śpiwora i mu przywalę - odparł z animuszem.
- Uderzyłbyś mojego tatusia? - zaniepokoiła się.
- Mówiłaś, że mógłby to być policjant albo strażnik czegoś tam…
- …moralności.
- Są tacy?
- W mojej wyobraźni są, ale nie ma w niej miejsca na tę twoją reakcję.
- Myślisz, że bałbym się i nie przyłożył?
- Złamałbyś prawo, bo i ten strażnik, i policjant byliby ubrani w służbowe mundury, a ponadto nie wyskoczyłbyś ze śpiwora, bo jesteś nagi i bardzo śmiesznie wyglądałbyś stając twarzą w twarz z intruzem.
Uśmiechnął. Nie wziął tego pod uwagę. Wyobraźnia Ewy działała jednak precyzyjnie, dbała o najdrobniejsze szczegóły.
- Masz rację, nie zrobiłbym tego. Chyba jednak chciałbym się dowiedzieć od tego intruza, dlaczego nas nachodzi i to o takiej porze.
- Dziwisz się? Strzeże moralności. Może świecąc mi w oczy pomyślał sobie, że jestem niepełnoletnia.
- A nie jesteś? - nie zdołał ukryć zdziwienia. - Nic mi o tym nie mówiłaś. Zresztą, w ogóle niewiele o sobie mówisz.
- Nie mówiłam ci, bo kiedyśmy się poznali bałam się, że nie zechcesz spotykać się z małolatą dwa lata młodszą od ciebie, a ja faktycznie przed siedmioma miesiącami nie miałam osiemnastu lat. Przekroczyłam osiemnastkę w zeszłym tygodniu.
- I nic mi nie powiedziałaś? - był bliski rozzłoszczenia się na Ewę.
- Nie chciałam. Nie obchodzę urodzin, tylko imieniny. Imieniny są dla mnie ważniejsze… dla ciebie też takie być powinny. A teraz, proszę cię, nie przerywaj tej historii, składając mi niepotrzebnie życzenia. Wróćmy do tematu.
- Ja sobie życzysz. Skoro mamy do czynienia z policjantem albo strażnikiem moralności, to bez względu na to, czy jesteśmy pełnoletni czy nie, przebywamy w miejscu publicznym nad rzecznym kąpieliskiem i istnieje domniemanie, że spędzamy noc nie tylko rozmawiając z sobą do świtu. A jak wstanie dzień, kiedy w końcu zaśniemy, obok nas, nad rzeką, pojawią się starsze panie, matki z dziećmi albo koloniści.
Oczy zabłyszczały jej gwiaździście, a był to znak, że akceptuje interpretację Adama.
- Przepięknie rozwijasz moją wyobraźnię. Uznajesz więc, że budzenie nas w nocy, a nawet jeśli nie budzenie, a przeszkadzanie nam w… w rozmowie byłoby uzasadnione?
- Z punktu widzenia strażnika moralności - tak.
Roześmiała się.
- Ale my przecież nic złego nie robimy.
- Nie? Leżymy nago wciśnięci w duży, dwuosobowy śpiwór.
- I sam ten fakt miałby świadczyć o naszej winie? o naruszaniu prawa?
- Bo ja wiem. Może tak, może nie. W końcu tego chciałaś.
- Ja? Myślałam, że to ty chciałeś, abyśmy spędzili noc w śpiworze nadzy. Wygląda na to, że tego żałujesz.
- Skądże, nie żałuję, ale inicjatywa wyszła od ciebie, o ile sobie dobrze przypominam.
- Masz dobrą pamięć. Przyznaję się. Ja pierwsza tego chciałam, a wiesz dlaczego?
- Domyślam się, ale powiedz.
Zastanowiła się. Uniosła swój wzrok tak wysoko, że niemożliwe było dotarcie do jej spojrzenia.
- Pamiętasz, najpierw się spotkaliśmy, chodziliśmy z sobą, rozmawialiśmy, aż w końcu nadszedł czas na pocałunek - mój pierwszy pocałunek. Byłam zażenowana, ale całowanie się z tobą sprawiało mi przyjemność. Mam nadzieję, że tobie również. Potem doszłam do wniosku, że byłoby przyjemnie nam obojgu, gdyby nasze ciała mogły poczuć się tak, jak czuliśmy się wtedy, gdyśmy się całowali, aby mogły się nawzajem poznać, dotykać, czuć ciepło, miękkość mojego ciała i sprężystość twoich mięśni. Ale nic poza tym, rozumiesz - tylko dotyk i przytulenie.
- Podoba mi się twoje uzasadnienie - odparł. - Jest bardzo bliskie mojej wersji wypadków.
- Kusząca ta moja wizja, prawda?
- Bo też i nasze imiona do czegoś zobowiązują.
Milczenie tak nieme i dostojne, jakie bywa jedynie w noc bezszelestną i głuchą.
- A kiedy nadejdzie czas na kolejny etap naszego poznawania się? - zapytał.
- A ma nadejść? Chciałbyś tego?
- To się samo przez się rozumie.
- Wcale nie.
- Dlaczego?
- Bo może nasze ciała nie spodobają się sobie w odróżnieniu od tego, co pomiędzy nami zaiskrzyło w naszych głowach… w sercu… dobrze mówię?
- Myślę, że naszym ciałom jest z sobą dobrze. Zobacz, tylko twoje i moje ramiona wstają z pościeli śpiwora. Pozostała reszta naszych ciał styka się teraz biodrami, udami i wcale nie protestują. Jest ciasno, ale mimo wszystko mogą zmienić położenie. Chcesz, to położymy się oboje na brzuchu - zaproponował.
Nie bez trudu, ale zmienili układ swoich ciał.
- I jak? - zapytał.
- Dobrze, ale trzeba się wspierać na przedramionach i aby z sobą rozmawiać nasze karki muszą być napięte, a głowy uniesione nieco wyżej.
- Przyznaję, że długo w takiej pozycji nie można wytrzymać. Zmieńmy ja wobec tego. Położysz się na prawym boku, a ja za tobą.
Posłusznie i z chęcią wykonała to polecenie.
- A teraz przykurcz nogi.
Kiedy to zrobiła, jego ciało zajęło identyczną pozycję jak jej, tyle że wtulało się teraz w jej plecy, w tył głowy, pośladki i uda.
- Naszym ciałom jest teraz bardzo przyjemnie - stwierdziła - ale teraz, kiedy rozmawiamy, ty szepczesz mi wprost do ucha, a moje słowa ulatują w przestrzeń, w której ciebie nie ma.
- Spróbujmy wobec tego, aby widziały się nasze oczy.
 Przemieścili się w śpiworze jeszcze raz i chociaż poprzednie położenie ich ciał było tak naturalnie dopasowane do siebie, lecz skuszeni możliwością spojrzenia sobie w oczy spróbowali znaleźć się tak blisko siebie, aby mogły się zetknąć ich podbródki, a jej piersi oparły się o jego tors. Można było lekko przekręcić głowy, aby ich wargi mogły ocierać się o siebie i zachęcać do pocałunku, co też zrobili, choć nie był to jeszcze pocałunek taki, do którego byli przyzwyczajeni - przypominał on raczej niewinną pieszczotę, łaskotanie koniuszkiem języczka zębów, podniebienia, ust, czasami nosa i policzków.
- Masz bardzo gorące usta - powiedział po chwili.
- A ty gorący oddech.
- Twoje piersi też są gorące i pulsują.
- Twoje włosy na klatce piersiowej łaskoczą.
- A twój brzuch jest napięty jak struna.
- Bo dociskasz go swoim. Nie sądzisz, że moje piersi są nazbyt duże, jak na mój wiek? Nie, nie zaglądaj do nich. Oceń dotykiem torsu.
- Są w sam raz, jędrne, ale i mięciutkie zarazem.
- A moje uda, kiedy leżałeś za mną… nie wydały ci się przygrube?
- Nie. Wiem, że spodobały się moim udom.
- A pośl…
- Dokończ.
- A pośladki?
- Skóra na nich bardzo delikatna…
- Ale czy nie za duże?
- Przeciwnie.
- E, tam, gadasz tak, aby sprawić mi przyjemność.
- Bo chcę. Czy to coś złego?
- Nie, ale chciałabym wiedzieć, czy podoba ci się moje ciało?
- Mnie, czy mojemu ciału. Bo jemu strasznie się podoba.
- Aż tak? Chodzi mi o to, czy ty je akceptujesz?
Za chwilę powiedział coś, co mogło wprowadzić ją w zakłopotanie.
- W sumie to nie widziałem jeszcze całego twojego nagiego ciała.
- To znaczy, kiedy kazałam ci zamknąć oczy, gdy rozebrałam się i wślizgnęłam do śpiwora obok ciebie, nie podglądałeś?
- Nie podglądałem.
- Kłamiesz!
- Kłamię.
- Wstręciuch. A ja ci wierzyłam.
- Nie mogłem się powstrzymać. Zresztą, to twoje rozbieranie się trwało tak długo, że zanim wsunęłaś się do mnie, straciłem cierpliwość. Pociesz się, że było już wtedy prawie ciemno.
- Nieważne. Widziałeś je i już.
- Gniewasz się?
Opuściła wzrok.
- Nie bardzo.
Nie była na tyle zdeterminowana w swym udawanym gniewie, aby powiedzieć, że oczekiwałaby teraz rewanżu. Milczeli dłuższą chwilę wymieniając się oddechami, a czasami dmuchając sobie nawzajem w kosmyki włosów - jej, w te opadające na skronie, i jego - opadające wilgotną masą na czoło.
- Adam!
- Słucham, Ewo.
- Chciałam ci zadać jedno pytanie?
- Mów, przecież wiesz, że odpowiem.
- Ale wiesz, to pytanie jest z gatunków takich…
- Śmiało. Przeboleję.
Uśmiechnął się. Nie patrzyła mu w oczy.
- Czy ty miałeś już… no, rozumiesz, dziewczynę…
- … z którą leżałem nago w śpiworze?
- Proszę cię, teraz nie żartuj sobie. To dla mnie ważne.
- I naprawdę chciałabyś znać prawdę?
- Tylko prawdę.
- Nie miałem - powiedział bez namysłu.
- Jeśli to prawda…
Nie dokończyła. Nawet jeśli miała wątpliwości, uwierzyła mu. Właściwie nigdy wcześniej nie przyłapała go na kłamstwie - może to zdecydowało o zaufaniu jego słowom.
- I co, jeśli to prawda? Tym razem naprawdę nie kłamię.
Wciąż milczała.
- To dobrze, czy źle? - niecierpliwił się.
- Chyba nie za bardzo dobrze.
- Tak? Dlaczego? Sądziłem, że…
- Wiem, o czym pomyślałeś. Ja w takim sensie, że gdybyśmy z sobą, no wiesz…
- … byli na kolejnym etapie poznawania się nawzajem - ułatwił jej.
- Właśnie. Bo ja w tych sprawach jestem tak zielona, jak teraz się czerwienię, więc gdybyś ty miał doświadczenie jako mężczyzna, w końcu o dwa lata starszy ode mnie, to może byłoby mi łatwiej, przynajmniej wiedziałabym czego oczekiwać… poprowadziłbyś mnie.
- A nie lepiej dojść do pewnych rozwiązań wspólnie?
Zawstydził się tym, co powiedział. Te słowa wcale nie zabrzmiały romantycznie.
- Może masz rację. Ale pomożesz mi i nie będziesz nalegał na to, kiedy nie będę jeszcze gotowa? Ale kiedy będę gotowa - pocieszyła go - to sama ci o tym powiem.
Pocałował ją. Inaczej. Tak jak jeszcze niedawno w parku, w jego ogrodzie, czy ukradkiem w kinie podczas seansu.
- Teraz to musimy coś wymyśleć na tę noc - wyrzekła zlizując swoje wargi po pocałunku.
- Prosta sprawa. Nawialiśmy z domu.
- Mów o sobie. Ja jestem teraz u koleżanki, a ty?
Roześmiał się na głos.
- A ja nie wymyśliłem jeszcze scenariusza. Jestem w końcu dorosły, choć wciąż mieszkam z rodzicami.
- Jak by nie było, niepokoją się teraz o ciebie. Co im powiesz?
-  Że byłem na długim, całonocnym spacerze ze swoją dziewczyną.
- Głupstwa pleciesz. Przecież ci nie uwierzą, że spacerowaliśmy całą noc.
- Wystarczy, że ja w to wierzę.
- Niech ci będzie, skoroś taki odważny.
W namiocie stawało się coraz cieplej, nie tak gorąco jak w śpiworze - tam dopiero panował ukrop.
- Wiesz co, może rozsuniemy trochę od góry suwak. Niech wejdzie trochę świeżego powietrza.
- Wyleziesz? Proszę bardzo, wstań i rozsuń.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Spryciula. Nie ma tak dobrze - na raz, dwa trzy - usiądziemy wspólnie, wyciągnę rękę i dopadnę to kółko.
Zgodziła się i na trzy powstali równocześnie, a był to ten moment, kiedy odsłoniły się jej piersi. Nie broniła do nich dostępu rozwartymi dłońmi. Przywarł do nich ustami. Całował delikatnie, muskał koniuszkiem języczka sutki.
- Dosyć, bo jeszcze… odsuń ten zamek i połóżmy się. Jestem już senna.
Nie sądził, aby w istocie była senna, ale dopuścił do siebie taką myśl, że Ewa chce teraz przespać się nie tylko leżąc obok niego, ale i z własnymi myślami. Wykonał to, co zamierzał i oboje ułożyli swoje ciała obok siebie.
- Tak będzie dobrze? - zapytał.
- Twarzami do siebie? Tak, tak będzie najlepiej. Tylko może wsunąłbyś swoje udo pomiędzy moje nogi. Chciałabym je zacisnąć mocno i poczuć cię tam… gdzie wiesz….
- Wiem.
Zrobił to.

Czy to był sen? Czy można wspólnie o czymś śnić? Jeśli można leżeć obok siebie, być do siebie przytulonym, mieć jednakie myśli i skojarzenia, to czemu by nie mieć tych samych snów. Był więc szelest trawy, odgłos czyichś nieudolnie stawianych kroków, głośne sapanie, głuche uderzenia w sprężystą powłokę, dźwięk przypominający tłuczone szkło, mroczne westchnienia, jakiś ryk podobny do skomlenia, wytłumione brzmienie upadku jakiegoś przedmiotu o ziemię i w końcu ostry, przenikliwy metalowy łoskot, słowem sen straszny, który trwał może i niedługo, lecz pozostało po nim nieprzyjemne wrażenie na ten ułamek nocy, jaki pozostał przed nimi.

Otworzyli oczy niemal równocześnie. Wetknięta pomiędzy niedomkniętą kurtynę drzwi do namiotu głowa starca rzucała głęboki cień zagradzając drogę niskiemu słońcu.
- Przepraszam, państwo śpicie? Na szczęście nie. To dobrze. Poszukuję Mućki… Mućki, mojej krowy. Zapalikowałem ją na łące, na zboczu, co schodzi ku rzece, a ta cholera… państwo nie mają pojęcia, co to za krowa podróżniczka, a jaka cwana. Przyszedłem po nią na poranne dojenie, a tu patrzę, ani krowy, ani palika. Czort z tobą tańcował, myślę sobie. Diablica wzięła nogi za pas i uciekła. Gdzież mnie jej teraz szukać, myślę, rozglądam się, oczy wypatruję, nie widzę czorta, a mleko w wymionach narasta, szkoda jej cierpień, a ta cholera żarta, że Panie Boże się zlituj, więc sporo mleka daje. Chodzę i chodzę… jak raz zobaczyłem ten namiot. Idę śmiało, bo jeśli namiot, to i ludzie, może kto ją zobaczył? Podchodzę, patrzę - stolik przewrócony, wazon na trawie bez wody, a z tych kwiatów, któreście pewnie państwo do niego włożyli to ledwie pęczek badyli został. Kwiaty żre, drodzy państwo, jak suchą koniczynę czy kiszonkę w zimie. Byłaś tu, cholero, pomyślałem sobie, bo zadeptałaś ognisko. Czegoś tu szukała, ja się ciebie pytam, wywłoko? Nie pora teraz na pieczone kartofle…. Tak i zaszedłem do państwa z zapytaniem, czy jej państwo nie widzieli przypadkiem.
Odpowiedzieli kręceniem głowy, równocześnie.
Kiedy strapiony starzec powolutku utorował drogę słońcu i przeklinając na krowę oddalił się od namiotu na tyle daleko, że nie słychać już było jego biadolenia, oboje parsknęli śmiechem.
- Oto twój intruz - rzekł Adam, a Ewa z oczami pełnymi czarujących łez szczęścia zastanawiała się, kto pierwszy powinien teraz wyjść z pościeli.
Może zrobią losowanie.

[29.05.2018, Nanterre, Hauts-de-Seine, we Francji]

5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. niniejszym oświadczam, że prawdopodobieństwo wystąpienia opisanego wydarzenia w realnym życiorysie opowiadacza jest znikome, wyrażone wręcz za pomocą liczby "zero" :-) :-) :-)

      Usuń
  2. Świetna historyjka, coś mi przypomina...

    OdpowiedzUsuń
  3. ... a to ciekawe, kim w twoim przypadku był ten "intruz"? :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń