Ten błękitny fartuch, czepek na głowie,
biały; spod niego upięte w kok kasztanowe włosy - ich kosmyki wystają poza
krawędź czepka, dotykają śnieżnobiałego kołnierzyka błękitnego fartucha.
Do żyły w zgięciu łokcia lewej ręki
wkuta igła kroplówki - przezroczysty płyn skapuje z banieczki do plastykowej
rurki, upuszcza kropelki podobnie jak to czyni poddany słonecznym promieniom
sopel lodu. Gdzie indziej uwiera cewnik - przetoka jest drożna.
Nie wie po jakim czasie, gdy wzięli go
na stół, usłyszał te słowa:
- Budzimy się. Otwieramy oczy. Jak masz
na imię?
Wykonał te polecenia, chyba bardziej po
to, aby zjawa w błękitnym kitlu sobie poszła.
Zasnął.
I znów:
- Teraz nie trzeba spać. Taki kawał
chłopa, a senny, zmęczony?
Pobłękitniało mu w oczach. Coś sobie
przypominał. Z trudem uniósł głowę, a właściwie sam podbródek. Postać stojąca
przy jego łóżku pochłaniała znaczną część słonecznej poświaty, którą
absorbowało pomieszczenie w jakim się znajdował.
- No dobrze, skoro kontaktujesz,
kojarzysz i wiesz kim jesteś, możesz się jeszcze zdrzemnąć.
Kiedy się obudził, szyby w oknie
pociemniały, ale nie były jeszcze czarne jak szkolna tablica. Jeszcze raz
pojawiła się przed nim sylwetka w błękicie. Poczuł chłodny dotyk wilgoci na
swoich ustach. Wyssał ją z czegoś, co przywiodło mu na myśl gąbczasty patyczek.
- Siostra przygotowywała mnie do
operacji? Uczestniczyła w niej?
Stała przy nim blisko. Poczuł nawet jak
przypadkiem uderzyła kolanem o krawędź łóżka. Syknęła z bólu, ale zwrócił uwagę
na coś innego - jej zanurzone w ciemnym, słodowym piwie oczy nagle powiększyły
się jakby miały wyrazić największe zdziwienie.
- Widzę, że ci się poprawia. Mama się
ucieszy… nie, ja pracuję tylko tutaj. Przywieziono cię wczoraj po południu. Nie
sądzę, abyśmy widzieli się przedtem.
- Jak to? Kojarzę przecież ten siostry
błękitny fartuch. Kręciła się siostra wokół mnie, a tuż przed tym, kiedy
zasnąłem, siostra kazała mi liczyć do dwudziestu. Nie zdążyłem do aż tylu.
- To zwidy, halucynacje. Operowany byłeś
w błękitnej sali. Mamy jeszcze kremową i seledynową, ale chyba ta w błękicie
wygląda najpiękniej. A liczyć kazała ci zapewne pani doktor anestezjolog.
Przyjął jej wyjaśnienia do wiadomości,
ale w nie nie uwierzył, po czym jednak spróbował nadać swoim myślom kształt
bardziej logiczny.
- Być może spotkałem ją dopiero tutaj,
kiedy przywieziono mnie z operacyjnej sali - pomyślał. - Musiało tak być, bo
wydaje mi się, że ktoś wcześniej już mnie wybudzał, a potem pędziłem na jakimś
wózku czy łóżku do windy, wjechałem nią czy zjechałem, pchano mnie potem. Tak,
musiałem mieć oczy otwarte, kiedy się tutaj znalazłem i wtedy mogłem zobaczyć. Nie
mogłem się poruszać i mówić, ale nie odczuwałem bólu.
- I siostra się mną opiekuje? - zapytał.
- Tak, właśnie to robię.
- Ile czasu minęło od operacji?
Przeliczyła w myślach, potem powiedziała
na głos:
- Operacja mogła się zacząć wczoraj o
dziewiątej rano. Do dziewiątej mamy dwadzieścia cztery plus dwanaście, daje
trzydzieści sześć godzin, robaczku.
- I tyle czasu siostra zajmuje się mną?
- Wyobraź sobie, że tak. Ale nie martw
się, w pokoju pielęgniarek mamy leżankę, to sobie odpoczywam, a gdyby działo
się coś niepokojącego, zawsze może do ciebie podejść koleżanka. Ale nic takiego
się nie stało, bo przez większość czasu śpisz jak zabity… - zmieszała się,
wypowiadając te ostatnie słowa. A jeśli chcesz wiedzieć, twoja matka zapłaciła
mi dodatkowo za indywidualną opiekę nad tobą, chociaż nie musiała tego robić,
bo jesteś wyjątkowo dobrym pacjentem.
Nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Ale, jak znam życie, dopiero kiedy
będzie ci się poprawiać, zaczniesz kaprysić. Tak już jest z pacjentami.
- I wszystko siostrzyczka robi wokół
mnie?
- Na razie niewiele. Wymieniam ci
kroplówki, daję zastrzyki, mierzę temperaturę, zwilżam ci usta wodą, ocieram
pot z czoła. To żadna praca. Nawet nie muszę ci przynosić kaczki, bo jak się
orientujesz…
Zmieszał się i zaczerwienił na twarzy
- Ale twój mocz oczywiście wylewam… no
coś taki zdziwiony? Nie wiesz jak jest w szpitalu?
- Jestem w nim pierwszy raz.
- Łatwo poznać. Niedoinformowany. Ale
już jutro od samego rana wezmę się porządnie za ciebie. Najpierw sprawię, abyś
usiadł, potem wetrę w twoje plecy spirytus, później wychłoszczę cię dłońmi,
abyś się nie nabawił odleżyn i, co gorsza, zapalenia płuc. Następnie nauczę cię
chodzić - będziemy sobie grzecznie spacerowali po korytarzu jak para
zakochanych, wykąpię cię potem i w ogóle doprowadzę cię do stanu używalności.
W dalszym ciągu nie odpowiadał, a
jedyne, co w tej chwili czuł, poza oczywiście tym, że jego ciało zdawało się
teraz składać z dwóch niezależnych od siebie, choć mocno spiętych z sobą
chirurgiczną nicią części, prócz tego uczucia czuł wstyd, wstyd z tego powodu,
że rozmawiając z siostrą leży nagi, acz okryty lekką kołdrą, nagi i bezbronny,
że zdany jest teraz na nią, na jej opiekę, na to, że najzwyklejsze i te
najbardziej intymne czynności zmuszony będzie wykonywać przy jej asyście.
- Jak siostra sądzi, długo mnie będą
tutaj trzymali?
- Nie wiem, to zależy od lekarzy. A ty
chciałbyś długo czy krótko?
- Też nie wiem.
- To zróbmy tak. Na dzisiejszy wieczór
niczego więcej ci ode mnie nie trzeba. Po prawej stronie, koło biodra masz
przewód dzwonka. Wiesz, jak się nim posługiwać? Po prostu naciskasz tu, w tym
miejscu - pokazała. - Ja pójdę się położyć, a jutro pobudka w pół do siódmej,
zastrzyk, nowa kroplówka, siadamy, nacieramy spirytusem i tłuczemy po plecach,
a po obchodzie, zapraszam na randkę, na spacer po korytarzu… przyjdziesz?
Skinął głową. Odprowadzał wzrokiem
błękitną postać siostry, która nie była już zjawą, nie była przywidzeniem. Zamknął
oczy i pomyślał, że spróbuje sobie coś przyśnić o prawdziwej randce.
[22.05.2018, San Sebastian, Kraj Basków, w Hiszpanii]
W takich momentach jesteśmy bezbronni jak dzieci...a od sióstr i salowych zależy tyle samo niemal, co od lekarzy.
OdpowiedzUsuń... święte słowa, wiem coś o tym, bo przydarzyło mi się spędzić w szpitalu jednym ciągiem tyle dni, ile liczb w dużym lotku, czyli 49... pozdrawiam
UsuńZawody związane z medycyną są z jednej strony bardzo odpowiedzialne, bo dzierżą w swoich rękach ludzkie życie, a z drugiej bardzo niewdzięczne, bo pacjenci potrafią być bardzo uciążliwi.
OdpowiedzUsuń... ja bym jeszcze dopisał do tego to, że zawód lekarza czy pielęgniarki wymaga nadto swoistej empatii, a przecież wiadomo, że dziesiątki i setki "przypadków chorobowych" mogą tę empatię uśpić...
Usuń