Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 czerwca 2018

SŁÓWKA (5) KONTROWERSYJNIE


A/
Podobno zaczął się Mundial. Żartuję z tym „podobno”, bo przecież wiem, że kopanie piłki rozpoczęte, w niewłaściwym miejscu, bo w Rosji, no i ten Putin na trybunach.
To już drugie mistrzostwa świata w kopaniu piłki, które spędzam poza krajem, prowadząc auto, przystając na parkingach, podążając do celu raz wolniej, raz szybciej. Czy żałuję, że nie oglądam? Gdyby postawiono mi to pytanie lat temu kilkadziesiąt, wściekła łza spłynęłaby mi po policzkach. Ja zagorzały kibic najpierw Górnika Zabrze, potem Widzewa i po części krakowskiej Wisły już nie kibicuję.
Piłka nożna schodzi na hieny (tym jednym słowem oszczędzam Bogu ducha winne psy), stała się nieprawdopodobnie komercyjna, a duch sportowej rywalizacji pomieniał się z innym duszyskiem łasym na kasę. W kopaniu piłki do bramki liczą się pieniądze, a kto ich nie ma, wypada z gry.
Oprócz tego piłka nożna w polskiej wersji językowej podpadła mi zarówno nieudolnością i niecierpliwością zarządów i właścicieli klubów, jak i też plagą szarańczy kiboli. Na tych ostatnich to chyba żadnej siły nie ma. Czy to u siebie, czy na wyjeździe, czy w kraju, czy za granicą, kibole jak chcą, rozgonią towarzystwo, zdemolują stadiony, zniszczą pociągi pod specjalnym nadzorem, zdeprawują przystadionowe enklawy miast pieśnią wulgarną i nikczemnym słowem. A policja, która ostatnio ma nieocenione zasługi w chronieniu parlamentu przed obywatelami, wyłapie dwóch czy trzech najbardziej rozbrykanych gówniarzy (albo takich, którym po wypiciu skrzynki piwa nogi odmówiły posłuszeństwa w ucieczce przed „niebieskimi”), chociaż z zapisu magnetowidowego wynikało, że demolkę urządziło sobie dwustu.
 I wydumałem sobie takie oto spostrzeżenie - kopanie piłki jest dla kiboli, nie dla mnie.
Drugie uczucie, które miota mną bezustannie jest tego rodzaju: dlaczego właśnie kibole mają glejt na rozróby? Dlaczego? Toż to na Jasnej Górze ich błogosławią, a miłościwie władający krajem reżim widzi w kibolach niezłomnych patriotów. Czy w takiej sytuacji należy się dziwić temu bezkarność tych imbecyli kwitnie jak bzy w maju?
B/
Jeżdżąc po Europie nawiedza mnie często uczucie niezrozumienia tego, co się dzieje w kraju. Owszem, pewnie też nie do końca rozumiem, co się wyprawia na zachód od Odry, chociaż świadomy jestem problemów z emigrantami, pomimo tego, że ta akurat kwestia podkolorowana jest medialnie, bo znakomita większość smagłoskórych przybyszów z Afryki i Azji funkcjonuje całkiem nieźle w społeczeństwach Europy Zachodniej i mówienie o inwazji obcych kultur na Europę jest, delikatnie mówiąc, przesadzone.
Zastanawiam się nad tym, dlaczego w moim rodzimym kraju, który, jak sądzę, wielkich krzywd od emigrantów nie doznaje, tak wiele się mówi o upadku cywilizacji - pięta powiedziałby: - upadku cywilizacji białego człowieka, a ktoś inny jego pokroju dodałby natychmiast - katastrofie, jaka rysuje się grubą kreską przed religią katolicką. Ktoś jeszcze inny zauważy, że wierzący w Boga chrześcijanie są prześladowani, nie dopowie jednak tego, że nie dotyczy to naszego kraju, a jest wręcz odwrotnie - to katolicy prześladują pozostałych. Na fejsbuku napotkałem ostatnio podsuniętą przez kogoś cenną myśl radnego z Krakowa czy Krakowskiego, który optuje za wybudowaniem osiedla przeznaczonego wyłącznie dla katolików. A zatem nie chodzi tu li tylko o emigrantów, ale też o nas, drugiego sortu, ale jednak Polaków.
Obiło mi się o uszy, że na stulecie niepodległości reżim ma postawić stumetrowy krzyż przewyższający niemal dwukrotnie ohydny, betonowy posąg Jezusa ze Świebodzina. Pomysłodawcy zapewne myślą, że stary Pan Bóg ma zbyt słaby wzrok i pomniejszych krzyży ze Swojej Wysokości nie zobaczy.
Mówienie o prześladowaniu chrześcijan w kraju, który w dziarskim tempie szwoleżerów z Wiejskiej zmierza ku państwu wyznaniowemu jest rozmijaniem się z doczesną rzeczywistością. I nie pomagają cenne słowa papieża Franciszka, że (przykro mi, ale z pamięci nie zacytuję) jest mu równie bliski ateista czy wyznawca innej religii - w naszym kraju mamy przecież swoich papieży z biskupami i ojczymem rydzykiem na czele.
Polska ma pozostać po wsze czasy enklawą katolicyzmu, a patriotyzm Polaka, co głoszą bilbordy, funkcjonować może jedynie z krzyżem.
Skąd ta pogarda dla myślących i czujących inaczej? Gdzie się podziała wiara pierwszych chrześcijan, naprawdę prześladowanych? Dlaczego z tak ogromną ignorancją „prawdziwi” polscy katolicy odnoszą się do tych „skundlonych”, otwartych na świat i wyzwania współczesności - wierzę i wiem, że są tacy, acz nie dość zaciekle wypowiadają swoje zdanie, bądź też bywają zagłuszani.
Wiem, że to, co za chwilę napiszę, nie spodoba się co niektórym rodakom, ale ta pyszna wiara „prawdziwków” we własną nieomylność ma wiele wspólnego z pontyfikatem Jana Pawła II. Doceniając wprawdzie rolę papieża Polaka w szerzeniu religii katolickiej na świecie, papieża obdarzonego niezwykłą charyzmą, doszedłem do wniosku, że owa wyniosłość katolickich elit w naszym kraju, ściśle jest powiązana z pragnieniem świętości Karola Wojtyły. Tak, utrzymuję, że Jan Paweł II myślał o świętości i sławie, i wielce radowała go myśl, że jest uwielbiany, że przyciąga tłumy, a że Los lub, jak kto woli, Siła Wyższa, obarczyła go „krzyżem zamachu” na jego życie i chorobą skutkującą śmiercią męczennika, nietrudno o legendę, nietrudno o wyniesienie go na ołtarze.
Przy wielu godnych uszanowania cechach, jakie posiadał papież Polak, Karol Wojtyła cierpiał na małostkowość i pobłażliwość. Nie zauważał, albo zauważyć nie chciał, że pod maską uwielbienia, z jakim niemal na każdym kroku się stykał, krył się nie tylko szacunek i zwykła, szczera miłość do człowieka - pierwszego katechety i dobrego pasterza, ale i pazerność, fałsz i obłuda, a nade wszystko pycha, z którą poradzić sobie może jedynie bicz boży.
Małostkowość Jana Pawła II polegała między innymi na tym, że radowały go te stawiane mu za życia pomniki, te place i ulice pod jego wezwaniem. Dobry pasterz odporny jest na pokusy samouwielbienia, reaguje na zło, które wyrasta na łące, gdzie pasą się jego owce, napomina i karci nie tyle swoich wrogów, a tych, którzy pod pozorem miłości do niego, sieją nienawiść, gardzą innymi, wykorzystują małoletnich, słowem pomnażają zło, którego i bez ich sprawstwa jest w świecie wiele.
Wobec tych, którzy „klaskaniem mając obrzękłe prawice” wpadli w ramiona pychy i nadzwyczajnego chamstwa, papież Polak był pobłażliwy.
Jak dobry pasterz może godzić się z tym, że w kraju jego dzieciństwa, młodości i dorosłości funkcjonuje i ma się dobrze jeden z najdoskonalszych fałszerzy chrześcijańskiej religii, ojciec tadeusz rydzyk z jego rosnącą w potęgę sektą - odrzucającą każdego człowieka, który myśli inaczej niż ten pazerny biznesmen z Torunia?
rydzyk upokarza, rani i obraża swoim jestestwem moje uczucia religijne, jest odrażający w swojej żądzy panowania nad człowiekiem, grzeszy natrętną pychą, chełpi się bogactwem, chciwie domaga się jałmużny, nie tylko od byłych rządów, ale i od obecnego reżimu, któremu podał na tacy elektorat, ciemny i zagubiony, nieświadomy i poddający się manipulacji, wyciąga nieszczere ręce po kasę od znienawidzonej Unii, a jednocześnie sieje nienawiść do każdej niepolskiej nacji.
Oczywiście ten anty-chrześcijanin z Torunia, a z samego piekła rodem jest tylko symbolem zła, jakie dzieje się w polskim kościele katolickim. Zaciekły wróg religii katolickiej zaciera tylko ręce, bo jak świat światem, zawsze pycha doprowadza do zagłady, i jednostkę, i narody wywyższające się ponad inne.
Nie jestem nieprzyjacielem żadnej religii, także katolickiej, wśród której wyrosłem, wychowałem się, odchodziłem od niej, wracałem, znów błądziłem, ale zawsze szanowałem uczucia osób wierzących, potwierdzając ich niewymuszone prawo do wiary w istotę nadprzyrodzoną, tak samo jak człowiek ma prawo do godnego życia, pracy, miłości… do szczęścia.
Jednakowoż mając na względzie także to, co powyżej napisałem, nie wiem, czy przypadkiem nie nadszedł dzień, w którym zdecyduję się na apostazję….

[17.06.2018, Gruibingen, Goppingen w Niemczech]

3 komentarze:

  1. Dzisiejsza piłka i obecne mistrzostwa to nie to samo co kiedyś, na wielu blogach to zdanie się potwierdza.
    Wszystko co napisałeś w drugiej części jest smutne dla katolików, ale prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
  2. W Krakowie buduje się osiedle katolickie, w domyśle: lepsze niż inne.Pycha i buta ewidentna.
    Serdeczności zasyłam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mocne słowa. Ale wcale Ci się nie dziwię.
    Bo to sama prawda.

    OdpowiedzUsuń