Temat, który
właśnie napoczynam, pojawił się w kawiarence już parę razy, ilekroć wspominałem o
książkach Ladislava Fuksa. Powiem więcej, zanosi się na to, że jeszcze nie raz
poruszę wątek stylistycznego kunsztu tego pisarza.
Ostatnimi czasy, po powrocie
do kraju z podróży, podczas której przeczytałem kilka książek, sięgam po „Wariacje
na najniższej strunie” Fuksa. Nie czytam tekstu w całości - otwieram książkę na
dowolnej stronie, czytam fragment, zachwycam się nim i zazdroszczę autorowi.
Podobnie rzecz się miała i tym razem. Zanim spróbuję wyjaśnić, czemu akurat
Fuks i jego „Wariacje” przytoczę fragmencik tej powieści i wprowadzę w cytowany
wątek. Fuks w poniższym fragmencie wyznaczył na narratora małego chłopca, który
na prośbę dziadka udał się rodzicami do Wiednia, gdzie uczestniczy w ceremonii
pogrzebowej dostojnika państwowego - zacnego generała.
Oto ten fragment:
„Jednocześnie znowu
zagrzmiały organy, sklepienie zadrżało i jakby się zupełnie otworzyło, w
powietrzu zalśnił deszcz kropelek. Spadły na czapkę dziadka i na pierś i
błyszczały tam jak małe tęczowe kropelki. Dziadek uśmiechnął się i jedną
kroplę, która przylgnęła mu do policzka nieznacznie otarł. Potem rozległ się
krótki śpiew, śpiew złotych ornatów, a potem ciężka, poważna muzyka, to mógł
być tylko Beethoven. Była tak wstrząsająca, że wiele ludzi za naszymi plecami
płakało. Mama trzymała chusteczkę przy oczach i była bardzo blada, brat mamy
zasłaniał sobie oczy dłonią. Wydawało mi się, że i sam Gini ma łzy w oczach,
ale z pewnością było to złudzenie, muzyka nie tak łatwo wzrusza Giniego,
chociaż bardzo ją lubi. Ojciec był lodowato spokojny, dostojny i poważny. Ta za
nami głośno wciągała ślinę przez zęby, chociaż się wcale nie odzywała. Nie
odwróciłem się, ale mógłbym przysiąc, że jej łzy z oczu nie ciekły… Nagle grono
w ornatach poruszyło się w niszy, czarno-złota czapa z laską zrobiła krok w
stronę dziadkowego fotela i powoli, nieznacznie skinęła chudą pożółkłą twarzą.
Wyglądało to, jakby chciała dziadkowi taktownie przypomnieć, że już czas…”
Ot, urywek tekstu opisującego
wrażenia bohatera - obserwatora tej smutnej, lecz jakże dostojnej uroczystości.
Opis jej nie jest do końca realistyczny, zawiera elementy wydobyte z wyobraźni
obserwującego. Cóż my tu mamy? Po wybrzmieniu organów pojawił się pod niby
otwartym sklepieniem świątyni „deszcz kropelek”, zaczyna się „śpiew złotych
ornatów” (nie księży ubranych w ornaty), rozlega się wstrząsająca, „poważna, ciężka muzyka” i jest
to muzyka koniecznie "Beethovena".
Chłopiec obserwuje
reakcje najbliższych mu osób: matka trzyma chusteczkę przy oczach i płacze,
brat mamy też łka, choć zasłania sobie oczy dłonią, kuzyn Gini też ma łzy w
oczach, ale chyba z powodu słyszenia tej ciężkiej muzyki, choć jest to dziwne,
bo Giniego muzyka nie wzrusza, ojciec chłopca jest „lodowato spokojny, dostojny
i poważny” (zwięzła, acz w całej rozciągłości prawdziwa charakterystyka ojca
chłopca), jakaś pani z tyłu, zdaniem głównego bohatera książki z pewnością nie
płacze. Po chwili ornaty poruszyły się (nie księża w ornatach a ornaty), zaś „czarno-złota
czapa z laską” (nie biskup czy kardynał, a właśnie „czarno-złota czapa z laską”)
kieruje się w stronę dziadka."
Gdyby mi przyszło
cytować dalej, opis ceremonii pogrzebowej zawierałby dziesiątki podobnych niuansów
- przedstawiałby połączenie realnego opisu rzeczywistości z wyobrażeniami na
jej temat dziecka.
W innym miejscu, nieco
dalej, Fuks włoży w usta bohatera następujące słowa: „Czułem, jak kostucha za
mną nadyma się, chyba z dumy, i nie wiedziałem dlaczego.” Wbrew pozorom tą „kostuchą”
nie jest śmierć, lecz pewna dystyngowana dama, ta, która nie uroniła łzy i która
po uroczystości żałobnej, podczas konsolacji zasiądzie przy stole naprzeciwko
chłopca.
Artyzm stylistyki
Ladislava Fuksa polega na tym, że pisarz nie ogranicza się do zdawania relacji
z doniosłego acz przykrego wydarzenia, jakim jest pogrzeb sławnego i zasłużonego
dla Cesarstwa człowieka, ale pogłębia ten opis o zapis wydobyty z wyobraźni
tego, kto o uroczystości opowiada. Często skojarzenia chłopca są zdumiewające,
ocierające się o surrealistyczne spostrzeżenia czy wizje podszyte zawoalowanym
humorem, jakże niepasującym do powagi sytuacji. I właśnie w tej poetyce
opisywania świata i ludzkich przeżyć, w połączeniu tych dwu elementów zawiera
się pełnia prawdy o życiu przeniesiona na język literacki.
Spróbujmy sobie
przypomnieć jakąś ważną uroczystość, w której uczestniczyliśmy (nie mam na myśli
jedynie pogrzebu) - czy będąc jej świadkiem, a może i podmiotem, nasze myśli
podążały jedynie za pojedynczymi faktami, które obiektywnie mogliśmy
potwierdzić i zapisać we własnej pamięci, czy może myśli nasze rozbiegały się w
różne strony, dążąc ku wspomnieniom, ku innym wydarzeniom, w których braliśmy
udział, czy wreszcie może zdarzyło nam się ulecieć z myślami w krainę ułudy, niemającej
bezpośredniego wniosku z wydarzeniem dziejącym się tu i teraz?
Wydaje mi się, że w taki właśnie sposób funkcjonuje ludzki umysł. Nie jest on puszczoną w ruch kamerą,
rejestrującą jedynie bieżący obraz i dźwięk, a działa wielotorowo, wydeptuje nowe ścieżki w zgoła nieoczekiwanych miejscach, gubi główny wątek, zbliża się do niego, to znów
oddala i w efekcie zamiast precyzyjnego skopiowania rzeczywistości mamy do
czynienia z obrazem podmalowanym przez naszą wyobraźnię.
Pisarstwo Fuksa, choć
pozornie klasycznie realistyczne i dbające o detale, zdaje się być takim wyobrażeniem
rzeczywistości stworzonej przez tego, który ma w sobie tyle siły, umiejętności i
talentu, aby wyobrażenie to przelać z myśli na papier.
Ale to nie jedyna pozytywna
cecha literatury autorstwa tego niesłusznie tak mało w Polsce znanego czeskiego
pisarza.
[03.06.2018,
„Dobrzelin”]
To prawda, w trakcie niektórych, zwłaszcza przydługich uroczystości, nasza uwaga krótko skupia się na przebiegu zdarzenia, po jakimś czasie myśli dryfują gdzieś obok...
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać, ale Fuksa nie znam. Za to zachęcona sięgnę z pewnością po wielotorową prozę autora. A rozbiegane myśli znamy z autopsji.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam