- Nie mogłem wcześniej – zastrzegał się, gdy już wydobył z papierowej torby pierożki, które następnie przygrzał na patelni z odrobiną przyniesionego tłuszczu. - Wypytywali się, jak sobie radzę, gdzie mieszkam i to przygnębiające, dlaczego opuściłem miasto, gdzie miano by nade mną opiekę, to ja właśnie przekonywałem ich, że nie chcę być pod niczyją kuratelą, dość miałem przebywania w zakładzie zamkniętym, gdzie źle mi nie było, nie powiem, ale całego życia nie można spędzić będąc zależnym od innych.
W kuchni tlił się jeszcze olszynowy korzeń, który zanim pójdą spać zasypany będzie jeszcze dwoma szufelkami węgla; węgiel trzeba oszczędzać, bo się kończy, z drzewem zdecydowanie lepiej.
Żbik nie odzywał się, lecz w duchu przyznawał Ceglarzowi rację, że nie można być całe życia zależnym. Znacznie korzystniej jest tak jak z nimi, gdy jeden zależy od drugiego, a potem następuje zmiana i można sobie dzięki niej pojeść pierogów z mięsem, i napić się prawdziwej rozpuszczalnej kawy można, choć kawa do mięsa nie pasuje, a jeszcze przed snem spożyć trochę bimbru od znajomego Ceglarza. Żbik w swoim rozmyślaniu zauważył, że chociaż mocnego trunku mają pod zapasem, to wypijają go w ilościach skromnych nawet jak na niego, nie mówiąc już o Ceglarzu, który zdawał się być przyzwyczajony do tęgiego picia. Czemu to przypisać?
- Nie zdradziłem, gdzie osiadłem na stałe; pastor domyśla się, że nocuję u kogoś, może nawet u jakiej kobiety w mieście albo w jakiej wiosce, ale on nie widziałby w tym niczego zdrożnego, gdyby jaka kobieta mnie przygarnęła; żałuje bardziej tego, że na mszy mnie nie widzi, a ostatnio byłem coniedzielnym gościem w kościółku, choć kilka razy zarzucałem pastorowi, aby przesunął mszę na dziesiątą, bo ta o dziewiąej jest dla mnie za wcześnie.
- Pierogi świetne – przyznał Żbik próbując zmienić na chwilę temat.
- Po tym, co mnie spotkało ze strony mojej byłej, nie nadaję się do tego, aby zamieszkać z kobietą, chociaż pastor przekonuje mnie, żebym nie tracił wiary. To oczywiście pastorowa je lepiła, akurat robiła to, jak wszedłem. Miałem pobyć chwilkę, tak jak ci wcześniej mówiłem, o gromnicę mi chodziło, bo wiem, że pastor porobił zapasy świec, a u nas to towar luksusowy. Nie dość, że świecę dostałem, to jeszcze półlitrową butelkę nafty… - Ceglarz aż uśmiechnął się do swoich słów – a pastorowa nakarmiła mnie czerwonym barszczem z tymi właśnie pierogami i zaopatrzyła mnie na drogę.
- A jak tobie poszło z tą wizytą – zapytał po chwili Ceglarz.
Chodziło mu głównie o to, czy ci z gminy wiedzą o jego obecności w „posiadłości” Żbika, a wolałby, żeby nie wiedzieli, zresztą między innymi dlatego zniknął ze wsi na czas wizyty, aby nie być zauważonym przez gminne władze, przez tą panią Zdzisławę, która zdaje się wiedzieć wszystko o każdym mieszkańcu wioski, bo też, co już nie jest tak bardzo typowe w innych gminach, bardzo angażuje się w swoją pracę.
- Przyjechała z policjantem, którego widziałem po raz pierwszy na oczy. Przywieźli z sobą koc, trochę konserw, parę pudełek ryżu i kaszy, mydło, ręcznik, nawet czekoladę – odparł szczegółowo Żbik.
- To miłe z jej strony, ale mnie chodzi o…
- Rozumiem. O tobie nic nie wiedzą. Kazali powiadomić gminę, gdybym miał cię zobaczyć, ale o tym, że nie korzystasz już z ośrodka oczywiście wiedzą.
- Nie za dużo tej wiedzy?
- Nie dziw się. Wioska, choć to siedziba gminy, niezbyt rozległa, miasteczko małe, każdy o każdym wie prawie wszystko. Powiem ci, że pani Zdzisia podejrzewa, że mieszkamy razem, tak jakoś patrzy z jej oczu.
- Dlaczego nie powie ci tego wprost?
Skończyli pałaszować pierożki. Żbik poczęstował Ceglarza papierosem, ten zaś polał do kieliszków księżycówki.
- Co za dziwna okolica, nie sądzisz – kontynuował Ceglarz. - Władza puszcza pomimo uszu fakt, że zajmujemy dom, który nie jest naszą własnością, w wiosce wszyscy o tym wiedzą, a jednak trzymają to w tajemnicy, my z kolei zachowujemy się trochę jak ludzie wyjęci spod prawa, tak jakbyśmy się ukrywali przed światem, przed policją, która pewnie też wie o nas niemało. Jak to wytłumaczysz?
Obaj niemal równocześnie zaciągnęli się papierosowym dymem.
- Nie potrafię, ale i nie przejmuję się tym zbytnio. W końcu nie robimy nic złego. Powiem ci, że w takiej wiosce jak ta, oddalonej od świata, małej jak łupinka orzecha, ludzie może i są inni, może mniej cywilizowani, lecz przez to mniej zepsuci. Gdyby czuli się zagrożeni z naszej strony, doświadczylibyśmy całkiem innych reakcji, ale że nie stanowimy zagrożenia, a ja przez tych parę miesięcy pomagałem im, powiem ci szczerze, że nie dlatego, aby wkupić się w ich łaskę, ale bardziej aby przeżyć, więc robiłem to poniekąd z egoistycznych pobudek, aby uzyskać nie tyle ich sympatię, a coś do przegryzienia, do życia, tak czasami człowiek postępuje: jedni kradną, aby przeżyć, innych odstręcza takie postępowanie, więc zyskują sympatię, i dlatego dbam o to, aby ich nie zawieść, ich i siebie.
- Bardzo naukowy ton - zdradził swoje zainteresowanie wypowiedzią Żbika Ceglarz.
- Z zawodu jestem socjologiem. To jedna z moich profesji.
- No proszę, zaskoczyłeś mnie. Socjolog, do niedawna bezdomny, skłócony z życiem, pozbawiony pracy, ale pracujący po to, aby przeżyć. Co będzie, jak pani Zdzisława się dowie? Żbik rzeczywiście sprawiał wrażenie zaskoczonego. Ponownie nalał samogonu w kieliszki, tak jakby przeczuwał, że picie alkoholu ze Żbikiem rozwiąże tamtemu język.
- A jeśli ona wie o wszystkim?
[13.02.2021, Toruń]
Świat się zmienia.Jeszcze trochę i nikt nie będzie znał smaku rosołu z kaflowej kuchni, potraw z szabatnika, a nawetzapachu olch wydobywanych z kominków, bo przecież palić w piecach nie wszędzie wolno. Ten dawny świat z jego dylematami zostanie jedynie na kartkach papieru utrwalony.
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam
... bo tak naprawdę, to opowiadanko w odcinkach nie jest dokładnie umiejscowione w teraźniejszości i podstawową w nim zasadą przeżycia jest, że jeśli jest zimno, to należy napalić w piecu; jeśli chcesz coś zjeść ciepłego, trzeba rozpalić w kaflowej kuchni. Cóż mi po sterylnej czystości planety (do tego wszak nie dojdzie nigdy), gdy pomrę z wychłodzenia lub głodu. Myślę, że do każdej zawiłości klimatycznej należy podchodzić z sensownym umiarem, bo tak naprawdę nie wiemy do jakiego stopnia za naszą planetę odpowiada człowiek, a do jakiego ten/ci, co kręci/kręcą wszechświatem.
Usuń