CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

06 lutego 2021

ZAPISKI Z CZASÓW DYKTATURY (292-294) KRZYSZTOF KOWALEWSKI. DZIEŃ OSTATNI, DZIEŃ PIERWSZY.

 

292.

Maria Koterbska, Wojciech Pszoniak, Ewa Demarczyk, Dariusz Gnatowski, Ryszard Kotys, a niemal przed chwilą Krzysztof Kowalewski to znani nasi aktorzy i artyści estradowi, których nie ma już z nami, a przecież to zaledwie kilkoro spośród tych, którzy odeszli w ostatnich latach. Aktorów i piosenkarzy pamięta się może bardziej niż innych, gdyż przyzwyczailiśmy się do ich wizerunku w kinie, na koncertach, w mediach. Bywa tak, że towarzyszyli nam od samego dzieciństwa, byli rówieśnikami, starszymi naszymi „siostrami” i „braćmi”. Podziwialiśmy ich, dziękowaliśmy, że są z nami, wyznaczając niejednokrotnie nowe trendy mody, a jeśli udało nam się z nimi spotkać na wieczorze autorskim, mogliśmy z nimi porozmawiać albo stwierdzić czy w „realu” są tacy sami jak w kinie czy w telewizji.

Pomyślałem sobie, że zbyt rzadko umieszczam ich w swoich zapiskach w kawiarence, stanowczo zbyt rzadko za życia, bo czas nie lituje się nad wiekiem.

Krzysztof Kowalewski znany jest z gry w wielu polskich komediach, w których stworzył dzięki swojemu talentowi niezapomniane kreacje, między innymi w „Brunecie wieczorową porą”, „Misiu”, „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz” czy „CK Dezerterzy”. Zwróciłbym uwagę na jego role w filmach „rodzinnych” dla młodzieży. Według mnie pan Kowalewski znakomicie realizuje się jako ojciec czy dziadek, ocieplając wizerunki granych przez siebie postaci. Stąd z ogromna przyjemnością oglądałem „Rodzinę Leśniewskich”, „Jankę” czy „Urwisy z Doliny Młynów”.

Ale pan Krzysztof Kowalewski to niezapomniany partner Marty Lipińskiej w zabawnym słuchowisku Jacka Janczarskiego „Kocham pana, panie Sułku”.

Zresztą trudno zliczyć dokonania pana Krzysztofa, aktora, którego dorobek artystyczny jest nie do przecenienia. Niech odpoczywa w pokoju.

293.

Jako miłośnik małych form w literaturze, kinie czy też w muzyce klasycznej żałuję (pisałem już o tym w kawiarence), że polskie kino poza studyjnymi filmami absolwentów szkół aktorskich praktycznie zrezygnowało z fabularnego krótkiego metrażu. Również w ostatnich latach rodzima telewizja (dotyczy to nie tylko telewizji pisowskie) preferuje bzdurne seriale i paradokumentalne tasiemcowe potworki zamiast współuczestniczyć w produkcji filmów krótkometrażowych ambitniejszych niż „M jak miłość”. Drzewiej było inaczej. W PRL-u powstało wiele telewizyjnych produkcji mieszczących się w czasie pięćdziesięciu lub mniej minut; powstawały też filmy reżyserowane przez różnych twórców, a następnie połączone w jedną zbiorczą całość. Jeszcze inną formą istnienia krótkiego metrażu w polskim filmie był serial, w którym poszczególne części zachowywały niezależną fabułę. Tak się dzieje w przypadku „Dzień ostatni, dzień pierwszy” z roku 1965 składającego się z ośmiu autonomicznych fabuł, obrazów posiadających różnych reżyserów. Dlaczego cenię sobie takie kino? Uważam, że sama wypowiedź filmowa, na którą przeznacza się mniejszy czas jest trudniejsza, niż ma to miejsce w pełnometrażowym obrazie filmowym, który oprócz momentów świetnych, może zawierać pewne formalne, artystyczne niedociągnięcia, bo ekipa filmowa rozliczana jest z całości filmu.

294. Kilka kadrów z serialu  "Dzień ostatni, dzień pierwszy"

  • "Na melinę"



  • "Nazajutrz po wojnie"



  • "Buty"



  • "Wózek"
[06.02.2021, Toruń]

8 komentarzy:

  1. Coraz smutniej się robi....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... niestety nic się na to nie poradzi... z odchodzącymi aktorami jest trochę tak jak z członkami rodziny - towarzyszyli oni naszemu życiu...

      Usuń
  2. Właśnie rozmawiamy z mężem o rolach pana Kowalewskiego...najlepsi aktorzy odchodzą, a następców nie widać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... rzeczywiście... nie ma obecnie nowych wielkich aktorów. Kiedyś promocją dla takiego aktora - mam na myśli najszerszą widownię - był poniedziałkowy film czy ambitne, co nie znaczy śmiertelnie poważne, filmy w TV lub w kinie, a dzisiaj aktorzy bazują na udziale w bzdurnych serialach, czasami niszczą swój talent wystepując w reklamach...

      Usuń
  3. Stara gwardia odchodzi a nowej brak. Nie potrafię wymienić żadnego nazwiska aktora młodego pokolenia. Tylko celebryci są, bo tak jest łatwiej. Miałkość i tyle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no właśnie, zwróciłaś uwagę na znamienną cechę dzisiejszych czasów - kiedyś aktorzy, czy w ogóle artyści, pracowali na swój wizerunek właśnie pracą, a dziś eksponują raczej swoje osobiste życie; podchwycają to media i w ten sposób powstaje na naszych oczach klan celebrytów, a publiczność dowie się znacznie więcej o związkach artystów, narodzinach ich dzieci, rozstaniach, ślubach i pogrzebach - sztuka aktorska schodzi na plan dalszy.

      Usuń
  4. Dopiero przeglądając filmografię Krzysztofa Kowalewskiego przekonałam się ilu filmów nie oglądałam, a o ilu w ogóle nie słyszałam. Filmy Barei czy "Brunet wieczorową porą" nie były przeze mnie zrozumiane, bo ten typ humoru nie przemawiał. Nie bardzo podobał mi się jako Onufry Zagłoba, bo w tej roli "Kochałam" Mieczysława Pawlikowskiego i nawet Kazimierza Wichniarza bardziej ceniłam w tej roli. Zgadzam się jednak z tym, że rewelacyjny był w "Kocham Pana Panie Sułku", a Jego talent był bezsprzeczny. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, tak jak napisałem, uważam, że pan Krzysztof najbardziej "nadawał" się do ról ciepłego ojca, męża, dziadka, który dysponując poczuciem humoru potrafił rozładowywać konflikty i problemy, sam będąc bezproblemowym jak ta postać którą zagrał w bodajże dwóch odcinkach "Czterdziestolatka"... Pozdrawiam

      Usuń