306.
Po wczorajszym czarnym dniu, dniu wstydliwym dla kraju, dla rządu, który nie jest w stanie pogodzić się z krytyką pod swoim adresem, należy się chwila wytchnienia, a już skończyłem „Prawiek i inne czasy” - powieść pani Olgi Tokarczuk, z którą chętnie bym popolemizował… więc sięgnąłem po „Czternaście głów Stefanii” Romaina Gary, ale że jestem u źródeł tej opowieści, więc postanowiłem sobie włączyć „Iplę”, bo tam, szukając filmów ze Stanisławem Milskim, natrafiłem na „Czerwone i złote”, film Stanisława Lenartowicza oparty na scenariuszu poety i dramaturga Stanisława Grochowiaka.
Początkowo sądziłem, że nigdy nie oglądałem tego filmu, gdy tymczasem okazało się, że jednak kiedyś go obejrzałem. Nie wiem jak kiedyś, ale teraz film Lenartowicza bardzo przypadł mi do gustu, wprowadzając mnie poniekąd w świat mego dzieciństwa, w klimat małego miasteczka, w którym wszystko było poukładane, acz idealnym nie było. Nie było idealnym, gdyż historia takich niewielkich miasteczek obfituje w z pozoru niewinne, ale jednak drażniące, ploteczki uprawiane nie tylko przez kobiety, w miasteczkach takich proza życia wydaje się być nieznośna i odległa od głównego nurtu wydarzeń, ale mimo wszystko zachwyca swą prostotą, szczerością i wewnętrznym spokojem. Stanisław Grochowiak – scenarzysta ale nade wszystko klasyk turpizmu w literaturze w przedstawiony świat filmowej narracji postanowił włączyć tegoż turpizmu element odnoszący się do umieszczeniu w scenopisie głównych i drugoplanowych postaci jako osoby stare, doświadczone życiem. Pewnego dnia w miasteczku pojawia się stary człowiek, który najpierw podaje się, a później zostaje przez środowisko ludzi starych uznany za niewidzianego przez ponad czterdzieści lat męża przykładnej mieszkanki miasteczka Ignaca Kaczmarka. Nie jest on tym, za kogo go uznano. Z prawdziwym mężem starej kobiety, który zszedł już z tego świata Zenon Kaługa – takie było prawdziwe nazwisko starego mężczyzny, który zamieszkał u Kaczmarkowej - znał się, próbował nawet naśladować jego gesty, dowiadywał się wiele o jego życiu, o jego żonie i w końcu po latach spędzonych w domu starców, postanowił odwiedzić kobietę, która oczywiście nie poznaje swego „męża”, ale sympatyzuje z nim. W końcu Zenon Kaługa zrozumiał, że postąpił źle wcielając się w rolę męża Barbary Kaczmarkowej; postanawia wyjechać z miasteczka, aby powrócić do domu starców w Lesznie. Tymczasem pani Barbara tak bardzo przywiązała się do mężczyzny, że nie wyobraża już sobie życia bez niego.
Fabuła szczera i wzruszająca, a jej przesłanie prawdziwe – uczucie łączące dwojga ludzi nie zna bariery wieku. Świetna rola Zdzisława Karczewskiego, a więcej niż znakomita pani Jadwigi Chojnackiej. Film dostępny tylko na Ipli.
- Zdzisław Karczewski - jedna z dwóch głównych ról. Jabłko to ważny rekwizyt tego filmu.
- Genialna rola Jadwigi Chojnackiej - w filmie Barbara Kaczmarek.
- Tutaj ze Stanisławem Milskim, który wcielił się w rolę kościelnego Zapieralskiego
307.
Tymczasem jestem po kolejnej konsultacji ortopedycznej. Tym razem pan doktor świetny, wytłumaczył mi laikowi co i jak, chociaż miał dla mnie wiadomości raczej niewesołe. Kość udowa jeszcze się nie zrosła, a powinna i jeśli będzie bolało, niewykluczona operacja. Podobnie z kolanem, które wprawdzie na zdjęciu nie wygląda najgorzej, ale z kolei boli, bo zwyrodnienie postępuje. Póki co dostałem jakieś prochy na zrost kości, mam ćwiczyć, chodzić sporo, ale jednak uważać, aby nie przenosić całego ciężaru na tę feralną lewą nogę.
[12.02.2021, Toruń]
Filmu chyba nie widziałam, ale aktorów pamiętam z wielu innych ról, więc choćby dla ich gry warto obejrzeć.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za polepszenie stanu kończyny, może na wiosnę pójdzie ku lepszemu?
I ja trudno do niego dotarłem; naprawdę warto zobaczyć. Aktorstwo odmienne od tego dzisiejszego. Dziękuję za kciuki. Idzie ku lepszemu, ale jakoś bardzo powoli. Wiosną będę więcej wychodził, a trening czyni mistrza... no chyba, że będzie lockdown na chodniki i parki.
UsuńFilmu nie widziałam, może kiedyś obejrzę. Teraz jednak poszukuję wesołych bodźców, bo jakiś dziwny niepokój mnie trawi. Z moim prawym biodrem też jest krucho, a prawa noga nie używana, bo podkurczona już taka cienka, że zastanawiam się kiedy zniknie. W takich momentach podśpiewuję sobie "boli mnie noga w biedrze,
OdpowiedzUsuńnie mogę chodzić dobrze
ale tańcować mogę
przewiążę chustką nogę".
Bądź w te Ostatki
Piękny i gładki.
Śledzik zjedzony, wódka wypita
niech rozweseli cię kobita.
Piękna i znana mi przyśpiewka. Współczuję ci Twoich zdrowotnych problemów. Wprawdzie człowiek do wszystkiego się przyzwyczai, nawet do bólu, ale to nie jest rozwiązanie, bo chciałoby się - teraz mówię o sobie - pobiegać jak sarenka... pozdrawiam
UsuńNie znam tego filmu.
OdpowiedzUsuńJeśli natomiast chodzi o Twoją nogę to chyba potrzebna Ci anielska cierpliwość - i jej Ci życzę.
Aktualnie mam młodszego syna w gipsie - to znaczy jest po operacji prawej nogi w której mu się więzadła w stopie pozrywały /za dużo biegał po tych zimowych górach/ ...
Ano właśnie..."niósł wilk razy kilka, ponieśli i wilka". Ja też myślałem, że, gdzie tam, mnie się nic nie stanie, bo wprawdzie młodość przeszła mimo, ale wolniej chodzić w każdym wypadku mogę... gdy tymczasem stało się, jak się stało, i rzeczywiście należy uczepić się tej anielskiej cierpliwości i jakoś wytrwać. Dziękuję za życzenia... pozdrawiam Ciebie i zdrowotności dla Młodszego.
Usuń