CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 października 2017

KAWIARENKA (101) MŁODZIEŻ

Mniej więcej w tym samym czasie kiedy pan doktor Koteńko konferował z młodą piosenkarką Kasią, podczas której to rozmowy starał się dodać jej otuchy, a dostał przy okazji propozycję nie do odrzucenia, w jednej z największych sal domu kultury pan dyrektor Korfanty urządzał spotkanie dla wszystkich zacnych obywateli miasteczka, których, nota bene, z każdym miesiącem w Różanowie przybywało. 
Uczciwie przyznać należy, że z inicjatywą spotkania wystąpił pan burmistrz, uznając, że sprawy jakie na porządku wystąpią dotyczą mieszkańców całego miasteczka; miejsce zebrania pierwszy Różanowa obywatel wybrał natomiast nieprzypadkowo - dokonując takiego właśnie wyboru, uznał bowiem szczególne zasługi, jakich dopuścił się pan dyrektor w szerzeniu kultury w miasteczku. 
Trzeba z przykrością stwierdzić, że co mniej uświadomieni, albo i zazdrośnicy spekulowali, iż prawdziwym powodem, dla którego tę uroczystą acz roboczą konferencję zorganizowano, był fakt, że pan burmistrz już dzisiaj o przyszłych rozmyślał wyborach, lecz pogląd taki wyrażała znacząca mniejszość obywatelstwa.
Tematem, nad którym pochyliło się grono światłych obywateli był ten piękny, choć wymagający stałej pielęgnacji kwiat przyszłości zwany potocznie młodzieżą.
Po zagajeniu jakie przypadło w udziale panom: burmistrzowi oraz dyrektorowi Korfantemu rozpętała się oczekiwana z zapałem dyskusja, w której pierwszy głos pan burmistrz polecił zabrać panu podinspektorowi Kowalskiemu, czuwającemu nad bezpieczeństwem mieszkańców Różanowa i okolic. W mowie łatwej do zrozumienia i rzeczowej, ten ambitny młody człowiek w mundurze, przedstawił w zarysie, jak się w ostatnich dwudziestu miesiącach przedstawiała sprawa przestępczości w miasteczku z uwzględnieniem wykroczeń spowodowanych przez młodocianych. Pocieszający, zdaniem podinspektora, był fakt, że z roku na rok przestępstw, rozbojów i wykroczeń w Różanowie i sąsiadujących z nim gminach ubywa, także wśród młodzieży, natomiast niepokoić może to, że wciąż istnieją grupy wyrostków, które zapewne z braku pomysłu na to, w jaki sposób spędzić wolny czas, bezproduktywnie wałęsają się po mieście, nierzadko podchmieleni i nawet jeśli ci młodzi i bardzo młodzi ludzie poważnych szkód nie czynią, no może poza tym, że hałasując doprowadzają co niektórych mieszkańców do rozpaczy, to „powinniśmy (słowa pana podinspektora) zagospodarować tych młodych ludzi, bo ulica nigdy dotąd sukcesów wychowawczych nie miała. Oprócz alkoholu, zdarzały się, a jakże, narkotyki, bójki, brak uszanowania dla starszych, drobne kradzieże oraz poniewieranie młodszymi. Z naszej strony były i kary, i pouczania, a w kilku przypadkach kierowaliśmy sprawy do prokuratury. Sąd w paru sytuacjach zdecydował o wyznaczeniu kuratora dla młodziana, który pogubił się bez reszty; kiedy indziej wzywano rodziców…”
Pan redaktor Pokorski, którego powołano na protokolanta, skrzętnie zapisywał słowa, jakie padły z ust pana podinspektora. Problem rzeczywiście istniał, a jak mu zaradzić… nad tym zastanawiano się podczas dyskusji.
Pani Agnieszka z Miejskiej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Różanowie, potwierdzając spostrzeżenia i fakty przytoczone przez pana podinspektora, przedstawiła w prezentacji multimedialnej, jakież to zamierza od połowy października wykonać placówka, którą przewodzi.
- Dołożymy starań, aby w sposób kompleksowy, przy pomocy nauczycieli i wychowawców wszystkich typów szkół zdiagnozować występujące problemy. Jeśli zaobserwujemy jakiekolwiek niekorzystne zjawisko, nikogo nie pozostawimy samemu sobie.
Wypowiedź pani psycholog, odnotowaną przez protokolanta, przyjęto bez większego aplauzu, ale z nadzieją, że może wreszcie Poradnia podejmie jakieś konkretne zadania, a nie, jak dotąd bywało, zajmować się będzie opracowywaniem ankiet, tudzież ich standaryzacją.
Pani Zofia Koteńko z kolei poinformowała obecnych o inicjatywie, jaką podjęła wespół z kilkoma nauczycielami, a było to bezpłatne dokształcanie uczniów, tych, którzy albo w nauce odstają od innych, albo też potrzeba im rzetelnej pomocy w pogłębianiu zainteresowań.
- Drodzy państwo nauczyciele - zaapelowała pani Zofia do całkiem licznej na zebraniu grupy belfrów płci obojga - molestujcie swoich dyrektorów, urzędników miejskich i gminnych, aby pochylili się nad problemem zajęć dodatkowych w szkole, nad kółkami zainteresowań. Nie możemy rozkładać rąk, twierdząc, że nasze dzieci uczyć się i tak nie będą, że są leniwe i przez „dom” zaniedbane, a więc niczego z nich nie „wyciśniemy”. Nie ma takiego dziecka, ba nie ma takiego człowieka, który w każdej materii, w każdej dziedzinie życia i nauki byłby do niczego. To my, nauczyciele, powinniśmy odkryć w naszych uczniach przynajmniej jedną zdolność, jedną umiejętność, którą można szlifować i kształtować. Jeśli nie jesteście w stanie im pomóc w danej dziedzinie, poproście koleżanki i kolegów. Zawsze się znajdzie ktoś, kto potrafi fotografować, szyć, kopać w piłkę, organizować wycieczki, malować,. recytować, skręcać i rozkręcać komputer, tańczyć, grać na instrumencie, w szachy, majsterkować, nakładać makijaż i tak dalej. Jeśli nie podsuniecie swoim wychowankom pomysłu na życie, zrobi to ulica.
Pan redaktor Pokorski z satysfakcją odnotował głos pani Zofii.
Milczące zazwyczaj rodzone siostry zakonne, ośmielone wypowiedzią pani Zofii Koteńko, odważnie zabrały głos.
Siostra Gabriela oświadczyła, że udało jej się zebrać grupkę dzieci i młodzieży w wieku 12-18 lat, z którymi na zasadzie wolontariatu wspomaga rodziny najuboższe i schorowane.
- Dzieciaczki roznoszą tym rodzinom ofiarowaną przez mieszkańców pomoc rzeczową, ale chyba najważniejsze jest to - siostra Gabriela przełknęła ślinę wzruszenia - że zachodzimy do tych rodzin z dobrym słowem, rozmawiamy z nimi, słuchamy, co mają nam do powiedzenia. Nie wyobrażacie sobie państwo, jak bardzo ci, nierzadko samotni i schorowani ludzie potrzebują obecności drugiego człowieka, kogoś, kto, nawet, jeśli skutecznie nie doradzi, nie pomoże, to wysłucha - ci ludzie naprawdę potrzebują bliskości, chcą też być potrzebni na miarę, rzecz jasna, swoich sił. Co miesiąc nasza grupka się powiększa. Modlę się o nich, bo to takie rodzyneczki w cieście, najwrażliwsze osoby, które, kiedy dorosną, jestem tego pewna, otworzą się na wszystkich potrzebujących.
Redaktor Pokorski poprosił siostrę Gabrielę o powtórzenie niektórych przedstawionych przez nią kwestii, bo w rzeczy samej siostrzyczka rzadko publicznie głos zabierała.
Siostra Rozalia, która prowadziła chór, śmielsza była, może z tej racji, że kierowanie chórem wymaga pewnej stanowczości i odpowiedzialności za bardzo konkretne działania.
- Powiem wam, drodzy państwo to, że poszukując nowych, młodych głosów, dotarłam do takich rodzin, gdzie ani przez chwilę nie myślano nad tym, że syn czy córka mogą być uzdolnieni muzycznie, więcej - warunki głosowe predysponują ich do śpiewania w chórze. Matki i ojcowie tych pociech owszem, przyznawali, że ich dzieci, przymuszone jakąś rodzinną okazją potrafią coś zanucić, zaśpiewać, a nawet zagrać… ale żeby zaraz do miejskiego chóru? Tymczasem blisko połowa naszych śpiewaków to ludzie młodzi, a wciąż takich poszukuję, wybierając się na wieś, gdzie również samorodne talenty istnieją. A ponieważ nasz chór, choćby dzięki księdzu Andrzejowi, naszemu proboszczowi, staje się coraz bardziej znany - siostra Rozalia, zaiste, przechodziła samą siebie w toczeniu opowieści jak beczek z miodem albo i przednim, starożytnym węgrzynem - mamy już wiele zaproszeń na koncerty, tak więc popodróżujemy sobie po świecie łącząc przyjemne z pożytecznym.
Ksiądz Andrzej, usłyszawszy swoje imię z ust siostry Rozalii popadł w pewnego rodzaju zakłopotanie, bo konkretnych działań wobec młodzieży dotąd nie podjął - wciąż, ale za to gruntownie, poznawał swoich parafian, lecz teraz, ugodzony obu sióstr zakonnych zacnym słowem, w spolegliwej swojej duszy przyobiecał sobie, że wymyśli coś i dla młodych. 
Pan burmistrz z kolei, gdy tylko posłyszał o planowanych przez siostrę Rozalię wycieczkach chóru (czemuż on spojrzała wtedy na niego?), wstał nagle i przemówił:
- Drodzy państwo, miałem z tą informacja poczekać do zakończenia dyskusji, ale siostra Rozalia wspomniała wszakże o wycieczkach, a wzrok jej ugodził wtedy we mnie, toteż poczułem, że powinienem właśnie w tej chwili zabrać głos. Otóż, mieliśmy, drodzy państwo, zaoszczędzone środki finansowe w budżecie na zakup służbowego auta (podobno starą skodą jeździć już nie wypada). Ale po rozmowie z Przewodniczącym Rady Miejskiej, tudzież z rajcami, także tymi z opozycji, podjąłem decyzje o zakupie miejskiego autokaru, który służyć będzie naszym szkołom, bibliotekom, domowi kultury, uniwersytetowi trzeciego wieku, chórowi także i orkiestrze dętej, słowem - naszemu obywatelstwu. Autokar jest nowy, wzięliśmy go w leasing. Koszty tej operacji, przeglądy oraz pensję dla kierowcy pokrywać będzie miasto, natomiast wynajmujący partycypować jedynie będą w zakupie paliwa. Uprzejmie proszę, aby…
W tym miejscu pan burmistrz przerwać musiał, bo na jego słowa czcigodni obywatele hurmem zaklaskali. Po tym aplauzie pan burmistrz zakończył swoja myśl, w której sugerował, aby potrzeby mieszkańców odnośnie autobusowych wojaży zgłaszane były do sekretariatu.
Natenczas poderwało się do dyskusji czworo zacnych pedagogów o specjalności sportowej: z podstawówki, niedawnego gimnazjum, technikum i liceum.
Najsampierw głos zabrał pedagog sportowy, którego różanowskie technikum ściągnęło z odległych stron i zatrudniło od pierwszego września. A był to człowiek już nie młody, któremu wszakże nikt z obecnych na sali pięćdziesięciu ośmiu lat nie dawał. Pan Sergiusz Żmijewski - tak się ten obywatel nazywał - był onegdaj jednym z czołowych polskich florecistów, a także parał się przepięknym sportem - pięciobojem nowoczesnym. Otóż ów energiczny i pełen zapału sportowiec zaproponował, aby stworzyć w technikum (licealiści i młodsi, jak najbardziej będą mile widziani) sekcję sportową szermierki… to na początek, bo pan Żmijewski mówił z zacięciem dalej:
- Szanowni państwo, wiele dobrego słyszałem o Ciżemkach, gdzie hodowane są konie. Dochodzą do mnie słuchy, że amatorów konnych przejażdżek nie brakuje… miasto ma już basen, rekreacyjnych tras rowerowych ale i do biegania nie brakuje… nie ma jedynie strzelnicy.
Pan Żmijewski dosyć wyraźnie zasugerował, że jego marzeniem byłoby to, aby w Różanowie pięciobój nowoczesny uprawiano, choć jest to sport drogi i, prawdę mówiąc, elitarny.
- A zatem, panie inspektorze - sportowiec zwrócił się wprost do podinspektora Kowalskiego - sport, zarówno ten masowy, jak i elitarny może zastąpić ulicę. Niechże ci, co dzisiaj obijają się po parkach i skwerach spróbują szermierki, koni, pływania. Zapewniam, że przynajmniej część tych młodych ludzi złapie się na tę przynętę.
Po szermierzu chwyciła mikrofon pani Dominika, propagatorka siatkówki i koszykówki.
- W tym roku szkolnym wprowadzamy w naszych placówkach nowość: ligę siatkarska i koszykową z podziałem na wiek. Jestem już po rozmowach z nauczycielami i zainteresowana młodzieżą i dziećmi: rezygnujemy z rozgrywek pomiędzy szkołami; przyszła kolej na pojedynki spontanicznie tworzący się zespołów, tak jak to obecnie ma miejsce w rozgrywkach piłki halowej dla dorosłych. Jedynym kryterium jest wiek, co chyba zrozumiałe.
Pan Modlicki, wuefista z liceum, jak zapewnił, będzie preferował biegi przełajowe i kolarstwo; pan Stróżek z podstawówki, a jednocześnie trener piłkarskie drużyny „Sparta Różanów”, będzie z kolei prowadził szeroko zakrojoną rekrutację do dwóch drużyn juniorskich, chwaląc się przy okazji tym, że seniorzy w ubiegłym sezonie byli o krok od awansu do klasy wyżej w rozgrywkach regionu.
Dyskusja toczyła się wartko. Pan dyrektor Korfanty wspomniał o zajęciach, jakie odbywały się w domu kultury… o tańcach, o sekcji plastycznej, fotograficzno-filmowej, o orkiestrze dętej, w której również grają młodzi; pani Majewska wspomniała o miejskim teatrze i radiu; pani Zofia Koteńko ponownie głos zabrała w kwestii uniwersytetu trzeciego wieku, który planuje szereg odczytów na tematy związane z wychowaniem młodego pokolenia; panie bibliotekarki przedstawiły plan działań bibliotek i konkursów dla najmłodszych obywateli miasta i okolic, pan leśniczy Olesiński zachęcił do lekcji przyrodniczo-poglądowych oraz do korzystania przez młodzież z przepięknych tras rowerowo-konno-spacerowych wokół lasu i rzeki Mętnicy; panie z Urzędu Pracy ośmielały z kolei różanowskich i nie tylko przedsiębiorców do zatrudniania na staż absolwentów szkół wyższych i różanowskich uczelni. Jedna z tych pań przepięknie wyraziła się, że pracodawcy, wszyscy ci, którym powiodło się w biznesie, powinni szukać pracowników pochodzących zwłaszcza ze środowiska, z którego sami się wywodzą.
- My wprawdzie z wielkimi miastami się nie zrównamy - powiedziała - ale dopuścić do tego nie możemy, aby najbardziej utalentowani szukali chleba gdzie indziej. Tu, w Różanowie jest ich miejsce.
Pan radca Krach siedzący przy stole w sąsiedztwie kawiarennika Adama, tym razem w dyskusji głosu nie zabrał. Odezwał się natomiast przyciszonym głosem do kawiarennika:
- Przyjacielu, jest właśnie tak, jak to sobie wymarzyłem. Czy trzeba czegoś więcej?
Kawiarennik tylko pokiwał głową. Był tego samego zdania.

[11.10.2017, Dobrzelin i 20.10.2017 Munster w Niemczech]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz