ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 października 2017

SIOSTRZYCZKA (1)

Zapowiadało się wszystko świetnie, jak w starannie skonstruowanym scenariuszu: pierwsza połowa sierpnia, ciepły, bezchmurny wyż hojnie rozdawał promienie słońca, a nocą pozwalał na liczenie gwiazd; w niedalekiej perspektywie jawiła się w różowych barwach praca, nie pierwsza wprawdzie, ale stała i nic to, że umiejscowiona z dala od wielkich miast, poniekąd w wiejskiej głuszy; a jednak w końcu nauczać można wszędzie, byle jakiś kąt dla siebie znaleźć i dach nad głową, i mieć tam gdzieś na obrzeżach świata kogoś do pogadania w popołudnia i wieczory, a może i do zakochania się nie tylko w krajobrazie...?
Na dwudziestego piątego musiałem się stawić w nowej szkole, więc czasu miałem akurat tyle, aby zapakować plecak i wyruszyć na bieszczadzkie połoniny, do których ciągnęło mnie od dziecka.
- Ale sam? Znów jedziesz sam? - mateczka miała smutek w oczach, prasując mi czarną koszulę z krótkim rękawem, którą uwielbiałem.
- A czy pamiętasz, jak nie mogłaś spać po nocach, gdy wyruszałem po raz pierwszy w drogę z przyjaciółmi, pośród których były koleżanki z klasy? - przypomniałem matce. - Mówiłaś: - „Adasiu, byle by ci coś głupiego nie wpadło do głowy. Tam przecież będą dziewczęta!”
- Zawsze będę się o ciebie martwić - powiedziała to, o czym od niepamiętnych czasów wiedziałem - ale wtedy to moje zmartwienie było inne. Dziś jesteś już dorosły i inaczej niż wtedy, mniej bym się martwiła, gdybyś wybrał się na te wczasy z narzeczoną.
- Trzeba mi się ustatkować, tak?
- A żebyś wiedział. Lata mijają a ja…
- Marzy ci się, mamo kołysanie wnuczki lub wnusia do snu.
- Owszem. Nie możesz mieć mi tego za złe. Ojciec też o tym myśli.
- Kiedy ja niczego złego na myśli nie miałem, wsłuchując się w to co do mnie mówisz. Ja tylko nie trafiłem jeszcze na swoją.
Mateczka prasowała, a ja rozmyślałem sobie o tych „nietrafionych” dziewczynach. Nie, żebym był wybredny, albo odkładał młodzieńcze romanse na czas, kiedy będę mógł stwierdzić, że, no, wreszcie zrobiłem karierę i mogę sobie pozwolić…. Wybredny nigdy nie byłem i nie dotyczy to tylko dokonywanych przeze mnie wyborów odnośnie płci, ku której obracają swoje zainteresowanie męskie oczy, zaś kariera… no cóż, nie oszukujmy się, jaką karierą jest dla młodego mężczyzny stan nauczycielski? Prawdopodobnie będąc belfrem człowiek starzeje się mniej szybko, otóż i cała zaleta tej profesji.
Wydawać by się mogło, że mateczka w tym swoim zmartwieniu do szpiku kości przesiąknięta była obawą o mnie, ale nie, nie miała nic przeciwko temu, że poszukując nowej pracy postanowiłem zamienić bliżej położone wielkie miasto na odległą wieś; nie martwiła się o to, gdzie ja tam w tych Bieszczadach znajdę jakąś kwaterę z niecieknącym dachem. Powracałem z tych wielu wcześniejszych bieszczadzkich eskapad zawsze uśmiechnięty i zadowolony, dzieląc się w domu przy rosołku z kury albo niedzielnej babce opowieściami, w których umiejętnie uwypuklałem pozytywne strony moich wędrówek, a słuchano mnie z takim zaciekawieniem, jakbym powrócił z antypodów. 
Teraz jestem w trasie z wypchanym plecakiem, objuczony torbą, którą podał mi do autobusu ojciec, a matka przyłożyła swoją dłoń do szyby, w miejscu, gdzie odcisnąłem swoją. Przeżegnała mnie na drogę i pojechałem jak syn marnotrawny w dalekie strony z kosturem i tobołkiem szczęścia szukać, chociaż… może nie taki znów marnotrawny jestem, bo z ojcem zebraliśmy przecież najpierw rzepak, potem jęczmień i pszenicę, a ten spłacheć buraków zaczeka do końca września - wyrwę się na jaki weekend i wykopiemy.
Autobusem nie jechałem długo, ot, dziesięć kilometrów do miasteczka, na dworzec kolejowy; stamtąd pociąg, dwie przesiadki i jestem w Zagórzu, skąd ponownie przesiądę się na autobus.
Mnie podróż się nie dłuży, co to, to nie - można przysiąść tu czy tam na ławeczce w poczekalni, a jak się znudzi to na samym peronie; można sobie w barze niedaleko stacji wysączyć piwo, albo nasycić się mocną gorzką kawą, aby stukot kół wagonów nie usypiał. Można sobie do woli pomilczeć, obserwując ten przysłowiowy pośpiech, to znużenie, nadtroskliwość matek wobec dzieciaków, którym nie pozwala się odejść na krok od bagaży, a przecież nuda i oczekiwanie wykluczają zachowanie najmłodszych opisywane w czytankach dla trzeciej klasy. Można sobie pomilczeć wsłuchując się w rozliczne rozmowy o obyczajności młodych, o mrożących krew w żyłach wypadkach, o polityce, która każdego mierzi, lecz nie pozwala na pozostawienie aktualnych faktów bez komentarza. Czasami w tym milczeniu znajduje się pokrewną duszę, która podobnie jak i my oszczędza słowa, bądź też wtapia oczy w otwarte stronice książek, w szpalty gazet, albo kołysze się w takt muzyki dochodzącej do uszu, w które wetknięto maciupeńkie słuchawki.
Ale można też z tym czy z owym porozmawiać, wymienić się informacjami, nienachalnie rozpytać o cel podróży, wysłuchać jakiejś opowieści, przytaknąć, gdy taka jest, podejrzewamy, potrzeba interlokutora, pochwalić albo ulitować się nad podłym losem rozmówcy, pocieszyć go, a nawet, jeśli czas pozwoli zaproponować wspólne piwo, nie tu na dworcu, bo nie sprzedają, ale wyskoczyć na miasto tych dwieście metrów, zdążymy.
I jeszcze telefon z domu… ech, dawnymi czasy wystarczyło zadzwonić z końcowej stacji, poinformować, że i owszem, wszystko w należytym porządku, niech się nie martwią na zapas, a teraz… mateczka co dwie godziny dzwoni, a zawsze, pozdrawiając mnie powiada: „- No to trzymaj się, synu, zadzwonię jutro”, a dzwoni jeszcze dwa razy tego wieczora.
Przyjechał. Przepuściłem dwie wychodzące z wagonu osoby i wspinam się po schodach. Bagaż nagle staje się ciężki; przetaczam się w lewą stronę i zajmuję pierwszy z brzegu wolny przedział. Jestem sam. (...)

[21.10.2017, Munster w Niemczech]

2 komentarze:

  1. Rozumiem, że będzie ciąg dalszy.
    Bo pięknie się zaczęło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... owszem, będzie... wszak jeszcze nic o "siostrzyczce" nie powiedziano

      Usuń