ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

11 października 2017

OKRUSZKI… MYŚLI UTKANE Z MGŁY

No tak, wracam wychłodzony, oblepiony lepką watą mgły, co poczynała już nakładać na gładkie, pozbawione listowia gałązki drzew szadź, wracam nieukontentowany, bo znów ten grudniowy spacer odbyłem w samotności i jakkolwiek przywykłem do tego, że w pojedynkę przemierzam uliczki miasteczka, chwaląc jego spokój i ciesząc się ciszą, w której myśli stają głośne i wyraziste, to odnalezienie na tej drodze pokrewnej i, tak jak ja, we mgle zagubionej duszy, sprawiłoby mi przyjemność; wtedy może, dzieląc się nieśmiałością swoich słów, mógłbym jednak z kimś porozmawiać, a może nawet objąć ramieniem, sprawić, aby ta dusza ubrana po dziewczęcemu poczuła zarówno ciepło moich dłoni, jak i też oddech gorący, i niechby nawet ten oddech zadrżał na jej policzkach, na skroni, poruszył kępkę włosów wystającą z czapeczki chroniącej jej głowę przed chłodem i wilgocią.
Ale byłem sam i pokrewna dusza zaistniała jedynie w mojej wyobraźni, i rozmowa z nią też odbywała się poza rzeczywistością, w krainie pozbawionej tak koniecznego dotyku, a i wnikanie wzrokiem w oczy tej duszy również odbywało się w świecie nierealnym, tak bardzo odmiennym od tego, w którym noc ścigała się z dniem, dzień nie ustępował nocy, dawał nadzieję, a noc tę nadzieję kruszyła i oddalała.
Czekała na mnie gorąca herbata i kolacja za drzwiami lodowej komory chłodziarki. Z tej drugiej nie skorzystałem. Szybka kąpiel - to było mi potrzebne - spłukała z mego ciała grubą warstwę mgły, nie zdołała jednak wypłukać myśli, które przed zaśnięciem, przy herbacie tylko się zintensyfikowały.
I już tam, w wąskiej przestrzeni pokoju, w fotelu, przy stoliczku oświetlonym kremowym blaskiem nocnej lampki, moje myśli podążyły nerwowym szlaczkiem ołówkowego rysika; wypełniałem nimi kratkowane stronice brulionu; rosły w oczach, nabierając realnych kształtów duszy ubranej po dziewczęcemu; pozostawiając pomiędzy liniami jej imię, mogłem już nie tylko objąć ją ramieniem, nie tylko oddać jej ciepło swoich dłoni, ale i zabronić jej wypowiadania słów, nawet tych, które łaskotały moje serce… zagrodziłem ich drogę pocałunkiem.
W końcu senność wytrąciła mi z palców ołówek, zamknęła zeszyt, schowała go pod poduszkę; kładąc na nią głowę, miałem świadomość własnej bezradności, tego, że to, co pozostawiłem w brulionie grafitowym wianuszkiem słów, pewnie nigdy się nie wydarzy.
I nie wydarzyło się. 

[11.10.2017, Dobrzelin]

6 komentarzy:

  1. Ale jak pięknie o tym napisałeś...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no cóż, staram się, aby giętka klawiatura pozwoliła napisać to, co się roi w zasypanej pomysłami głowie :-)

      Usuń
  2. Czy to jawa czy sen? Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyobraźnia czyni cuda przed naszymi oczami i w zeszytach...

    OdpowiedzUsuń
  4. Tyle ciepła i miłości w tej poetyckiej wyobraźni.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń