ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 października 2017

TRANSPODRÓŻ (3)

1. DO CANNES
Z Grossmehring do Cannes wyjeżdżam po dziewiątej rano i nie jadę przez Austrię i Włochy, a dalszą drogą, liczącą około 1200 kilometrów, bezpośrednio przez Francję, pokonując granice niemiecko-francuską w Rhin nad Renem.
Dalsza jazda to Belfort, Besancon, przez Jurę, Lyon i w końcu wkraczam w prowansalskie Alpy, jadąc obok pięknego nocą Sisteron.
W Lyonie, jak zwykle napotykam dokuczliwy objazd; później w Alpach (przejeżdżam je nocą), choć niewysokich, z konieczności zwalniam. Robi się coraz zimniej, ale pewną ciekawostką jest to, że im zjeżdżam bardziej na południe, w stronę Morza Śródziemnego (Alpes-Maritimes) temperatura wyraźnie spada i na kilku szczytach (np. Col des Robins) - niewiele ponad 1100 m.n.p.m.,  termometr pokazuje minus cztery stopnie przy idealnie czystym i roziskrzonym gwiazdami niebie. Oczywiście cieszę się z tego, że mogę sobie pobuszować po górskich drogach, ale podróżując nimi, szczególnie nocą, same podjazdy, zjazdy i zakręty to nic w porównaniu z możliwością napotkania dzikich zwierząt. Nie liczę już lisów, bo te „głupiaki” mają nadzwyczajną zdolność pojawiania się na drodze bezpośrednio przed autem, ale trzeba uważać na sarny. Trafiły mi się tym razem trzy, ale, nie powiem, grzecznie zeszły na pobocze; natomiast dorodny jeleń, zanim dostojnym krokiem zlazł mi z drogi, przypatrywał mi się z dumą, a może i z pogardą, że ośmieliłem się wkroczyć na jego teren i to w porze szukania przez niego pokarmu. Całe szczęście, że podróżując po górach jedzie się zazwyczaj wolniej niż po płaskim, więc zazwyczaj jest czas na wyhamowanie, albo, jak to miało w przypadku bliskiego spotkania z jeleniem, zatrzymanie auta.
W Cannes rozładowuję się na lotnisku. Przywiozłem jakieś skrzynie i kontenery, w których jest sprzęt do prezentacji w jednym z hangarów, ciężarówek MANA. W ogóle to podoba mi się wożenie takich towarów, które bezpośrednio po wyładowaniu zostają natychmiast sprawdzone i do czegoś wykorzystane, a nie, gdy giną gdzieś w przestrzeniach magazynowych.
Po rozładunku raczej nie oczekiwałem dalszej jazdy. Cannes, znane przede wszystkim z długich czerwonych dywanów i filmowego festiwalu nie jest wielkim ośrodkiem przemysłowym i prawdopodobnie spedytorzy poszukają mi ładunków w innych rejonach (mogą to być okolice Marsylii lub Tulonu, albo włoskiego Turynu).
Jako że trasa do Cannes, głównie przez alpejskie zakrętasy, zajęła mi prawie 20 godzin czystej jazdy, a miałem się stawić punkt o ósmej rano (udało się), oka tej nocy nie zmrużyłem, co powetowałem sobie po rozładunku, udając się na odpoczynek niedaleko terminala na parkingu.
Dzień słoneczny, noc zapowiada się pogodna i jeśli nie mroźna to zimna. Za mną, na pobliskim wzgórzu trwa w najlepsze dyskoteka, którą do pewnego stopnia udaje mi się zagłuszyć  „Rezurekcją” Haendla w wykonaniu barokowej orkiestry „Simphonia Bisantica” i bliżej mi nieznanych śpiewaków i śpiewaczek - słucham oczywiście „France Musique”.
2. AUTENTYSTA
Jak na każdą trasę, w jaką się wybieram, także i na tę pobrałem z biblioteki kilka pozycji.
Na początek zabrałem się za „Wybór opowiadań” Jana Bolesława Ożoga. Przyznam szczerze, że Ożoga znam niewiele. Wiem, że jego pisarstwo, głównie twórczość poetycka, związane jest z tematyką wiejską. Czy miałem w ręku jakiś tomik jego wierszy? Możliwe, ale pewnie w bardzo dawnych studenckich czasach. Pamiętam jednak, że drukowano go w krakowskim „Życiu Literackim”, może w „Odrze”, „Literaturze” albo w łódzkich „Odgłosach”. A skoro w „Życiu Literackim” bywał, to z pewnością go czytałem.
Nie pamiętam natomiast, aby wpadła mi do ręki jego proza.
No i jestem bardzo przyjemnie zaskoczony jego tekstami. Rzeczywiście, całym swym jestestwem zanurzone są w polskiej wsi - tej przed- i powojennej. Jeśli ktoś na ten przykład lubi czytać Myśliwskiego, Nowaka, Redlińskiego, Piętaka, Szelburg-Zarębinę, a nawet spodobały mu się „Chłopy” Reymonta, to opowiadania J.B. Ożoga są właśnie dla niego. Ewidentnie Ożóg ma tę iskrę bożą, która pozwala mu prowadzić swobodną narrację, niepozbawioną ciepła, humoru, ale i pewnej dozy rubaszności, a postaci, które rysuje, noszą piętno autentyczności graniczącej z tym, co można odnaleźć w biografiach, wspomnieniach i pamiętnikach.
Ożóg w swoich utworach (okazuje się, że też w dokonaniach prozatorskich) jest przedstawicielem niedocenianego nurtu zwanego „autentyzmem”, który charakteryzuje się właśnie poetyką przemycania do literatury opowieści nie tyle zasłyszanych przez autora od innych osób, ale przez niego osobiście przeżytych. A zatem, z jednej strony mamy tu do czynienia z realizmem wspartym tu i ówdzie elementami naturalistycznego poglądu na opisywaną rzeczywistość; z drugiej zaś strony „autentyzm” to pewna zmodyfikowana wersja pamiętnika, pisanego jednak bez kronikarskiego zacięcia, systematyzującego i porządkującego życie swoje, rodzin oraz osób z najbliższego otoczenia, ale ubrana w ramy niezależnych opowieści, co sprawia, że odbiór opisywanych treści jest nieco inny, bardziej przystający do sfabularyzowanej literatury, która tutaj wszelako nie jest oderwana od rzeczywistości, a czerpie z niej wyraźne wzory i podpowiedzi.
O autentyzmie wypowiadam się także z tego powodu, że, jak sądzę, można do tego typu literatury zaliczyć znaczą część tekstów publikowanych w tak zwanej „blogosferze”.
Zwróćmy więc uwagę, zwracam się teraz do blogerów (hm. głównie blogerek), czy przypadkiem nie „podpadają” wasze teksty - przynajmniej część z nich - pod zaproponowaną przeze mnie paradefinicję „autentyzmu”.
Jeśli tak jest, to jesteście „pełną gębą” literatami.
[ :-)  świadomie nie napisałem „literatkami”, bo na moich szerokościach geograficznych literatka to mała szklaneczka przeznaczona do picia alkoholu w ilościach przewyższających objętością „napoju” kieliszek :-)]

[24.10.2017, Cannes, Alpes-Maritimes we Francji]

8 komentarzy:

  1. Literat-literatka, pilot-pilotka -ciekawy ten nasz język ojczysty...

    OdpowiedzUsuń
  2. ... premiera - premierka :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. a bibliotekarz - bibliotekarka to co? :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdradzę Ci, że nie lubię nazwy bibliotekarka...

      Usuń
    2. Niech więc zostanie Pani od biblioteki :-)

      Usuń
  4. Hm, z tym autentyzmem szczególnie blogosfery byłabym ostrożna, ponieważ widzę, że przedstawienie siebie w laskach, promieniach, czy upiększanie jest często stosowane.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. .. a któż nie lubi upiększać siebie... i mówi to kobieta?? :-) U mnie z tym akurat nie ma problemu... podtytuł kawiarenki to "życie jest fikcją" :-)

      Usuń