Chłopiec brał do ręki patyk (wcześniej go urwał albo znalazł w gęstwinie nadbrzeżnych krzewów), który miał imitować kierownicę autobusu. Później ten patyk został zastąpiony przez zaciśnięte na niewidzialnej kierownicy dłonie. Podczas każdego zakrętu jego piąstki mocno obejmujące wyimaginowany ster zataczały obszerne kręgi; także kiedy przystawał, delikatnie skierowywał przednie koła autobusu w prawo, aby całe auto idealnie pomieściło się w owalnej zatoczce przystanku. Kiedy zatrzymał się, warkot silnika dobywający się z jego gardła przycichał, a on miał czas na to, aby zająć się sprzedażą i kasowaniem biletów.
- Pani do Krakowa, aha, dwanaście pięćdziesiąt. Pan do Warszawy? Równe sześć złotych, a państwo aż do Szczecina - to będzie dwadzieścia cztery złote, piętnaście groszy.
I wyruszał objeżdżając cały kraj, a w rzeczywistości te wszystkie miasta, jakie mijał, te autobusowe dworce, gdzie przystawał, mieściły się na dłoni jego dzieciństwa.
[Budapeszt, 09.11.2015]
Piękna wizualizacja dziecięcych marzeń i to przy pomocy zwykłego patyka, też jako dziecko miewałam podobne...
OdpowiedzUsuńto prawda Jotko... a z pudełek po zapałkach jeździło się ciężarówkami :-)
UsuńTakże bawiłam się w "proszę wsiadać, drzwi zamykać, odjeżdżamy". Naśladowanie dzwonka w postaci "titit"było, a jakże. Niepilnowane hordy dzieciaków tworzyły pociąg i jeździły dookoła podwórka aż miło. Zabawek wiele nie było, ale za to jaka kreatywność samych zabaw. Czar wspomnień.
OdpowiedzUsuńmój świecie, to wszystko prawda... chcąc nie chcąc przypomniałaś mi o pociągu... a był nim taki długi, sztachetowy płot drewniany... pozdrawiam
UsuńNajważniejsze co się ma w głowie.....najmilsze wspomnienia.
OdpowiedzUsuńWitam, przyznając rację... no pop prostu głowa pęka w szwach, pozdrawiam
UsuńA czasami to w takich wspomnieniach to się można zatracić...
OdpowiedzUsuń