Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

16 listopada 2015

NAD STAWAMI (fragment 9.)

Pierwsze krople deszczu spływały po srebrnej tafli szyby, a pod żeliwną płytą węglowej kuchni skwierczały płonące purpurowym ogniem żywiczne polana. Przyjazne ciepło obejmowało coraz większą powierzchnię kuchennego pomieszczenia. Korzystając z jej nieobecności, dokonywał cudów, aby sprzątnąć co się da, zetrzeć okrągły stół, zamieść podłogę i wytrzeć szklanki.
Po drugiej stronie wąskiego przedpokoju były dwa pokoje, przy czym jednego z nich nie otwierał, tłumacząc sobie, że jest zbyt zagracony, aby narażać dziewczynę na widok nieodkurzonych mebli, książek, wypełniających biblioteczkę, ale też zalegających podłogę, a także dziesiątek niepotrzebnych sprzętów, obrazów wciśniętych w kąt, wazonów, donic, drewnianych i gipsowych rzeźb, kubków, szklanic, stuletniej maszyny do pisania i piór, ołówków, zeszytów, które piętrzyły się na ogromnym, czarnym dębowym stole. Z drugim pokojem nie było już takich kłopotów: szeroka kanapa, stolik, dwa fotele, biurko, na którym stał wysłużony monitor komputera i telewizor. Ten pokój sprawiał wrażenie przytulnego. W jednym z jego rogów stał biały piec kaflowy, a właściwie jego połowa (piec ogrzewał dwa sąsiadujące z sobą pokoje). 
Kanapę zostawił wprawdzie rozesłaną, lecz kiedy dziewczyna brała kąpiel to pierwsze, co zrobił, jeszcze przed podpaleniem w piecu i kuchni, była to zmiana powłok i powłoczek. Miał dwie zmiany i nawet ucieszył się, że ta nowa nie wymaga prasowania. Nie podobał mu się tylko kolor: ciemnoniebieski z delikatnymi, niewielkimi żółtymi półksiężycami; bardziej dziecięcy niż męski, nie mówiąc już o kobiecym. Ale przecież nie miał wyboru, więc bezsensownie się zamartwiał. 
Polana w piecu objęły się ogniem na tyle, że mógł położyć na ten żar kilka całkiem solidnych brył węgla. W piecu zwykle palił takim węglem; drobniejszy, a nawet miał nadawały się do kuchni, chociaż dzisiejszej nocy, w taką mglistą, bezwietrzną pogodę trudno było liczyć na to, że ogień w kuchni zapłonie pełną mocą.
Nie słyszał już szumu płynącej wody. Spodziewał się, że dziewczyna lada chwila wyjdzie z łazienki, a on nie miał wciąż pomysłu na zrobienie coś do jedzenia. Jedynie woda w czajniku puszczała pierwsze, nieśmiałe obłoki pary.
Wyszła w jego szlafroku, który chyba wisiał w łazience od lat, choć nigdy go nie używał. Szarozielony szlafrok frotte przewiązała starannie na brzuchu. Był zbyt długi na nią i nie odsłaniał łydek. Jej średniej wielkości ciemnolniane włosy leżały na podwiniętym kołnierzu.
- Jak wyglądam? - zapytała obracając się na pięcie. Przeszli do kuchni.
- Całkiem nieźle wyglądasz w tym rozmiarze - odparł.
- Przeprałam bieliznę i powiesiłam ją… nie będzie ci przeszkadzać?
- Skądże. Trzeba było wrzucić do pralki, a nie tak ręcznie.
- Nie szkodzi. Po co miałam fatygować pralkę dla paru ciuszków.
Patrzył na jej włosy.
- Niestety nie mam suszarki. Usiądź bliżej kuchni, będzie cieplej - wskazał jej krzesło przy stole postawione najbliżej źródła ciepła
 - Co zjesz?
Przedreptała we wskazane miejsce i wtedy dostrzegł, że jest na bosaka.
- Przeziębisz się jeszcze. Po kąpieli. Czekaj, przyniosę ci coś.
Przeszedł do pokoju i wtedy usłyszał, że w domu zawsze chodzi na bosaka.
- Ale nie tutaj, dziewczyno. Widzisz, że u mnie w kuchni są jedynie deski, a jeszcze się nie nagrzało.
Przyszedł i podłożył pod jej stopy jasiek.
- Przynajmniej siedząc trzymaj nogi na tym... widzisz, nawet nie mam dla ciebie kapci.
- No cóż… wygląda na to, że nie zapraszasz do siebie kobiet - uśmiechnęła się. Wiesz, co ci powiem? Ja bym to inaczej ogarnęła..
- Co?
- No w ogóle… zaprowadziłabym inny porządek w tym domku… ale nie przerażaj się, ja też miewam u siebie w pokoju bałagan, nie o to chodzi… po prostu brak tutaj kobiecej ręki, nie sądzisz?
- Dziewczyno, żyję tutaj na odludziu jak wilk samotnik przegnany ze stada, więc się nie dziw. Dotychczas nie narzekałem, co wcale nie oznacza, że nie podzielam twego zdania. Powiedz mi lepiej, co byś zjadła, bo za chwilę woda zacznie wrzeć. Chcesz kawę? herbatę?
- Obojętnie. Może być zwykła herbata z odrobiną cukru.
- To ja sobie zrobię mocną, granulowaną.
- A zjadłabym… zjadła… czekoladę z orzechami laskowymi.
- Masz ci los… której akurat nie mam.
- Nie szkodzi. Dosypię pół łyżeczki cukru do herbaty i będzie dobrze. Aha, jakbyś poczęstował mnie mandarynką…
Wykonał kilka zwinnych ruchów i wiklinowy kosz z pomarańczami i mandarynkami znalazł się na stole
- Czekaj… mam taki krem czekoladowo-orzechowy. Smakowałaby ci kromka jeszcze nie starego chleba pociągnięta tym kremem jako namiastka czekolady?
- Czemu nie… a ty?
- A ja obiorę sobie pomarańczę.
Zaparzył herbatę i postawił na stole, po czym ukroił dwie kromki chleba i posmarował je kremem. Najpierw jednak jedli owoce.
- Lubisz ten zapach? - zapytała podsuwając mu pod nos zmięte w dłoni skórki mandarynki. Chwycił tę dłoń i zbliżył do swoich ust. Czuł ostry, kuszący zapach jej drobnej dłoni. Otworzyła ją, a mandarynkowe łupiny upadły na blat stołu, rozchylając się jak pączki kwiatów wystawione na działanie promieni słonecznych.
Tą sama dłonią podniosła do ust kromkę posmarowanego czekoladowo-orzechowym kremem chleba. Zrobiła pierwszy kęs, potem drugi i trzeci. Jego twarz była odrobinę wykrzywiona, bo pomarańcza, którą dopiero co przełknął w całości, była kwaśna.
Spojrzał na nią.
- Ech ty… jakie ty sobie wąsy zrobiłaś tym kremem… no zupełnie jak dziecko… jak dziecko - roześmiał się.
Wstała.
- Czekaj… ja mam tam gdzieś chusteczkę - powiedziała zmieszana.
- Nie, nie… - podszedł do niej, objął dłońmi jej głowę, zbliżył usta do jej ust i delikatnie, języczkiem zaczął zlizywać z jej warg pozostawione na nich ślady po słodkim, brunatnym kremie… potem wessał jej górną wargę, następnie dolną i tym sposobem jego niedawny grymas na twarzy powstały wskutek spożycia kwaśnej pomarańczy, przemienił się w słodki, choć jeszcze ledwo dostrzegalny uśmiech. A kiedy przełknął ostatnią odrobinkę słodyczy skradzionej z jej warg, pożądał jej jeszcze bardziej, choć usta, które całował nie pachniały już ani kremem, ani mandarynką, a czym pachniały… nie wiedział.
- Tak lepiej? - zapytał biorąc głębszy oddech, kiedy na chwilę oderwał swoje wargi od jej ust.
- Zdecydowanie lepiej - powiedziała.

[13.11.2015, Grabonoš, w Słowenii]

2 komentarze:

  1. Nikogo nie powinna zaskoczyć ta krzątanina, aby pokój wyglądał ciepło, schludnie i miło. Tu miała się dobrze czuć bliska osoba. Zauważmy z jaką pieczołowitością wybierał pościel, desenie, kolory.A wszystko po to, by ONA czuła się dobrze i bezpiecznie przy domowym ogniu. I nic to, że w bezwietrzną, mglistą noc nie chciał się palić. Ciepła rozmowa i troska, aby nie stąpała boso, podkładanie jaśka - wszystko to świadczyło o czułości , a wspólny posiłek jeszcze bardziej zbliżył ich do siebie. Bo w życiu piękne są tylko chwile i dla nich warto żyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. obyś miała rację, obyś...

    OdpowiedzUsuń