Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

MIŁYCH ŚWIĄT

Przy okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego 2025 Roku - spełniania się marzeń!!!

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

29 listopada 2015

TAM GDZIE NIE ISTNIEJE CZAS [5]

- Jakie piękne te róże - powitała mnie z uśmiechem, a nie była ani stara, ani młoda, akurat taka właśnie jak trzeba, a i ja nie byłem ani stary, ani młodziutki, taki w sam raz, i drżał mi głos, bo czułem to skrępowanie w jej obecności, zwracałem uwagę na to, co mówię, trzymałem się w pewnym od niej oddaleniu, chociaż zawsze była otwarta i nie wytwarzała zbędnego dystansu pomiędzy sobą a mną. Dopiero kiedy usiadłem na stylowej, ponad stuletniej kanapie, a ona zrobiła herbatkę i podała ciasteczka, poczułem ulgę… i wtedy zapytała mnie, czy przeczytałem w końcu „Nad Niemnem”.
- O, tak, przeczytałem, kilka razy przeczytałem i obejrzałem kilkukrotnie film, i bardzo mi się spodobał tekst i obraz, i przeszedłem przez te opisy przyrody, i w ogóle…
- Jak ja się wtedy zawiodłam na tobie - powiedziała - musiałam ci postawić ocenę niedostateczną. To chyba jedyna, jaką ci postawiłam.
A powiedziała to „musiałam” w taki sposób, jakby żałowała tego, że stawiała mi dwóję. Ale skąd mogła wiedzieć, że w końcu to „Nad Niemnem” przeczytam i będzie mi się podobało.
Jaka ta herbatka smaczna. Jaka smaczna.
A było to tak, że opowiadam treść, opowiadam, i szło mi niezgorzej, i w pewnym momencie mówię:
- Pani profesor, ja nie przeczytałem książki.
O, tak, była zdziwiona, bardzo zdziwiona, bo przecież słuchała mojej opowieści, mojego streszczenia i szło mi dobrze, nadzwyczajnie dobrze.
- Ty nie przeczytałeś?
Wtedy zanurzyłem się w wannie napełnionej wstydem.
- Ale innym razem, pani profesor, podarowała mi pani dwie piątki - przypomniałem - za „Lorda Jima”.
- Tak, Pawełku, pamiętam. „Lord Jim” jest o honorze człowieka. Lubiłeś rozmowy o honorze człowieka.
No po prostu rozgadaliśmy się.
- I lubiłem Żeromskiego. Bardzo. Tych „Ludzi bezdomnych”, szklane domy. To przecież pani profesor podsunęła mi problematykę moralności bohatera utworów Żeromskiego. Całego przeczytałem, wie pani.
- I całkiem dobrze napisałeś te pracę… naprawdę dobrze, Pawełku.
Skusiłem się na jeszcze jedno ciasteczko, a ona patrzyła to na mnie, to znów na ten bukiet róż, który wsunęła do wazonu. Róże pachniały, a zegar na komodzie nie miał wskazówek, tylko tykał.. tyk, tyk, tyk.
- To pani profesor prosiła, abym przygotował interpretację „Dziewczyny” Leśmiana, pamięta pani? Boże, co to za wspaniały tekst. A „Dżuma”? a „Mały Książę”? a Jesienin? To przecież pani mnie ukształtowała.
A ona ochraniała wzruszenie szybkami okularów, które wykorzystywała do czytania i towarzyszyła mi skubiąc ciasteczka… a jej mąż był w kuchni i tylko co jakiś czas się pojawiał w drzwiach i widać było w jego spojrzeniu sympatię.
- A gdzie jest twoja mama? Przyszedłeś z nią, a jej nie ma - powiedziała.
To wtedy powiedziałem jej, że moja mama postanowiła, abym przyszedł sam, bo muszę się nauczyć się samodzielności i nie powinienem być taki nieśmiały.
Ale byłem, długo potem byłem.
I było mi przykro, jak któregoś dnia obudziłem się z tym niepokojem w sercu, z tym dziwacznym smutkiem i rozczarowaniem, z tym przeświadczeniem o nieuchronności końca systemu pewnych wartości, które wystrugała dla mnie pani Zofia… ale przecież nie mogłem mojej pani profesor powiedzieć, że ten świat, który malowała dla mnie, nasycając go wszystkimi odcieniami kolorów tęczy, że ten świat już nie istnieje, i że pani Zofii już w nim nie ma, bo byłaby zdenerwowana i zniesmaczona tak po prostu w nim żyć, tak jak onegdaj zniesmaczona był swoją nieobecnością na części lekcji; tak, tak Ona spóźniła się  a kiedy weszła do klasy, to gorąco nas przeprosiła za tę nieobecność, jaka nie powstała przecież z jej winy.
Zmieniłem temat i zacząłem jej opowiadać o tym, dlaczego znalazłem się w miejscu, w którym czas nie istnieje; opowiedziałem o wszystkim, o matce i ojcu.
I wtedy przytuliła mnie mocno do siebie, a nie wiem, czy miałem wtedy roczek, na pewno nie półtora, a ona wciąż przytulała się do mnie i nawet pocałowała mnie w czoło, a ja po tym pocałunku bardzo szybko urosłem i pomyślałem sobie, że przydałyby mi się teraz okulary z takimi ochronnymi szkiełkami.
Zanim wyszedłem, przeprosiłem ją za to, że nic a nic nie wiedziałem o jej śmierci, a wcześniej o śmierci jej męża, że nie pomogłem jej, kiedy była chora.
- Ale obiecuję pani profesor, że ilekroć będę odwiedzał moich rodziców, zajrzę i do pani - zapewniłem panią Zofię.
- Dobrze, Pawełku, będę czekała na ciebie - odparła  a teraz, bardzo cię proszę, Pawełku, odnieś dziennik… jestem zmęczona i chciałabym się położyć.

[Dobrzelin 29.11.2015]

6 komentarzy:

  1. Przydałoby się znaleźć choć raz w takim miejscu, żeby wypowiedzieć niedopowiedziane słowa i wykonać gesty , na które już za późno. Przypomniałeś mi moje pierwsze fascynacje literaturą i pierwsze rozczarowania, a film "Nad Niemnem" ? oglądam każdą powtórkę w Tv....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... no widzisz, Jotka, że nawiążę do Twoich rozterek i fascynacji zwiazanych z pisaniem wierszy... jeśli ma się wyobraźnię i, jak to powiedziałaś, "przebłyski natchnienia", to wymyślenie takiej sytuacji nie jest niemożliwe... powiem więcej, wszystko może się zdarzyć... pozdrawiam

      Usuń
  2. To teraz koniecznie jak będziesz odwiedzał rodziców to musisz i do niej zajrzeć.
    Dotrzymaj słowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałbym dotrzymać, Stokrotko... odwiedzę i jednych, i drugich, i trzecich, i pozostałych... a w końcu trzeba powoli się przygotowywać do tego, aby zamieszkać tam na stałe.... pozdrawiam

      Usuń
  3. Są takie słowa, które zapadają w pamięci, by po latach wydać owoce. Dobry polonista potrafi wydobyć takie pokłady wrażliwości, szlachetności, że fascynacja literaturą zostaje na zawsze, choć "ten świat już nie istnieje", wszak był malowany kolorami tęczy, ubarwiony, nasycony wartościami, dobrymi uczynkami i mądrymi ludźmi. Po latach te humanistyczne idee weryfikuje życie. Na niekorzyść dla prozy, ponieważ nie wszyscy ludzie okażą się tak prawi, jak owa nauczycielka. Jej dawno nie ma, ale to, co zostawiła w umysłach i sercach, będzie procentowało u wdzięcznych uczniów. Rozczuliły mnie też te "miejsca, w których czas nie istnieje". Pozwala to piszącemu swobodne przemieszczanie w czasie i przestrzeni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Ultra, dobry polonista, ale też każdy dobry człowiek pozostaje w pamięci na stałe. Ja miałem to szczęście...
      Właśnie chciałem tak swobodnie się przemieszczać w czasie i przestrzeni... może dlatego, że z punktu widzenia kompozycji opowiastki i tematyki, tak jest po prostu łatwiej... starannie zauważasz niuanse.... pozdrawiam

      Usuń