CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 maja 2023

STAROPOLSKA (22) BAKA - BALDACHIM

 

Baka Józef, syn skarbnika mińskiego, jezuita, urodzony na Litwie 18 marca r. 1707, zm. 2 czerwca 1780 roku, długi czas mieszkał w Wilnie i był dobrodziejem zakonu. Za interesami swoimi przybywszy do Warszawy, umarł w murach kościoła już wtedy pojezuickiego, w których niegdyś mieszkali Skarga i Sarbiewski i, jako dobrodziej, pochowany został w grobach tej świątyni, co wielkiem było odznaczeniem. Nazwisko księdza Baki stało się w narodzie przysłowiowem i legendowem, jako autora rzeczy „Uwagi o śmierci niechybnej wszystkim pospolitej, wierszem wyrażone“, które wyszły podobno po raz pierwszy w Wilnie r. 1766, nakładem Ksawerego Stefaniego, obywatela miasta Wilna. Pierwsza ta edycja tak została wyniszczoną przez czytanie, że jej podobno żadna z bibljotek polskich dziś nie posiada. Dopiero przedruk wileński r. 1807 z przedmową Rajmunda Korsaka rozpowszechnił te zabawne wiersze, nie tyle przynoszące pożytku duchownego, ile sprawiające wesołości swoją rubaszną jowialnością. Nastąpiły też nowe przedruki w latach 1828 i 1855, a Syrokomla dorabiał jeszcze dalsze pomysły o śmierci na wzór ks. Baki.

Ks. Baka pobudkę do swoich dziwacznych wierszy, którymi nawoływał do poważnego rozmyślania o życiu doczesnem i przyszłem, wziął z wyobrażenia t a ń c a ś m i e r c i, dość upowszechnionego w obrazach po kościołach i klasztorach w Polsce. Pomimo jednak dobrej intencyi autora, wiersze jego nie budzą poważnych myśli, ale śmiech tylko. Przemowa zaczyna się od wierszy, które dają dostateczne pojęcie o całości utworu ks. Baki.

O! Polaku — współrodaku,

Czy w kubraku — czy w pakłaku,

W kapeluszu — czy w kapuzie!

Mój Francuzie — nastaw buzię,

I ty tłusty — Niemcze pusty,

Rzuć pekefleisz i kapusty,

I ty, rady czy nie rady,

Rzuć menestry, czokolady,

Panie Włochu! oto z lochu

Książeczkę wydobytą z prochu

Z myśli pobożną — w koncept zamożną,

Powitaj — przeczytaj


Bakalje. Linde wywodzi tę nazwę z łac. bacca — jagoda, Karłowicz zaś z arabskiego bakkał — handlarz korzenny. W Polsce nazywano b a k a l j a m i suszone owoce, jak: rodzynki, migdały, daktyle, które z Południa i Wschodu Ormianie, Żydzi i Grecy do nas przywozili i którymi częstowano się zawsze po domach polskich, przy śpiewaniu kolęd w wieczory świąteczne Bożego Narodzenia. Gdy z początkiem wieku XIX rozwinęło się zamiłowanie do towarzyskiego odgadywania szarad i utworzył się nawet w Warszawie klub męski szaradzistów, ułożył ktoś z wyrazu b a k a l j e następującą szaradę:

Jeśli czasem pierwsza, pierwsza — póki je i żywa,

Drugie — drugie w pierwsze — trzecie, choć to rzadko bywa,

Wszystkie z tego się nie złożą, więc jeśli asindziej

Chcesz ich dostać, to nos zatkaj i szukaj gdzieindziej.


Bakałarz, baccalaureus (z łac. bacca laurea, gałązka wawrzynowa) w starych dokumentach naszych baccalarius, oznaczał w wiekach średnich:

1) giermka (po czesku i staropolsku p a n o s z a), t. j. młodego szlachcica, który służąc przy rycerzu, sam dążył do godności rycerskiej

2) w duchowieństwie — kanonika niższego.

3) W wieku XIII i XIV uniwersytety zaczęły stosować tę nazwę do słuchaczów, którzy przestudjowawszy pewnych przepisanych autorów i odbywszy egzamina i dysputy, uznani zostali przez profesorów za zdolnych do niektórych niższych wykładów pod kierunkiem magistrów, lubo sami jeszcze na trudniejsze wykłady uczęszczali. Gdy się uniwersytety rozwinęły, stopień bakałarza udzielano na wszystkich 4-ch wydziałach, ale najważniejszym bywał na wydziale filozoficznym, gdyż kto go nie posiadał, nie mógł się ubiegać o wyższe stopnie naukowe. Otrzymywanie stopnia bakałarza połączone było z pewnymi obrzędami i formalnościami. W akademii krakowskiej, na wydziale filozoficznym, wysłuchawszy przepisane kursa z gramatyki, poetyki, filozofii i astronomii, podawał się student do egzaminów na bakałarza, które odbywały się 4 razy do roku w obecności wicekanclerza akademii, dziekana wydziału i wszystkich magistrów, z pośród których wybierano 2-ch lub 4-ch egzaminatorów. Jeżeli było 12-u lub więcej kandydatów, to od każdego brano po 17 groszy, jeżeli zaś było ich mniej, to opłata zwiększała się, nigdy jednak nie mogła przenosić 24 groszy. Statut zalecał, aby ubogich, lecz nauką i dobrymi obyczajami celujących, nie usuwano na koniec. Egzamin był rodzajem dysputy, w której magistrowie byli oponentami. Często dziekan i egzaminatorowie przycinali sobie i żwawe wiedli spory, posilając się winem, którego statut z umiarkowaniem używać nakazywał. Po egzaminie i przemowie dziekana, w której prosił egzaminowanych, aby zapomnieli o przytykach i przykrych słowach, jakie słyszeli, szli wszyscy do łaźni, poczem kandydaci na bakałarzy ugaszczali swoich egzaminatorów, a dziekan napominał, aby birety i togi z siebie zrzuciwszy, oddali się wesołości. Otrzymujący stopień bakałarza płacił bedelom uniwersytetu 6 groszy. Oznaką tego stopnia był sygnet i okrągły kołnierz (cappa runda) przy todze. Obowiązkiem bakałarza było w ciągu dwu lat, przez czas letnich feryj, wykładać i bywać na rozmaitych dysputach czyli egzaminach. Zwykle też bakałarz uczył

pierwszych początków nauk wyzwolonych, t. j. gramatyki, djalektyki i retoryki, a niekiedy i śpiewu chóralnego. Akademja krakowska rozsyłała bakałarzy na nauczycieli po szkołach farnych, które w różnych stronach kraju byli jej kolonjami. Stąd powstało dzisiejsze znaczenie wyrazu bakałarz, jako nauczyciela niższego lub lichego w ogóle, a piszący to pamięta jeszcze, jak (w latach 1850 — 60) po wszystkich wioskach zagrodowej szlachty podlaskiej, nauczycieli przygodnych, uczących zbiorowo dziatwę w porze zimowej, nazywano z powagą „bakałarzami“. Zwyczaje i urządzenia średniowieczne najdłużej i najwierniej przechowały się w kraju o najwyższej kulturze cywilizacyjnej, t. j. w uniwersytetach angielskich w Oksfordzie i Cambridge. Są tam do dziś dnia bakałarze z tytułami i przywilejami średniowiecznymi.


Baki świecić — znaczy pochlebiać komu, nadskakiwać z uniżonością, zasługiwać się dla pozyskania względów. Wyrażenie to tłómaczono sobie rozmaicie, a zwykle błędnie; początku jego szukano np. w nazwisku ks. Baki, który, o ile był lichym wierszokletą, o tyle zacnym i pożytecznym zakonnikiem. Gruntowne objaśnienie znajdujemy u Karłowicza, który wykazał, że w mowie ludu ukraińskiego b a k i, b a k y znaczy o c z y, od b a c z y ć, tak jak po polsku p a t r y od patrzeć, s ł u c h y od słuchać.

U pisarzy polskich XVIII wieku spotykamy obok „świecić baki“ (Zabłocki), już i „świecić bakę“ (Trembecki).


Bakier, n a b a k i e r. Polacy zwykle, czy to szlachta można, czy mieszczanie i lud wiejski (który siedząc przy dworach, tradycyjne zwyczaje narodowe szlachty naśladował), nosili czapki, kołpaki, kapuzy, kapelusze, nachylone do prawego ucha, co zwano n a b a k i e r. Ukraińcy naśladując ten zwyczaj, posuwali ukośne noszenie przykrycia głowy do najwyższego stopnia, więc w pismach z XVIII w. czytamy: „Włóż czapkę na bakier, ot tak z kozacka“. — Kniaźnin w poezjach (wydanych r. 1787) pisze: „Junak nad junaki, czapka na bakier, zakasane poły“. — Karłowicz utrzymuje, że wyrażenie „na bakier“ jest w związku z flisackiem: rubakier, rób bakier, t. j. steruj na lewo, kieruj w lewo! Sternik, kierując rudlem, gdy statek chce zwrócić na bakier czyli ku lewemu brzegowi rzeki, sam obraca się w prawo. W języku dolno-niemieckim (który najwięcej dostarczył wyrażeń polskim flisom, spotykającym się w Gdańsku z żeglarzami niemieckimi) bak znaczy tył statku i lewą stronę rzeki. Wyrażenie ukraińskie i białoruskie: n a b a k i r — wziął lud tamtejszy wprost z polskiego. Śmiano się w Polsce z Niemców i Żydów, którzy nieświadomi staropolskiego zwyczaju bakierowania czapki na prawe ucho, zwieszali ją w tył lub na lewo.


Bakwark Walenty, słynny, legendowy lutnista Zygmunta Augusta, uwieczniony w szeroko rozpowszechnionem wyrażeniu Jana Kochanowskiego: Nie każdy weźmie po Bekwarku lutnie. Urodził się w Siedmiogrodzie r. 1515, a zwał się właściwie Greff, ale w Polsce podpisywał się Walenty Greff Bakffark, nazywany zaś był powszechnie Bekwarkiem i wspominany często przez pisarzy doby zygmuntowskiej, zmarł w Padwie r. 1576. Przyjęty do kapeli królewskiej w r. 1549, stawszy się ulubieńcem Zygmunta Augusta, który cenił wysoko jego talent i hojnie wynagradzał, pozostawał w służbie królewskiej około lat 16, a w Polsce lat 18, potem pośpieszył do Wiednia na wezwanie cesarza Maksymiljana.


Balcerek, sławny śpiewak polski z w. XVI, o którym jednak nic pewniejszego nie wiemy, oprócz luźnych wzmianek, np. w 7-ej satyrze Opalińskiego: „Jednej nie potrafisz noty jako Balcerek, gdy śpiewać nie umiesz“.


Baldachim, b a l d a c h i n pochodzi od wyrazu baldach, będącego nazwą tkaniny złotojedwabnej, tak nazwanej od miasta Bagdadu na Wschodzie, w którem były najsławniejsze w dawnych wiekach jej fabryki; Bagdad bowiem nazywany był w średnich wiekach Baldak, po włosku Baldacco. Tkanina służyła na Wschodzie dla zasłon i na lektyki; Francuzi nazwali ją baldaquin i baldéquin, a Włosi baldachino. Gdy zaczęto używać jej w kościołach na osłony, utworzyła się nazwa łacińska tychże baldachimum, a po polsku z włoskiego b a l d a c h i n i z łaciny b a l d a c h i m, w znaczeniu osłony przenośnej, noszonej na 4-ch lub 6-ciu drzewcach w czasie procesyi po nad celebrującym kapłanem. Baldachim taki zowie się w rytuale kościelnym, jeżeli jest mniejszych rozmiarów umbella albo umbrella, jakby ociennik, a liturgiści zowią go jeszcze coelum, gestatorium, umbraculum. Nad biskupem noszony zmieniać się powinien w kolorze, stosownie do nabożeństwa, nad Najświętszym Sakramentem zaś powinien być biały. Opaci mieli także przywilej chodzenia pod baldachimem, wszakże z pewnem ograniczeniem. W kościele katolickim baldachim powinien być koniecznie nad ołtarzem, w którym się przechowuje Najśw. Sakrament, chyba że tabernaculum jest marmurowe albo kamienne. W pontyfikale Erazma Ciołka, obejmującym opis koronacyi Aleksandra Jagiellończyka w r. 1501, z bardzo pięknemi miniaturami przedstawiającemi sceny koronacyjne, widzimy zawieszony nad tronem królewskim, pod samem sklepieniem katedry, okrągły baldachim. W dalszym ciągu podajemy tu uwagi o baldachinach, nadesłane nam uprzejmie do Encykl. Starop. przez znakomitego badacza architektury w dawnej Polsce, dyrektora muzeum Wład. Łuszczkiewicza. Baldachiny architektoniczne królewskie — powiada nasz badacz — jakie widzimy nad sarkofagami królów w katedrze krakowskiej, mają początek i nazwę od tych przenośnych, które wiążą się z oznakami najwyższego poszanowania i czci dla panujących monarchow, a mają początek na Wschodzie, w staroż. Egipcie i Assyryi. Baldachin przenośny lub tronowy jestto rodzaj podniebia lub sufitu czworokątnego ze spadającemi na dół bokami, zrobionego z bardzo kosztownych tkanin, a unoszonego na wysokich ozdobnych drążkach po nad osobą królewską, pieszo lub konno postępującą. Baldachin taki bez drążków, umocowany u ściany, jest koniecznem dopełnieniem tronu królewskiego. W Polsce taki baldachin zjawia się, za wzorem monarchii zachodnich, od najdawniejszych czasów. Spotykamy się z nim przy uroczystych wjazdach królów polskich do stolicy aż do czasów ostatnich. Księgi wydatków miejskich często wspominają o kosztach, poniesionych na jego zrobienie ze złotogłowu, adamaszku, atłasu, na wykonanie lasek toczonych, gałek lub pióropuszów. Kiedy miasto składało królowi przysięgę na placu publicznym, stawiano tron pod baldachinem na podniesieniu, zwano to teatrum. Wznoszono tron z baldachimem w izbie ratusza gdy król odwiedzał zarząd miejski. W katedrze krakowskiej stał obok wielkiego ołtarza od strony epistoły tron królewski. W kościele katolickim wiąże się baldachin z kultem Najśw. Sakramentu. Cześć monarchiczna przenosi się tutaj na kapłana, niosącego Hostję, stąd baldachin występuje od XIII wieku na procesjach Bożego Ciała w Polsce, a uważanem jest za honor mieszczan nieść go nad celebransem. Te kościelne baldachiny spotykamy w kościołach polskich o jednym drążku w rodzaju parasola (wieś Ropa w Galicyi), o dwu, czterech, a nawet ośmiu drążkach (kościół P. Maryi w Krakowie), a wtedy podniebie twardem nie jest, ale się fałduje. Że baldachin przenośny jest zabytkiem wschodnim, dowód — że żydzi polscy używają go, gdy procesjonalnie występują z „torą“ na uroczystościach i gdy prowadzą pannę młodą do bóżnicy dla ceremonii zaślubin. Zabytków baldachinów kościelnych starszych w Polsce nad wiek XVII nie znamy. Notujemy jeszcze baldachiny przy łożach. Sztuka średniowieczna tę oznakę czci, przez ozdobną ochronę osób uświęconych, zamieniła na stałą, wykutą w kamieniu lub marmurze. W epoce gotycyzmu spotykamy się z ozdobnymi baldaszkami nad posągami świętych, z baldachinami nad grupami posągów, oraz nad sarkofagami królewskimi. Epoka starochrześcjańska dała przykład w baldachach, dźwiganych przez 4 kolumny nad ołtarzami i Przenajśw. Sakramentem, a przeszło to do tak zwanych konfessyi z ciałem męczennika na ołtarzu, jak owa Berniniego w kościele św. Piotra w Rzymie, a u nas w kraju w katedrze gnieźnieńskiej w ołtarzu św. Wojciecha, w

katedrze krakowskiej dla św. Stanisława, w Uniejowie błog. Bogumiła i t. p. W katedrze

krakowskiej mamy kilka grobowców królewskich, opatrzonych baldachinami. Najstarszy grobowiec jest Łokietka, z którego pozostał sarkofag czyli tumba kamienna z postacią królewską i figurkami po bokach. W czasie ostatniej restauracyi katedry odnalazły się filarki, podtrzymujące zniszczony dawny baldachim. Jak on wyglądał — domysł trudny.

W grobowcu króla Kazimierza W-go postać leżąca monarchy i tumba są z marmuru czerwonego węgierskiego, a baldachin z białego piaskowca ze sklepionkiem wewnętrznem, zewnątrz ubrany rozetowaniami, wypełniającemi arkady, wiążące z sobą u wierzchu kolumienki marmurowe, ustawione na sarkofagu, nie na posadzce jak było u Łokietka. Baldachim u grobowca Jagiełły, wsparty na 8-u marmurowych ośmiokątnych filarkach, jest z białego kamienia pińczowskiego i ze stylem gotyckim sarkofagu i postaci królewskiej związku nie ma. Jest stylu renesansowego, z pułapem wewnątrz płaskim, podzielonym w pola. Fundował go w miejsce gotyckiego król Zygmunt I w roku 1524, a wykonywali rzeźbiarze włoscy, zatrudnieni przy budowie kaplicy królewskiej. Pomnik króla Kazimierza Jagiellończyka, wykonany w r. 1492 przez Wita Stwosza w marmurze salzburgskim, ma baldachin wsparty na 8-iu subtelnych kolumnach, powiązanych łukami dwa razy przegiętymi, a utworzony przez sploty profilów, strzelających w górę kwiatonami. Kapitele rzeźbił Joreg Hueber z Passau, osiadły w Krakowie. Z po za Krakowa wiemy dziś o nagrobku św. Wojciecha w Gnieźnie, którego fragmenta zachowane wskazują, że miał baldachin, utrzymywany przez kolumienki marmurowe, stojące na sarkofagu, jak w pomniku Kaźmierza W-go.


[05.05.2023, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz