CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

13 maja 2023

SOWIZRZAŁ KROTOCHWILNY I ŚMIESZNY (15)

 

15.

Historyja, jako Sowiźrzał powiedał,

żeby lekarzem niepospolitym był, a jako w Majdeburku

lekarza biskupiego zleczył, który od niego był oszukan


72. Ilustracja edycji strasburskiej
z 1539 r. do 15. historii


Był biskup jeden w Majdeburku, któremu imię było Bruno. Ten był margrabią kwertfurtskim, a częstokroć od wiela swoich panów i od innych pospolitych ludzi słyszał o kunściech a krotofilach Sowiźrzałowych. Chcąc doświadczyć, co by to za człowiek dziwny był, rozkazał swej czeladzi, aby się o nim badali, a potym ku dworu przyprowadzili. Kunszty a szaleństwa Sowiźrzałowe biskupowi się barzo ulubiły. Dał jemu szat, pieniędzy dosyć. Dworzanie nie mniej wszyscy nań łaskawi byli. A biskup miał przy sobie lekarza jednego, który o swej nauce i mądrości barzo wiele trzymał, jakoby nadeń uczeńszego nie było. Jemu czeladź dworska nie przyjajała, przeto że się nad wszytki inne podnaszał, a od nich się odłączał. Też błaznów około siebie nierad widział i często do biskupa mówił:

Miało by to być, żeby mądre i nauczone ludzi przy dworzech pańskich chowano, a nie błazny, jako ten jest, a to dla rozmaitych przyczyn.

Rycerze i panowie inszy na to rzekli:

Nie podoba się nam by kęsa tego lekarza rzecz: kto by tego błazeństwa nierad widział, mógłby dobrze na stronę ustąpić, a na nie nie patrzać, wszak żadnego k temu nie przyniewalają.

Lekarz na to odpowiedział:

Błaźni z błazny, a mądrzy z mądrymi mają być. Bo gdyby książęta a panowie mądre ludzi przy sobie chowali, tedyby sami rozumniejszy byli. A tak, ponieważ błazny chowają a w nich się barzo kochają, też od nich głupości nabywają.

Rzekli niektórzy:

I skąd ci mądrzy przyszli, którzy o mądrości powiedają? Wiemy i słychamy dobrze, że ich niemało jest, którzy od błaznów są oszukani. I godzi się książętom a panom mieć i chować lud rozmaity przy dworzech, bo kromie błaznów panowie żadnej krotochwile mieć nie mogą; ci je obweselają, a myśli i prace im odejmują. A gdziekolwiek są panowie, tam też błaźni radzi bywają.

Tak-że dworzanie wszyscy, zmówiwszy się przeciwko lekarzowi onemu, poszli do Sowiźrzała, prosząc go, aby nieco trafnego temu lekarzowi wyrządził, chcąc jemu być z biskupem na pomocy, aby go jedno w mądrości mógł ułowić. Sowiźrzał odpowiedział:

Urodzeni a szlachetni rycerze, myśliłem ja dawno o tym, jakobym go zbłaznował. Jeśli Wasza Miłość mię w tym chce zastąpić i na pomocy być, pomyślę ja, jakoby temu lekarzowi zapłata się zstała.

I dali tej rzeczy pokój. Sowiźrzał wnet się z miejsca ruszył i skoro cztery całe niedziele się około tego przechadzał, myśląc, jakoby tego lekarza usidlić mógł. Nie myśląc wiele około tego, wrócił się na granice niedaleko od dworu biskupiego, tam przemienił swoje odzienie – ubrał się po doktorsku. Gdziekolwiek przyszedł, miano go za doktora, bo sam też powiedał o sobie, żeby lekarzem był rozmaitych niemocy. I wiedział, będąc przy biskupim dworze, że on lekarz na ciele niezdrowy był.

Dowiedziawszy się rycerze o przyściu Sowiźrzałowym, natychmiast szli do pana lekarza i powiedzieli mu, że medyk znamienity a doktor biegły w lekarstwach przyszedł. Lekarz chory rad temu był i szedł k niemu na gospodę, aby się z nim poznał, bo Sowiźrzała nie znał. Przywitawszy go, wziął go z sobą na zamek i na drodze się rozgadali o jego niemocy. Jeśliby jemu z tej choroby pomógł, obiecał mu dobrze zapłacić.

Sowiźrzał jemu łagodliwymi słowy odpowiedział, jako to jest pospolita u wszelkich <lekarzów>. Na koniec powiedział jemu, żeby napierwej noc jednę musiał przy nim leżeć, a to dlatego, aby tym lepiej sposób natury jego mógł pobaczyć, żeby wiedział, jakowego by lekarstwa ku tej niemocy potrzebował:

Rad bym wam też niejaki trunek dał, niżli się położycie, abyście się zapocili, a z potu tego wnet obaczę wasz niedostatek.

Lekarz tego wszytkiego pilnie słuchał. Mniemał, żeby prawdziwą rzecz powiedał i według rady jego poszedł z nim do łoża, wierząc Sowiźrzałowi swego zdrowia.

Tak-że lekarz lekarzowi dał barzo twardą purgacyją. Mniemał ten chory, żeby się z niej miał pocić, a też nie wiedział, by tak przykra ta purgacyja. Sowiźrzał na przechadzkę wyszedł, nalazł kamień wydłubany, w ten łajna nakładł, a do łoża tuż wedle ściany położył. Lekarz, leżąc, przewrócił się na drugą stronę prawie ku ścienie, bo tak ku ścienie naradszy legał. Poczuł wielki smród i nie mógł go ścierpieć, aż się zasię musiał na drugą stronę obrócić, ku Sowiźrzałowi prawie twarzą. A Sowiźrzał, chcąc onej woniej poprawić, wiatry ciche na lekarza wypuszczał, aby więcej śmierdziało. Zasię powtóre przed wielkim smrodem lekarz się do ściany obrócił, przecię po wszytkich stronach jemu śmierdziało.

Tak ubogi lekarz całą noc w gówniech i smrodzie, by dziecię powite, leżał. Nadto jeszcze purgacyja ku temu prędka a mocna przypadła, że nie inaczej w smrodzie leżał, jedno jako świnia w błocie. Sowiźrzał, jego lekarz, nie mógł już prze smród trwać i rzekł ku niemu:

Sławny lekarzu, wasz pot dziwny jest. Co się dzieje, że tak smrodliwy pot z was pochodzi?

Lekarz pomyślił sobie: „Acz ciężko, ale wżdy dla zdrowia swego cierpieć muszę i ten smród ja też nazbyt czuję, i ledwie głowę podnieść mogę, tak mi spuchła”.

Sowiźrzał rzecze:

Leżcie przecię spokojem, ja pójdę a zapalę świecę, a oglądam i obaczę sprawę natury waszej. – Sowiźrzał, wstając, nieszlachetnie zadkiem zagrzmiał, aże się łoże strzęsło i rzekł:

Ach, biada mnie, już skoro omdlewam. To mam od was za zysk i pracą moję, waszych gówien muszę woniać.

Lekarz spokojem leżał, a mdłym będąc, ledwie głowę mógł wznieść. Już Boga prosił, żeby co rychlej ten lekarz od niego odszedł, bo przed nim w nocy nie śmiał się prawie ruszyć ani tchnąć. Wstawszy, Sowiźrzał wyszedł z kownaty i zbiegł z zamku biskupiego, bojąc się, by go lekarz on nie kazał pojmać.

W tym poczęło świtać. Lekarz, wstawszy, obejźrzał swoje łoże, a ono widzi kamień wydłubany, pełny łajna i plugawości. Też sam na się wejźrzał, a ono był umazany jako świnia z błota. Dowiedziawszy się dworzanie, że Sowiźrzał dziwnie około lekarza pochodził, szli do niego, życząc jemu zdrowia i szczęścia, i pytali, jako by się po lekarstwie onego lekarza miał. Lekarz, jako niemocny a lekarstwem onym smrodliwym zmordowany, ledwie im odpowiedział. Potym wyszedł z swego gmachu na pałac i położył się na ławie na wezgłowiu. Dworzanie biskupi wnet takową rzecz powiedzieli. Biskup z nimi do swego lekarza, aby go też nawiedził, poszedł. Pytał go, jakoby się miał. Lekarz odpowiedział:

Szatan mnie takowym błaznem opętał! Mniemałem, żeby doktor był w lekarstwie, a on doktor w łotrowskich rzeczach. – I powiedział, jako około niego postępował a łotrowskim kusem narabiał.

Biskup z swymi dworzany barzo się z lekarzowej powieści o jego lekarzu śmiali i rzekł:

Zaprawdę, według mowy waszej to się zstało, abowiem-eście sami tu niedawno rzekli: który by się z błazny obierał, przy nich by zgłupiał. Ale wy już widzicie, że przez błazny ludzie ku mądrości przychodzą, bo ten wasz lekarz był Sowiźrzał, któregoście wy poznać nie mogli, a jemuście uwierzyli, przeto od niego jesteście oszukani. A my, którzyśmy jego praktykę wiedzieli, nie chcieliśmy was ostrzec tym sposobem, żeście o sobie barzo wiele trzymali, bo niemasz żadnego tak rozumnego a chytrego, który by myśl błazeńską mógł porozumieć, jego się ustrzec. Owszeki, im nie ma gardzić, bo gdyby żadnego błazna nie

było, jakoż by mądre ludzi poznano? Na to zamilczał lekarz, a dalej nie śmiał skarżyć.

I częstokroć się też miedzy nami takow<y> trafia, który się na swój rozum a naukę spuszcza.

73. Ilustracja edycji erfurckiej
z 1532 r. do 15. historii



- biskup jeden w Majdeburku, któremu imię było Bruno. - Ten był margrabią kwertfurtskim (arcybiskupstwo magdeburskie założono w 968 r. Kwerfurt (niem. Querfurt) [Erfurt])


- o swej nauce [...] barzo wiele trzymał – uważał się za bardzo uczonego.

- nie przyjajała – nie sprzyjała.

- się nad wszytki inne podnaszał – wywyższał się nad innych.

- by kęsa – ani trochę.

- rzecz – mowa.

- Błaźni z błazny, a mądrzy z mądrymi mają być – „Kto chodzi z mądrym, mądrym będzie, przyjaciel głupich, stanie się [im] podobny”.

- myśli i prace im odejmują – odganiają zmartwienia, troski.

- nieco trafnego – coś śmiesznego.

- go zbłaznował – ośmieszył go.

- cztery całe niedziele – cztery tygodnie.

- ubrał się po doktorsku – ubiór lekarzy w późnym średniowieczu przypominał sutannę świeckich duchownych.

- niemocy – choroby.

- sposób natury jego [...] pobaczyć – dostrzec charakter jego dolegliwości.

- niżli – nim.

- obaczę [...] niedostatek – poznam chorobę.

- wierząc – powierzając.

- barzo twardą purgacyją – silny środek na przeczyszczenie.

- Tak ubogi lekarz całą noc w gówniech i smrodzie, by dziecię powite, leżał - tu porównanie do noworodka w powijakach.

- leżał, jedno jako świnia w błocie – porównanie przysłowiowe, przez Mikołaja Reja (1557) zanotowane w postaci: „Będziesz leżał jako świnia we błocie”

- Acz – chociaż.

- spokojem leżał, a mdłym będąc – leżał spokojnie, a będąc słabym.

- z kownaty – z komnaty.

- ono – oto.

- łotrowskim kusem narabiał – potraktował go nieszlachetnym psikusem, figlem.

- powieści – opowieści.

- się [...] obierał – przebywał.

- Owszeki, im nie ma gardzić – owszem, nie ma nimi pogardzać.

- gdyby żadnego błazna nie było, jakoż by mądre ludzi poznano – „Gdyby głupców nie było, skądże by się mądrzy brali?”.

- I częstokroć się też miedzy nami takow<y> trafia, który się na swój rozum a naukę spuszcza

- się [...] spuszcza – zdaje się.


[13.05.2023, Toruń]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz