CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

21 maja 2023

PROFESOR TUTKA DAJE PRZYKŁAD OPOWIADANIA POGODNEGO (4)

fontanna w Toruniu

Do towarzystwa, w którym rozmawiał Profesor Tutka, podszedł zmartwiony młodzieniec. Gdy spytano go, dlaczego jest w złym humorze — powiedział, że nie przyjęto w pewnej redakcji opowiadania, które napisał. Nie dlatego, że — złe, tylko, iż — ponure i odbierające czytelnikom pogodę ducha. Młodzieniec irytował się przy tym na redakcję i pogodę ducha czytelników.

Gdybym pisywał — powiedział Profesor Tutka — to zaniósłbym do tej redakcji opowiadanie pogodne i słoneczne. Opowiem, jaki miałem kiedyś dzień. Obudziłem się, podszedłem ku oknu, żeby zobaczyć, czy ładna pogoda, i na tle błękitnego nieba ujrzałem kominiarza, stojącego na dachu. Dobrze, iż nie zobaczyłem pająka, gdyż według Francuzów to oznacza zmartwienie. Wkrótce potem miła staruszka- gospodyni podała mi śniadanie. Kawa pachniała, pieczywo przy łamaniu trzaskało ze świeżości, masło wyborne. W gazecie, którą przeglądałem, radosne wiadomości: nasza drużyna piłki nożnej zwyciężyła w Bukareszcie. Wesoły wyszedłem na miasto. Zobaczyłem znajomego, który z drugiej strony ulicy kiwał ręką i najwyraźniej szedł teraz ku mnie. Zdziwiłem się trochę, gdyż od pół roku, zawsze, gdy mnie zobaczył, znajdywał interes po drugiej stronie ulicy. Powiedział, iż cieszy się, że mnie widzi, może mi dziś oddać swój dług, i zaprosił mnie nawet do przyjemnej restauracyjki, aby przy kieliszku wina swobodnie porozmawiać. Powiedział mi, że się niedawno ożenił z uroczą kobietą, powodzi mu się dobrze, że kraj nasz, dzięki centralnemu położeniu w Europie, oczekuje wielka przyszłość. Rozstaliśmy się serdecznie, obiecując, że się znowu spotkamy. Z uczuciem przyjaznym dla znajomego,

z myślami, że nigdy przedwcześnie człowieka źle sądzić nie należy, bo nie liczyłem już, żeby oddał, co pożyczył — poszedłem do biblioteki. Szukając czegoś innego — natrafiłem na nieznany nikomu dokument, dowodzący, iż człowiek, który uchodzi za świętość narodową, wiódł życie rozwiązłe. Ucieszony tym odkryciem, udałem się do miejskiego parku porozkoszować się wiosenną zielenią i tulipanami. Po alejach spacerowały zakochane parki, ptaki uwijały się na gałęziach, a po pniu drzewa, tuż koło mnie, schodziła wiewiórka. Usiadłem na ławce — po chwili miałem sąsiadkę — miłą szesnastoletnią panienkę. Zaczęliśmy rozmawiać, dowiedziałem się, że jest rodem z Sanoka, brat jej zdaje w tym roku maturę, mają domek z ogródkiem, mamie dokuczają wprawdzie bóle reumatyczne, ale jest bardzo czynna, pielęgnuje kwiaty, a w domu mają fortepian, radio i dwa kanarki. Rozmawialiśmy bardzo przyjemnie, między nami nie czuło się różnicy wieku, nie było, zda się, innej płci, rozmowa pozbawiona cienia erotyzmu, rozmowa człowieka z człowiekiem, czysta, szlachetna a pełna wdzięku. Pożegnałem panienkę, poszedłem dalej, zobaczyłem, jak pewna pani chce wepchnąć wózek z dzieckiem na znaczne wzniesienie, ale idzie jej to ciężko — więc pomogłem wjechać z wózkiem na górkę — a gdy mi dziękowała, skłoniłem się nisko i powiedziałem: «Pani, spełniłem tylko obowiązek obywatela: w tym wózku leży przyszłość nasza».

Tak mi przyjemnie było w parku, śród zieleni, śród matek, nianiek i dzieci, że pozostałem tam do wieczora. A wieczorem wytrysnęła fontanna. Naprzód szara, później puszczono reflektory i stała się srebrna, potem złota, wreszcie z boków wystrzeliła czerwień, fiolety, wybuchały i gasły coraz to inne kolory, słowem — tęcza — kalejdoskop — cudo!

Ciemnymi ulicami wracałem do domu. Zadzwoniłem do swego mieszkania — nikt nie otwierał. Zdziwiony — bo staruszka-gospodyni o tej porze nigdy nie opuszczała domu, zadzwoniłem po raz drugi. I znów nikt nie otwierał. Zacząłem głośno pukać — za drzwiami cisza. Zaniepokojony nieco, poszedłem, aby poradzić się dozorcy. Człowiek ten zdziwił się i poszliśmy teraz we dwóch, żeby się dobijać. Nikt nie odpowiadał.

Profesor Tutka, powiedziawszy to, zamyślił się i milczał, zainteresowani słuchacze, nie mogąc doczekać się dalszego ciągu opowiadania, spytali: «no i co dalej?»

Profesor Tutka ocknął się z zadumy.

Myślę o tym — powiedział — że się zagalopowałem, gdybym mówił dalej, mogłoby wam to krew zmrozić w żyłach. Autor opowiadania pogodnego musi pamiętać o tym, aby się w odpowiednim miejscu zatrzymać. Więc wrócę do tej fontanny. Panowie! tryskała prześlicznie.


[21.05.2023, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz