972.
Ponieważ cały czas piszę niezależnie od tego, że publikuję w kawiarence - nazywa się to, że piszę do szuflady. Naprawdę, nie wiem po co układam słowa w zdania, skoro jednak piszę, to chciałbym przynajmniej powiedzieć, co mnie w pisaniu, przynajmniej na ten moment interesuje najbardziej. Otóż zagadnieniem, które staram się, jak dotąd bezskutecznie, wyjaśnić, czy opanować, jest problem przemijania; inaczej – upływu czasu, przed którym staje, jak myślę, każdy człowiek, pewnie najczęściej w wieku dojrzałym, choć może i nie tylko.
Zapewne wielu z nas zastanawia się nad tym, co spowodowało, że nasze życie przebiegło w taki, a nie inny sposób i czy jesteśmy zadowoleni z tego, co nas spotkało. Oczywiście tego typu „gdybanie” z jednej strony nie ma sensu, bo „to se ne vrati” i już, lecz rozpatrując tę kwestię z innego punktu widzenia, dobrze by było poznać samego siebie, swoje uprzednie myśli postępowania i motywację z dalszej perspektywy, ot chociażby po to, aby zaspokoić własną ciekawość i szczerze odpowiedzieć na pytanie: czy zrobiłem w swoim życiu wszystko, aby być szczęśliwym i jednocześnie czy nie przeszkodziłem innym w osiągnięciu szczęścia? Wymaga to tak niezawodności pamięci, jak i też szczerego otwarcia się na przeszłość.
Według mnie jasne jest, że mijający bezpowrotnie czas jest zarówno wyzwaniem dla człowieka, a bywa też wrogiem i obsesją. Powód jest oczywisty – brak możliwości cofnięcia naszego przeciwnika na upatrzone przez nas pozycje. Dotyczy to przede wszystkim tych momentów życia, które bezpowrotnie przeminęły, bo bywają też takie chwile w naszej egzystencji, które można jeszcze zmienić.
Motyw przemijania skojarzyłem też innym zagadnieniem, które poniekąd stało się ostatnimi czasy moją obsesją. Chodzi mi o to, aby spróbować skonfrontowania własnej pamięci z pamięcią innych osób. Precyzując tę myśl, interesuje mnie to, czy np. osoba, którą dobrze znałem, pamięta mnie w podobny sposób, w jaki ja odnajduję ją we swoich wspomnieniach. Bywa bowiem tak, że pewna osoba, z którą choćby raz w życiu spotkałem się i która wywarła na mnie określony, ważny wpływ, podobnie mnie wspomina, czy też kompletnie uleciałem z jej pamięci. Może też być inaczej – ktoś pamięta mnie, a ja nie mam zielonego pojęcia, czy ta osoba, którą w pewnym momencie swojego życia spotkałem w ogóle istniała. A zatem aby się o tym przekonać, potrzebna jest konfrontacja, spotkanie po latach, co może nie wpłynie znacząco na nasze bieżące życie, ale będzie ciekawym, sentymentalnym lub tylko interesującym aspektem mojego i jej / jego życia. To zagadnienie jest tematem kolejnego tekstu do szuflady.
[11.11.2023, Toruń]
Bardzo ciekawe pomysły, o tyle trudne do zrealizowania, że wielu osób, z którymi chcielibyśmy się skonfrontować już nie ma lub nie mamy z nimi kontaktu.
OdpowiedzUsuńNie przeczę, że milo jest, gdy dorosły absolwent szkoły miło mnie wspomina:-)