969.
Zamieszczone powyżej zdjęcia dzieli niewielki przeciąg czasu – zaledwie dwa dni, a jaka zmiana w zaokiennym krajobrazie. Jeśli ten porównać do ludzkiego żywota, okaże się, że starość nadchodzi szybko i jej konsekwencje są nad wyraz widoczne i… przykre.
970.
Iga świątek właśnie awansowała do turnieju wieńczącego sezon tenisistek, pokonując w półfinale Arynę Sabalenkę. Musiała grać świetnie (nie widziałem, bo od czasu sukcesów tenisistki z Raszyna, za obejrzenie jej pojedynków trzeba dopłacać), skoro stosunkowo łatwo pokonała Białorusinkę. Mnie natomiast intryguje co innego. Na jednym z portali, chyba będzie to Przegląd Sportowy, po zwycięstwie Świątek z Uns Dżabir (arabska wersja francuskiego nazwiska Ons Jabeur) pojawiła się wiadomość, że Iga Świątek musiała sobie poradzić zarówno z Tunezyjką, lecz również z pogodą; w meksykańskim Cancun pada deszcz i wieje silny wiatr, co oczywiście negatywnie wpływa na grę zawodniczek. Przeciętnie wykształcony odbiorca tej wiadomości musi zadać sobie pytanie, czy naprawdę z fatalną pogodą mierzyła się jedynie nasza tenisistka, czy też obie. Odpowiedź jest jedna – obie tenisistki grały w jednakowych warunkach, lecz mniej niż przeciętnie wykształcony dziennikarz podniósł wartość Igi kosztem jej rywalki, czego robić nie musiał, bo Świątek i bez niego dała sobie radę.
Poziom dziennikarstwa sportowego jest w naszym kraju słabiutki. Wyraża się w tym, że gdy jakiemuś sportowcowi (drużynie) „idzie”, wynosi się go / ją ponad wszystko, co w sportowym języku oznacza się „dmuchaniem balonika”; gdy zaś coś „nie idzie”, wtedy ci sami dziennikarze „równają z błotem” tych, których uprzednio chwalili. Oczywiście ten sposób prezentacji osiągnięć i porażek sportowców nie jest li tylko polską specjalnością, ale mimo wszystko marzy mi się dziennikarstwo obiektywnie wypowiadające się na temat sportu i jego bohaterach. Marzenie ściętej głowy?
971.
Wciąż stoimy w rozkroku pomiędzy upadłą władzą pisu a zjednoczoną opozycją. Morawiecki stara się podkupić ludowców, PSL gwarantuje, że może być po ostatnim wyborczym rozdaniu jedynie z demokratyczną opozycją. Prezydent ma swoje pięć minut, bo to on właśnie teraz ma zdecydować, komu powierzy tekę premiera, ale że zdanie pana prezydenta nic a nic mnie nie obchodzi, przeto nawet planowane na dzisiaj wygłoszenie orędzia do narodu spłynie po mnie jak woda po kaczce i jeszcze raz przypomnę, że gdyby opozycja szła do wyborów jedną listą, to wynik głosowania przełożyłby się na taką wartość punktów procentowych, że prezydent nie mógłby lawirować pomiędzy morawieckim a Tuskiem w kwestii wyznaczenia jednego albo drugiego na stanowisko premiera.
[06.11.2023, Toruń]
Zastanawiam kto i za co mnie ukaral takim prezydentem.
OdpowiedzUsuńStokrotka