W kawiarni zebrało się, jak zwykle, grono osób: rejent, doktor, sędzia, to jest panowie, z którymi najczęściej przesiadywał Profesor Tutka. Rejent wyjął z kieszeni kartkę papieru i powiedział, że jest od samego rana bardzo zaintrygowany: otóż znalazł na ławce w parku miejskim kartkę, pochodzącą z zeszytu szkolnego. Znajduje się na niej rysunek typowo dziecinny, o treści naprawdę intrygującej: narysowana jest palma, tygrys, w dali dymi wulkan, a pod tym napisane:
«Paragwaj». W środku tego obrazka znajduje się serce z napisem: «serce prezydenta
miasta».
Rysunek przechodził z rąk do rąk, panowie wzruszali ramionami, mówili: «rzeczywiście», albo: «coś takiego» — nikt nie rozumiał.
— Proszę panów — mówił rejent — nie wiem, jak wygląda Paragwaj i czy tam są wulkany. Zdaje się, że nie. W każdym razie jest to kraj egzotyczny i sposób, w jaki został pokazany — na to można się zgodzić. Ale skąd tutaj serce z wyraźną informacją — «serce prezydenta miasta»? Bo gdyby taki siedmio - czy ośmioletni chłopiec narysował mi ratusz, most, zieleńce, słowem, jakąś syntezę miasta, a nad tym wszystkim dał serce burmistrza, moglibyśmy zrozumieć ten symbol. Ale tutaj pejzaż najwyraźniej wiejski, więc skąd wzięło się serce prezydenta miasta?
— Tak... — powiedział mecenas — wyobraźnia dziecka błądzi tajemniczymi ścieżkami. Rzeczywiście, ciekawa jest geneza tego pomysłu.
Na to żachnął się sędzia:
— Geneza, geneza! Nie przesadzajmy! Co tam mamy mówić po grecku... Dałbym takiemu w skórę, żeby rysował zrozumiale, bo właśnie z .takich wyrastają później niezrozumiali poeci, malarze, dramaturdzy, którzy nam krew psują swymi zagadkami.
Profesor Tutka, który długo patrzył na rysunek, powiedział wreszcie krótko:
— Wyjaśnię to, ale jutro. — I schował kartkę do kieszeni.
Nazajutrz wszyscy panowie zebrali się w kawiarni, czekając na Profesora Tutkę. Gdy się zjawił, pytano dość nieufnie, a nawet z odcieniem ironii:
— No i cóż? Wytłumaczy pan, co znaczy serce prezydenta miasta na tle Paragwaju?
— Oczywiście — powiedział Profesor Tutka — przecież obiecałem.
Po chwili zaczął mówić do zaciekawionych panów:
— Prezydenta miasta nazywają w niektórych krajach «głową miasta». Postanowiłem pójść po rozum do głowy, czyli do samego prezydenta. Sekretarz magistratu zapytał mnie — w jakiej sprawie? Odpowiedziałem, że w «poufnej», bo trudno mi było powiedzieć, że w sprawie serca prezydenta. «Czym mogę służyć?» — spytał mnie prezydent. Przeprosiłem go, że może przychodzę w sprawie pozornie zbyt błahej, ale zagadka jest istotnie — nie do rozwiązania. I pokazałem mu rysunek, przedstawiający jego serce na tle Paragwaju. Prezydent zaśmiał się serdecznie i zawołał: «poznaję rysunek mego syna!» I po chwili zaczął mówić:
«Proszę pana. Ciągle, co parę dni muszę witać zagranicznych gości. A więc przyjeżdżają bakteriolodzy francuscy, mówi się im wtedy — „przyjeżdżacie z kraju Pasteura — witamy was całym sercem”. Przyjeżdża teatr angielski, mówi się im znów — „przyjeżdżacie z kraju Szekspira, witamy was całym sercem”, przyjeżdżają szachiści szwajcarscy, więc znów — „przyjeżdżacie z kraju Wilhelma Tella” — i znów — „witamy was całym sercem”. Ale zjechała drużyna piłki nożnej z Paragwaju. Co im na wstępie powiedzieć? Co to za kraj? Czy mieli wielkiego człowieka? Czy walczyli o co? Czy oni bili, czy też ich bito — doprawdy nie wiedziałem. W takich razach trzeba szukać w encyklopedii. Pogrążyłem się w czytaniu o Paragwaju. Wszedł mój synek. Poprosiłem uprzejmie, żeby mi nic przeszkadzał, gdyż zbieram wiadomości o Paragwaju. „Tatuś będzie witał całym sercem Paragwaj?” „Tak”. „A są tam tygrysy?” Odpowiedziałem machinalnie: „Są”. „I palmy? I wulkany?” — „Nie przeszkadzaj!”
— Synek usiadł na uboczu, zamyślił się i narysował moje serce na tle Paragwaju. Oto ma pan wyjaśnienie...»
Podziękowałem prezydentowi serdecznie, a teraz dzielę się tym z wami.
— A więc tak — powiedział mecenas — zagadka rozwiązana. I jest to dowód, panie sędzio, jak niesłusznie karcimy często artystów za ich niezrozumialstwo: nie znamy źródeł, motorów ich sztuki.
Odezwał się teraz doktor:
— Byłem dziś w magistracie. Powiedziano mi, że prezydenta już od trzech dni nie ma w naszym mieście i powróci dopiero za tydzień. Więc jak pan, panie Profesorze, mógł się z nim dzisiaj widzieć.
— No, jeżeli panu tak powiedzieli w magistracie — mówił spokojnie Profesor Tutka — to zapewne, że... wyjechał. Chciałem wyjaśnienie zagadki uprawdopodobnić, więc powołałem się na prezydenta. Ale wobec tego, że wyjechał, może któryś z panów da wyjaśnienie lepsze?
Wszyscy milczeli. Więc Profesor Tutka powiedział:
— Właśnie.
Po czym zapłacił za kawę, nałożył melonik i wyszedł.
[08.07.2024, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz