Eduard Manet - PORTRET BERTHE MORISOT

Eduard  Manet  -  PORTRET  BERTHE  MORISOT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

09 lipca 2024

INACZEJ (2)

 

II

Płynął akurat łodzią swą od podłużnej wyspy, którą ochrzcił Ławą; tam pośród kosaćców, lilii wodnych i tataraku miał swoje łowisko, gdzie buszowały szczupaki, liny, okonie i węgorze. Wracał z siatką, do której wrzucił złowione liny i okonie; połów był to mierny, choć po ostatnich wichurach i sporej fali nie spodziewał się złowienia niczego więcej ponad tę garstkę ryb, jakie przypadły mu podczas tej ostatniej poranno-południowej wyprawy. W pewnej chwili, będąc w połowie drogi pomiędzy Ławą a pomostem należącym do jego własnej posiadłości, postanowił oporządzić zdobycz. Często tak robił, a wnętrzności i łuskę ryb wrzucał do wody. Zaraz zainteresowały się tymi flakami okonie i liny, tudzież wzdręgi i kiełbie. Kiedy już wypatroszył i obmył ryby, wrzucił ich tuszki do siatki, po czym pozwolił ich cielskom wypocząć na słońcu; sam zaś po wrzuceniu do jeziora pięciokilowego obciążnika jakim był opleciony łańcuchem okrągły kamień, ułożył się na wąskim, jednoosobowym napompowanym materacu, który wypełniał wnętrze łodzi. Po kilku chłodniejszych dniach słońce poczęło porządnie przypiekać, a w taki dzień nie ma nic przyjemniejszego nad senny i beztroski odpoczynek na świeżym powietrzu na wodzie zmierzwionej delikatną, niemal niezauważalną falą. Przysnął na dłuższy czas wystawiając górną część swojego nagiego ciała na słoneczne promienie, które rychło pomalowały jego twarz, ramiona i klatkę piersiową na brązowo. Wprawdzie nie zwykł opalać się na słońcu, męczył go taki bezruch i towarzysząca mu gorączka, a zadziwiające było to, że mimo tego nie obudził się, choć po skroniach spływały strużki słonego potu. Nagle usłyszał niepokojący hałas dochodzący, jak mu się na początku zdawało, z wnętrza uspionej podświadomości, późnie jednak stwierdził, że hałasem tym stał się nieodległy krzyk połączony z pluskiem, tak jakby ktoś wrzucił do jeziora potężny głaz, który wywołał też wysoką, prędko rozchodzącą się falę. Wtedy zerwał się z miękkiego łoża, przyjaciela snu snem, usiadł na materacu, prostując obolałe nieco plecy i machinalnie skierował swój wzrok w stronę kłębowiska jakie utworzyło się na jeziorze w niewielkiej odległości od miejsca, w którym zakotwiczył swoją łódź. Poruszony dziwną sceną, która wciąż wydawała mu się marą senną, przekonywał się, że krzyk, którego doświadczył jego zmysł słuchu należał do kobiety, której głos wyrażał śmiertelne przerażenie. Bezzwłocznie wskoczył do jeziora tak jak stał i zaczął płynąć w stronę tego głosu i jakiemuś wirowi wodnemu zwykle nieobecnemu na tym akwenie, wirowi, który wydobywał na powierzchnię wody głowę kobiety, by po chwili zanurzyć ją we wzburzonej w tym miejscu toni jeziora. Płynął szybko i głośno, acz niewyraźnie, słyszał wykrzykiwane przez nią słowa „ratunku” i „pomocy”. Dopłynął w to miejsce, chwycił w pół kobietę, kładąc się na grzbiecie i w tej pozycji począł holować ją w stronę swej łodzi. Nie pomagała mu w tym, uczepiwszy się palcami jego włosów, potem szyi, a nawet uszu, pomimo tego, że błagał ją, aby się uspokoiła, żeby wytrzymała dziesięć sekund, bo tyle, jak sądził, będzie trwało dopłynięcie do łodzi. Czas jednak się dłużył i mogłoby się wydawać, że kobieta pragnie śmierci bardziej aniżeli wyratowania. Zmęczył się porządnie, kiedy w końcu uderzył tyłem głowy kołyszącą się burtę łodzi.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział do kobiety. Teraz dopiero spostrzegł, że uratował bardzo młodą kobietę, właściwie dziewczynę. - Niech pani puści moją głowę i chwyci burtę łodzi – dodał, a kiedy posłusznie wykonała jego polecenie, położył dłonie na jej pośladkach i wypchnął ją z wody; bezwiednie wturlała się do łodzi, drżąc i kaszląc, co akurat uznał za dobry objaw, gdyż w ten sposób pozbywała się wody, którą się zachłysnęła.

- Proszę się położyć na jednym boku – zakomenderował, a kiedy uczyniła to, dodał: - Wiele hałasu o nic. Bardziej się przestraszyłaś aniżeli próbowałaś utonąć. Zorientowawszy się, że młoda kobieta może być faktycznie młodsza od niego, zdecydował się przejść z nią na „ty”.

- Jak to się stało? Wypłynęłaś na środek jeziora z tamtej przystani? To przecież ponad kilometr. To jest rynnowe jezioro, długie i pośrodku głębokie. Jeśli już chciałaś pobić jakieś swoje rekordy, należało płynąć wzdłuż brzegu. W ten sposób, nawet gdyby złapał cię skurcz, potrafiłabyś sama dotrzeć do brzegu. Bardzo ryzykowałaś.

Wypowiadał te słowa, starając się przekazać dziewczynie informacje tłumaczące błędy jakie popełniła.



[09.07.2024, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz