Luis Alberto Sangroniz - Portret kobiety (1932)

Luis Alberto Sangroniz  -  Portret kobiety (1932)

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

30 lipca 2025

MUZYCZNE POCZTÓWKI - KOWBOJ ZUZIA - MIECZYSŁAW CZECHOWICZ



Ludzie, wierzcie mi choć się chwalić grzech

że wywoła łzy albo gromki śmiech

prawie każda historia, jaką znam.


Lecz wam mało co wrażeń tyle da

jak zdarzenie to, jak ballada ta

którą dziś przedstawić pragnę wam.


Temu parę lat wśród Far Westu dróg

wiózł mnie w wielki świat express firmy Cook

ku kanionom, ku "be or not to be".


Przedział tłoczny był a mnie mierzi tłok

pcham się z całych sił colt mnie pije w bok

I już z góry mnie trafia ciężki szlag.


Naprzeciwko pięć zakazanych mord

przy nich papcio mój to z Oxfordu lord

pięć kałdunów rozpycha się o tak!.


Stuk miarowy kół wzmagał się i cichł

gdy wtem jeden z współtowarzyszy mych

szeptem mówi mi tak "Mam pewien plan...".


"Na odcinku tym są tunele dwa

a to z planem mym pewien związek ma

bowiem tłoku nie lubię, tak jak i Pan".


Myślę "Fajny gość.." a tu ciemno jak

u murzyna i wierzcie, niech mnie szlag

w tej ciemności dwa strzały słyszę! Santa Cruz!


A gdy przedział znów zalał słońca blask

colt mnie dalej pił ale, proszę was

dał się odczuć poniekąd pewien luz.


Pozostałych dwóch poci się do cna

a tu tunel znów i znów strzały dwa!

pełny komfort, po prostu paradise.


A ten miły gość mówi do mnie że

na odcinku tym trzeci tunel jest

a on lubi samotność, taki już jest.


Myślę, przyjdzie mi wejść do raju bram

a on pyta się jak na imię mam

i tutaj miałem fart.


Tunel skończył się a on wciąż się śmiał

potem mówi mi że też mnie kropnąć chciał

ale Zuzi nie kropnie... żart za żart.


Bo ten facet był sympatyczny dość

"Zuźka.." mówił mi; "lubię cię, psiakość"

I na końcu, popatrzcie co za zgrzyt.


Gdy konduktor wszedł facet nagle zwiał

nie mam żalu że kropnąć do mnie chciał

ale jechać na gapę, to już wstyd.


Muzyka i tekst oryginalny  -  Shel Silverstein

Oryginalne wykonanie  -  Johnny Cash "A Boy Named Sue"

Polski tekst  -  Wojciech Młynarski

Wykonanie  -  Mieczysław Czechowicz



[30.07.2025, Toruń]

28 lipca 2025

ZAPISKI (1318 – 1319) UŚMIECH. BRZYDALE.

 

1318.

Kiedy patrzy się na zachowanie polskiej publiczności, tj. kibiców siatkówki na finale WNL w Łodzi, to nasuwa się pytanie, czy to ci sami Polacy, którzy patrzą na siebie wilkiem, stojąc po obu stronach politycznej barykady. Dlaczego na widowni panuje taka jedność. A może na mecze siatkówki nie chodzą pisiory, bo pisiory nie uśmiechają się, ba, stawiają zarzut tym drugim, że należą do tej „uśmiechniętej Polski”, tak jakby uśmiech sam w sobie był zjawiskiem negatywnym. Tymczasem tego uśmiechu jest jak na lekarstwo, a powinno być go więcej.


1319.

Uprzedzam, że to, co teraz napiszę to moje prywatne filozofowanie, chociaż widzę w nim niejakie podobieństwo typologii – skali Kretschmera czy Sheldona. Otóż dostrzegam pewną zależność pomiędzy warunkami fizycznymi, wyglądem, twarzą człowieka z osobowością względnie temperamentem. Otóż nie wszyscy ludzie są piękni, co oczywiście ma związek ze starzeniem się, ale można powiedzieć, że niektórzy ludzie, których twarze poorane są zmarszczkami, mają też inne defekty urody… są piękni, nawet w wieku mocno zasłużonym. Inni z kolei nie podobają się, mając w swych twarzach coś odpychającego. Ciekawe, że ci drudzy nie muszą być starzy, wręcz przeciwnie, są młodzi, dojrzali i gdzie im tam do wieku emerytalnego. Czym obie grupy różnią się od siebie? Ci drudzy do swoich twarzy przyklejone mają chamstwo i nienawiść. „Pięknolicy” brzydzą się językiem nienawiści i zawsze przegrywają z „brzydalami” w walce na rynsztokowe słowa. A teraz przymknijcie oczy i w swojej wyobraźni odtwórzcie jakiegoś „brzydala” albo „uszami wyobraźni” usłyszcie szpetne słowa wypowiadane przez kogoś – zaręczam, że wypowiadane będą przez brzydali.

Popis brzydalki, podejrzewam, że katoliczki, tylko prze you tube.




[28.07.2025, Toruń]

26 lipca 2025

JULIUSZ SŁOWACKI - BENIOWSKI - PIEŚŃ IV (20)

 

Skądże wam przyszło, żeście tu z jaszczura⁴²³

Dobyli szabel i na konie wsiedli?” —

Na to pan Zbigniew: „Oto jest rzecz, która

Zwaśniła obu, gdyśmy tutaj jedli

I pili: oto złota miniatura,

O którą srogi bój obaśmy wiedli.

O taką się rzecz bijemy nie pierwsi;

Ja mu ją, księże, sam zerwałem z piersi.


A zerwawszy ją chciałem serca dostać

Spod żeber jego, tą szablą turecką”. —

Tak mówiąc, strasznie miał marsową postać.

A ksiądz: „O takąż rzecz chodziło świecką?

Wartoby obu dyscypliną chłostać!

Wstydź się, Wielmożny Hrabio! jesteś dziecko!

Tę miniaturę mi dała dla ciebie

Córka Starosty dziś, jak Bóg na niebie!…


Ja zaś nie mając kieszeni w habicie,

I nie chcąc wieszać tej rzeczy na sobie,

Dałem ją Sawie, by ją schował skrycie,

Aż mi ją przyjdzie na myśl oddać tobie;

A przy tem i list, skropiony obficie

Łzami, a w takim pisany sposobie,

Że choć ksiądz jestem, w miłostkach nie służę,

Podjąłem się ten list schować w kapturze.


Oto jest pismo dziś pisane w nocy,

Czytaj Waść! ja tymczasem na koń siędę:

Bar potrzebuje dziś mojej pomocy

Lub go ocalę, lub niebo zdobędę”.

Beniowski blady, jak duch o północy,

Już nie uważał na księdza gawędę,

Ale otworzył list, czytał i wzdychał,

Bo ten list w niebo rwał i w piekło spychał.


A naprzód w liście było opisanie

Tego, co w drugiej mojej pieśni stoi,

To jest: jak zamek wzięto niespodzianie,

Jak go dostano prędzej niźli Troi,

Jak na śmiertelnym już był karawanie

Pan Dzieduszycki, jak w piwnicach broi

Szlachta, będąca w zamku na załodze;

Jak Ladawiecki pan zdał rządu wodze,


A sam zamyślał jechać do Warszawy,

I córkę z walki uprowadzić pola. —

O! mój Zbigniewie, nie miej ty obawy,

Pisała Panna, nigdy Ojca wola…

Nigdy ponęta, nigdy przestrach krwawy,

Nigdy szalone szczęście lub niedola

Nie skłonią mego serca do odmiany. —

Bądź sławny; — jesteś mój — jesteś kochany.

------------------------------------------------------------------------------

²³jaszczur — skóra końska lub ośla, wyprawiona chropowato, podobna do skóry jaszczurczej; oprawiano w nią pochwy i rękojeści szabel.

--------------------------------------------------------------------------------

Odjeżdżam teraz — ale się otoczę

Myślami, kwiatów podolskich zapachem,

Woniami, które były tak urocze,

Gdy w Anielinkach, pod słomianym dachem,

Ty mię porzucał, — a ja ci warkocze

Dałam całować, przenikniona strachem,

Abyś mi u nóg nie padł konający:

Tak byłeś blady przy gwiazdach i drżący.


Powiem ci teraz, żem się była zlękła,

Abyś ty we mnie nie usłyszał głosów,

Z któremi w sercu jakaś struna pękła,

Gdy się dotknąłeś usty moich włosów…

Pomnisz, żem wtenczas tak jak dziecko jękła,

Chwytałam się szat twoich — drzew i kłosów,

Myślałam, że już ginę z światłem, z echem,

I że westchnienie śmierci — jest uśmiechem.


Kiedy to piszę, słońce wschodzi z wieńcem

Chmur i tak wstydzi mnie, że nie wiem czemu,

Cała się zlałam łzami i rumieńcem —

Ty wiesz, ja zawsze kwiatowi białemu

Podobna, póki mi był oblubieńcem

Chrystus. — Uśmiechnij się słońcu złotemu,

Bo mi się przed nim łza gorąca toczy;

I tak rumieni mnie, jak twoje oczy.


Niespokojności pełne serce moje!

Smutno mi rzucać te miejsca, te stawy!

Jeżeli kiedy przywiodą cię boje

Aż do mojego zamku, do Ladawy,

Każ sobie Panny otworzyć pokoje;

Na oknie stoi filiżanka z lawy,

Rzucam dla ciebie w nią maleńki kwiatek —

Nosiłam go dziś całą noc — bławatek.


Nie trać nadziei nigdy! nigdy! — kto ma

Wolą⁴²⁴, ten wszystko pokona — Addio⁴²⁵!

Z wyciągniętemi za tobą rękoma

Jeszcze raz wołam ciebie — caro mio⁴²⁶!

Przy tobie zawsze będę — niewidoma⁴²⁷.

I wprzód mi serce, niż ciebie zabiją.

Nie — ty nie możesz zginąć tak jak oni,

Których nie kocha nikt — i nikt nie broni.


Pytałam dzisiaj starej wróżki Diwy,

Czy mi Bóg ciebie zachowa i wróci?

Odpowiedziała: że będziesz szczęśliwy,

Że się o ciebie wiele duchów kłóci

Czarnych i złotych z tęczowemi grzywy.

A czyny twoje ktoś na harfie nuci…

Że zawrzesz z królem indyjskim przymierze —

Nie będziesz temu wierzył — lecz ja — wierzę.

-------------------------------------------------------------------------------

²⁴wolą — dziś popr.: wolę.

²⁵addio (wł.) — żegnaj.

²⁶caro mio (wł.) — mój drogi.

²⁷niewidoma — tu: niewidzialna.

-------------------------------------------------------------------------------

Przepowiadając, mówiła mi stara,

Że widzi ciebie w sankach z wieloryba,

A zaś przy tobie stoi jakaś mara,

Ubrana w szaty dziewicze — to chyba

Ja… czy nie prawda? — O! gdyby ta szpara!

Gdyby ta jasna z dyjamentu szyba,

Przez którą Diwa widzi przyszłe rzeczy,

Mogła zastąpić we mnie wzrok człowieczy!


Zgodziłabym się nie widzieć na niebie

Gwiazd ani słońca, nie widzieć błękitu,

Lecz tylko w każdej chwili widzieć ciebie;

Na ciebie patrzeć od zmroku do świtu. —

Zda mi się nawet, że w jakiej potrzebie

Pomagałabym ci oczyma — do szczytu

Szczęścia i sławy… choćby…” Tu przerwany

Był list i dwoma plamkami zwalany.


Te plamki były do ust podniesione,

Lecz Ksiądz podstawił pod usta szkaplerza⁴²⁸.

Te całuj, krzyknął, te rany czerwone,

Które Chrystus miał, godne ust rycerza,

Nie te kropelki łez gorzkie i słone,

Z których rdza pada na kryształ puklerza.

Rzuć ten list — daj go, jak mówią, szatanu⁴²⁹ —

A słuchaj: ważną misją⁴³⁰ dam Waćpanu.


Piszą mi — że tron odzyskał Chan Giraj⁴³¹,

Przyjazny zawsze Polsce był Chanisko⁴³²;

Masz listy, których, proszę, nie otwiéraj,

Aż staniesz w Krymie. Wprawdzie to nie blisko;

Jaskółki wiedzą tam drogę na wyraj⁴³³,

I bocian także, z małą szarą pliską⁴³⁴

Do tej krainy lecą z wielkim krzykiem;

Bocian okrętem jest — pliska sternikiem.


Ona ptakowi na ogonie siedzi,

I prostą drogę w chmurach rozpowiada.

Tak, jeśli cię duch Chrystusa nawiedzi,

Będziesz jak bocian, co nigdy nie siada.

Lecz, wyciągnąwszy dziób jak włócznię z miedzi,

Prosto wędruje i w gniazdo upada

Gdzieś na wieśniaczej chacie, zmordowany,

Przebywszy morskie burze i bałwany.


Ufaj mi, synu! jeśli wytkniesz sobie

Drogę, a prostą, — to choćby do słońca

--------------------------------------------------------------------------------

²⁸szkaplerz — dwa połączone ze sobą kawałki materiału z wizerunkiem Jezusa i (lub) Matki Boskiej, poświęcone, noszone na szyi, na piersiach.

²⁹szatanu — dziś popr. forma C. lp: szatanowi.

³⁰misją — dziś popr. forma B. lp: misję.

³¹Giraj właśc. Krym Girej — chan tatarski, panował w latach 1758 – 1764 sojusznik

konfederatów barskich, przeciwnik Rosji i Stanisława Augusta Poniatowskiego. Za jego panowania doszło do ostatniego wielkiego najazdu Tatarów na Ukrainę polską i rosyjską. Ostatni wielki i wybitny wódz oraz wojownik tatarski.

³²Chanisko — zgrubienie od słowa chan.

³³wyraj (mit. słowiańska) — bajeczna kraina, do której na zimę odlatują ptaki i skąd przychodzi co roku wiosna.

³⁴pliska — dziś popr.: pliszka, mały ptak z rzędu wróblowatych.



[26.07.2025, Toruń]

ODKURZONE - DWA TEKSTY

 

***

Co robisz?

Jem kolację.

Właściwie obiad z kolacją.

Codzienny brak czasu.

Możliwie brak łaknienia.

Od szkoły do szkoły,

Szpital, sklep, apteka,

Koszula, która nie przepuszcza powietrza,

Duszne powietrze długiego lata,

Rozżarzony samochód,

Ciężki oddech na czwarte piętro noworodków,

Powrót, dom, pranie, piwo,

Telefony, których nie chce się odbierać,

Trzecia Symfonia Mahlera,

Kolacja.

Jem kolację.

Niedługo sen.

Myśli, tęsknota.

Dzień zwyczajny.

Lubię zasypiać zmęczony.

[prawdopodobne rok 1999]

***


Modrzewiowy, podmurowany dworek

wychowywał mnie od poczęcia.

Myślałem, że jestem szlacheckim dzieckiem.

Nic z tego.

W parafialnych księgach odnotowano,

że pochodzę z czworaków.

Jestem chłopem z dziada pradziada,

nie mam błękitnej krwi,

niebieskie niebo nade mną.

Nie ma we mnie złotych lichtarzy,

pszeniczne kłosy moja aureolą.

Nigdy nie zostałem wywłaszczony,

nikt nie odbierze mi dnia i nocy.

To, co mam jest tak ogromne,

że nie ma na to ceny.

Niczego nie żałuję


[2000]



[26.07.2025, Toruń]

24 lipca 2025

SZEŚĆ TYGODNI LATA 5 (SZKIC)

 

Było to jeszcze w czasie zanim przyjechał mierniczy z dwoma pomocnikami. Przed wieczorem przyszła do nas Greta, oświadczając, że niebawem ci z Werwolfu przyjdą do nas; u nich już byli, zabrali część kur, masło i chleb, który Johann wypiekał. Przybysze pogratulowali Heintzom (tak nazywali się Greta i Johann) tego, że ostali się na gospodarstwie, bo to jak kolejna wojna się zacznie, to trzeba Niemcom pilnować swych ziem. Greta przestrzegła nas przed nimi; sądziła, że czeka nas wielkie niebezpieczeństwo – banda mogła nas wykończyć w każdej chwili. I stało się tak, że pod osłoną nocy przeszliśmy się do Heintzów, zabierając z sobą nawet krowę, a część żywności ukryliśmy w oborze i na strychu. Do dzisiaj zastanawiam się, dlaczego Greta i Johann postąpili w ten sposób i uratowali w ten sposób nasze życie, bo kolejnej nocy zginęło kilka osób z innych domostw w naszej wsi. Dopiero kiedy nadjechało wojsko, wykończono tę bandę z Werwolfu, choć strach przed Niemcami nie zginął jak ręką odjął.

Porządni byli ci Heintzowie, pracowici, skromni, pomocni, choć trzymali się na uboczu, nie byli zaangażowani w nową rzeczywistość i nie chwalili się, zwłaszcza Greta, że polski język rozumie. Zdarzyło się raz, że jacyś nowo przybyli zarzucili kobiecie, że po polsku rozmawia, a synów na hitlerowców wychowała i Bóg zesłał na nich sprawiedliwą karę, bo obaj synowie nie doczekali końca wojny. Po tym zdarzeniu Heintzowie jeszcze bardziej unikali ludzi, aż nadszedł rok 46-ty czy może siódmy kiedy to miano Niemców przesiedlać. Heintzowie nie chcieli nigdzie wyjeżdżać, bo i nie mieli dokąd – cała niewielka rodzina żyła na Mazurach. Myślę, że nawet znajomość polskiego języka niewiele by tu pomogła. Ale od czego jest mój ojciec. To on poszedł do pełnomocnika i wyjawił jak to Heintzowie wzięli nas do siebie, gdy grasował Werwolf, a że ojciec miał, jak to mówią niewyparzoną gębę i zawsze potrafił walczyć o swoje, to po takiej supozycji nie było już problemu z małżeństwem Heintzów – pozwolono im zostać, a nawet jakiś historyk czy socjolog zaczął do nich przyjeżdżać, pragnąc się dowiedzieć czegoś więcej o rodowodzie tych ludzi.

Nie przedstawiłam się jeszcze – mam na imię Jadwiga i w 1946 roku miałam lat 18, a ojciec Mateusz w tym czasie miał lat 39, mama Alina była o rok młodsza od ojca. W tym samym roku zaczęłam kończyć szkołę podstawową, co zajęło mi dwa lata, a później poszłam do zawodówki rolniczej. Jak raz w 1947 roku czekały mnie dwa ważne zdarzenia. Pierwsze to właśnie ten konkurs na wspomnienia, do którego przystąpiłam, a drugi to, że spotkałam Wiesia, mojego przyszłego męża. Wiesio walczył pod Sosabowskim w Belgii i Holandii i właśnie w czterdziestym siódmym powrócił do kraju. Jego życiową pasją był las i nic też dziwnego, że spodobał mu się ten nasz, nad jeziorem. Został gajowym w leśnictwie – leśniczówka, skąd wychodził na codzienne obchody znajdowała się w prostej linii dwa kilomey od naszego domu. Wiesio początkowo mieszkał w leśniczówce, aż tu razu pewnego leśniczy zarządził jakąś potańcówkę, na która zaproszono moją matkę, ojca i mnie; leśniczy tłumaczył, że nie wyobraża sobie, aby na zabawie mogło zabraknąć najbliższych sąsiadów. Pamiętam, że był piękny, pogodny maj. Na powietrzu rozstawiono stoły, leśni skonstruowali zawczasu drewniany podest. Nie wiadomo skąd wzięto orkiestrę, tańczyliśmy zawzięcie, a po tańcach jedliśmy pieczyste z dzika, grochówkę i bigos. Tam właśnie poznałam swojego przyszłego męża. Wydał mi się nazbyt delikatny na żołnierza i gajowego, miał nienaganne maniery, których ponoć nauczył się w obozach wojskowych w Szkocji. Serce zabiło mi tak mocno, że moi rodzice nawet nie próbowali mnie od niego odciągnąć, a i pan leśniczy ucieszył się, bo zwolniło się jedno łóżko w leśniczówce, bo Wiesio zamieszkał u nas, zaraz po ślubie, a ślub odbył się w trzy miesiące po naszym poznaniu się.

Zostało mi jeszcze czytania, ale znów zległem jak po wielkim wysiłku, a i powietrze, miejscowy klimat tak mnie odurzył, że niewiele myśląc zasnąłem. Nie miałem zamiaru zajmować się swoim rękopisem, czy też przepisywać na maszynie ostatni rozdział – bardziej myślałem o fragmentach pamiętnika, który czytałem i zaciekawiło mnie to, czy istnieje jeszcze dom autorki pamiętnika. Upłynęło prawie 40 lat odkąd gajowy poślubił panią Jadwigę. Mogła ona mieć teraz około sześćdziesiątki, więc miałem nadzieję, że jeszcze żyje, ona i jej mąż. Bardzo chciałem odnaleźć jej dom (rodzice Jadwigi pewnie już pomarli), jak i też poznać dalsze losy Heintzów, no i pragnąłem zobaczyć tę leśniczówkę, w której oboje młodzi wtedy ludzie spotkali się i pokochali.

Wstałem przed ósmą i po pół godzinie zszedłem na śniadanie do jadalni. Tam dowiedziałem się, że pozostali goście Irysa zjedli je o ósmej (praca) i pozostał jedynie pan kolejarz, który był zmiennikiem maszynisty na jednej z tras pasażerskich. Feliks Obiała nazywał się i był samotnym wdowcem od dziesięciu lat. W hotelu Irys miał swój dwuosobowy pokój na stałe, można powiedzieć, że był jednym z domowników. Miał się zamienić wczesnym wieczorem, kiedy przyjeżdżał pociąg z Olsztyna czy Gdyni i tedy zmiennik odpoczywał w pokoju Feliksa, stąd potrzebne były dwa łóżka.

Po śniadaniu wróciłem do pokoju uporządkować swoje rzeczy i miałem zamiar jeszcze przed obiadem odwiedzić wioskę, dom Jadwigi i leśniczówkę, kiedy nagle zapukała do moich drzwi pracownica – kelnerka, informując mnie, że kto, niejaki Włodzimierz Wielemborek chce się ze mną zobaczyć i czeka na mnie w holu. Nazwisko tego człowieka nie mówiło mi nic, natomiast imię skojarzyłem z tym mężczyzną, który dnia poprzedniego doprowadził mnie z samej stacji do hotelu. Zbiegłem więc na dół, podaliśmy sobie ręce, choć przypomniałem sobie, że to ja miałem go szukać, a nie on mnie.

- Wie pan, jak dojść do wioski nad jeziorem i do leśniczówki? - zapytałem.

- A jakże, znam tu każde miejsce – odparł i natychmiast dodał: - Chodźmy!



[24.07.2025, Toruń]


23 lipca 2025

FRAZEOLOGIA II (101 - 120)

101. biała gorączka - pot. majaczenie alkoholowe; pot. skrajnie silne zdenerwowanie

102. biała śmierć - eufem. Kokaina, eufem. cukier, eufem. sól, eufem. śnieg grożący lawiną

103. białe szaleństwo - zimowe sporty; oddawanie się tej zabawie, żart. makaron z serem podawany na słodko, twarożek z cebulką, młodz. amfetamina

104. biały jak ściana - bardzo blady

105. biały jak śnieg - bardzo jasny, blady, biały

106. biały kruk - przen. bardzo rzadki egzemplarz książki, publikacji lub innej rzeczy, przen. człowiek o nietypowych dla danego społeczeństwa poglądach, sposobie życia, upodobaniach

107. biały murzyn - pot. ktoś ciężko pracujący, wykorzystywany, źle traktowany

108. biały walc - pot. ostatni taniec, zwykle walc, na imprezie z tańcami, balu, taniec, zwykle walc, do którego panie proszą panów

109. bić jak w kaczy kuper - pot. bić mocno bez umiaru, nie napotykając oporu pot. wyżywać się na czymś lub kimś, stanowiącym łatwy cel ataku, pot. zawzięcie coś zwalczać

110. bić na alarm - gwałtownie ostrzegać przed niebezpieczeństwem

111. bić na głowę - zwyciężać kogoś lub coś mając nad nim ogromną przewagę, być w czymś znacznie lepszym od kogoś lub czegoś

112. bić pianę - posp. robić dużo zamieszania bez potrzeby; być głośnym, żeby zwrócić na siebie uwagę, posp. tracić czas na bezproduktywne rozmowy, dyskusje

113. bić się w piersi - bardzo czegoś żałować, przyznawać się do popełnionej winy

114. bić się z gównem - prowadzić bezsensowną, nieprzyjemną walkę z niegodnym siebie przeciwnikiem

115. bić się z myślami - nie móc się zdecydować, przeżywać rozterki

116. bić w dzwony na trwogę - ostrzegać przed niebezpieczeństwem, uprzedzać o groźnej sytuacji wymagającej działania, wzywać do czujności

117. biec świńskim truchtem - biegać spokojnie, z prędkością podobną do szybkości marszu

118. biedny jak mysz kościelna - bardzo biedny

119. biegać jak kot z pęcherzem - o sposobie poruszania się niecierpliwie, nieustannie, bez chwili spokoju

120. biegać z kąta w kąt - nie móc znaleźć sobie miejsca; ciągle chodzić



[23.07.2025, Toruń] 

KROPELKI - PRZEZ SEN

 

Plum...

Adam opowiedział mi bardzo ciekawe, z jego punktu widzenia, zdarzenie. Przybył przedwieczorną porą do pewnej rodziny, która, jak raz, zapatrzona i zasłuchana była w popularny, współczesny serial.

- Wiesz, że ta trzyosobowa rodzina oraz ja siedzieliśmy obok siebie na tapczanie wpatrzeni w telewizor, a jakość obrazu była znakomita. Obok mnie siedziała ona, jedyna córka małżeństwa, piękność, co się zowie, lekko wspierająca się na moim ramieniu. Miałem jakąś sprawę do załatwienia, gdyż rodzina B. zajmowała się handlem i jeszcze tego wieczoru miała wyruszyć w daleką podróż do miasteczka, w którym akurat w sobotni poranek zaczynał się jarmark, a ojciec rodziny zarządził wczesną podróż, aby usytuować swoją ciężarówkę w najdogodniejszym miejscu handlowego placu. Ojciec dziewczyny dostrzegł mój cielęcy wzrok skupiony na córce.

- Jeśli ma pan szlachetne zamiary wobec Justyny, niechże pojedzie pan z nami – przemówił ojciec.

Ucieszyłem się bardzo. Wyruszyliśmy w drogę, a że znaleźliśmy się na miejscu na kwadrans przed północą, mieliśmy ponad pięć godzin snu. Przednia część paki wypełniona była materacami, derkami i kocami. Zrobiono i dla mnie miejsce, oczywiście przy Justynie. Zasnęliśmy przytuleni do siebie policzkami. Czułem zapach jej włosów i spokojny, miarowy oddech. Uśmiechała się przez sen, a ja, również śpiąc, całowałem jej usta.



[23.07.2025, Toruń]

FILMY (62) WITOLD LESZCZYŃSKI - ŻYWOT MATEUSZA





ŻYWOT MATEUSZA

Rok produkcji:

1967

Premiera:

1968. 02. 16


Lokacje: wieś Gawrych Ruda nad jeziorem Wigry (młyn), Jezioro Wigry.

Franciszek Pieczka i Anna Milewska

Film ten jest poetycką przypowieścią, łączącą w sobie proste motywy fabularne z elementami bajki i baśni. "Żywot Mateusza" jest adaptacją znanej u nas powieści norweskiego pisarza Tarjei Vesaasa "Ptaki". W niektórych momentach fabuła powieści została zmieniona, wiele opuszczono, to jednak, co pozostało, utrzymane jest w nastroju książki Vesaasa - trochę tajemniczym, pełnym niedopowiedzeń. Bohaterem jest Mateusz - człowiek nadwrażliwy, o duszy dziecka, przez otoczenie uznawany za półgłówka, żyjący w harmonii z otaczającą go przyrodą. Razem z siostrą Olgą zamieszkuje samotną chatę wśród lasów i jezior - gdzieś na północy Europy. Gdzieś to znaczy wszędzie, gdzie na brzegach jezior stoją stare sosnowe lasy i rosną brzozy. Tę niekonkretność miejsca należy uznać za zabieg zamierzony - reżyser bowiem chciał uniknąć imitowania norweskich realiów. Spokojne, niemal sielankowe życie Mateusza ma jednak zostać przerwane - coś ma się wydarzyć. Otaczająca go przyroda ostrzega o zbliżającym się nieszczęściu - jego przyjaciel "wielki ptak" zostaje zastrzelony, drzewo noszące jego imię powala piorun, nawiedzają go senne koszmary. Olga odnajduje w końcu "swojego" mężczyznę i sprowadza go do chaty nad jeziorem. Mateusz w domu siostry czuje się coraz bardziej zbędny, przeczuwa zbliżające się osamotnienie, którego zawsze się obawiał. Postanawia rozstać się ze światem ludzi, do którego nigdy nie należał. Wybiera śmierć samobójczą, jako ucieczkę przed grożącą mu samotnością. "Żywot Mateusza" był debiutem reżyserskim Witolda Leszczyńskiego, jego pracą dyplomową w PWSTiF w Łodzi. Otrzymał za niego wiele nagród, m.in. Grand Prix na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Młodzieżowych w Cannes, Grand Prix na MFF w Valladolid i nagrodę dla najlepszego filmu na festiwalu w Colombo. [PAT]



To fascynujący film zawierający piękne, genialne zdjęcia, wspaniałą muzykę Corellego, wyśmienita grę aktorską – szczególnie odtwórcy głównej roli – Franciszka Pieczki. Tematyka poetycka zbliżona do innej produkcji Leszczyńskiego - Siekierezady”

Anna Milewska

Reżyseria - Witold Leszczyński

Scenariusz - Witold Leszczyński, Wojciech Solarz -

Zdjęcia - Andrzej Kostenko

Franciszek Pieczka 

Obsada aktorska

Franciszek Pieczka - Matis

Anna Milewska - Olga

Wirgiliusz Gryń - Jan

Aleksander Fogiel - Gospodarz

Hanna Skarżanka - Gospodyni

Małgorzata Braunek - Anna

Maria Janiec - Ewa

Elżbieta Nowacka - dziewczyna

Kazimierz Borowiec - chłopak

Aleksander Iwaniec - myśliwy

Witold Leszczyński - mężczyzna w zagranicznym samochodzie

Joanna Szczerbic – postać dziewczyny


[23.07.2025, Toruń]

22 lipca 2025

KRONIKI - PKF 1972 34a - TAK DAWNIEJ BYWAŁO

 



[22.07.2025, Toruń]

PRZERYWNIK

 


Kaśka w całej okazałości


Od lewej: pojemnik na maść do masażu, kwiatek - pieniążek,
Kaśka, ojciec Mateusz


Kaśka a za nią jej amant - Bolek



Zapach dzieciństwa - strumyczek,
z którego można pić wodę.



[22.07.2025, Toruń]