ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

25 czerwca 2016

UCIECZKA (szkic - fragm.)

Uciekać, powiedziałem, uciekać. Nie wystarczyło zamknięcie okiennic. Mimo wszystko trzeba je otwierać, ot choćby przed południem, gdy upał nieznośnie wpełza przez uchylone okna. Jeszcze najlepiej było przed samym świtem. Wtedy można podejść do balkonu, otworzyć drzwi i wyjść poza świat, w którym się gnieździsz, pooddychać można swobodnie, poczuć na nagim torsie oddech przedświtu, posłuchać słowików a potem skrzeku szpaków i kląskania jerzyków, jak zwykle głodnych o tej porze wschodzącego słońca. Najważniejsze, że nie widać wtedy ludzi w tym blokowisku składającym się z dwóch gniazd os.
A pamiętasz, jak było na początku? Ta niespodziewana radość, niewysłowione zdziwienie na twarzy, a w oczach niemal zachwyt. To było złudzenie. Przeszedł tydzień, dwa, może nawet miesiąc i podłożono bombę pod tę radość, zdziwienie i zachwyt.
Nie waż się być obcym w tej zapadni. Obcość oznacza nieuchronną śmierć, odłożoną w czasie. Obcości nie lubi się i nie toleruje.
Zamknięty w sobie, przegrany, z oczami, które nie widzą, z niesłyszącymi uszami wypełzam z ciemności, biegnę przed siebie, jak narowisty, spłoszony rykiem przejeżdżającej ciężarówki koń i za każdym kroku oddaleniem przywracam w sobie nadzieję na przeżycie, lecz pamięć, ta rozgrzebana pamięć - rozlazła ladacznica odwraca moje myśli, a utrzymują one, że wciąż siedzę w gnieździe os i gdybym nawet postarał się je opuścić, to i tak brzemię obcości pozostanie.
A jednak przepuściłem tę ciężarówkę, przepuściłem ją i nawet zostałem zrugany przez niedomknięte okno szoferki. I był taki moment, kiedy jeszcze przed tym wyhamowaniem otoczyły mnie myśli i zajrzałem w najstarsze z nich, i stałem się młody, ba, dzieckiem się stałem i świat się obrócił, cofnął, i ujrzałem wiele, zbyt dużo, i wszystko słyszałem, swój płacz, swoją radość, a kiedy rozwarłem dłonie, zobaczyłem na nich czarną plamę po atramencie i zacząłem szukać bibuły, i znalazłem ją, a ten w szoferce jeszcze darł się na mnie, słyszałem rozdzierający powietrze skowyt klaksonu, jakbym znalazł się przed latarnią morską, tak był głośny, że rozstępowała się mgła. I w końcu ciężarówka odjechała, a ja zacząłem biec, bo nie chciałem żyć w tym gnieździe os, biegłem i zapomniałem o zaplamionych dłoniach, o kałamarzu i bibule.
Znalazłem się po drugiej stronie miasta. Wieś to już była. I zobaczyłem strzeliste wieże kościoła. Chciałem odpocząć przy drewnianej, okutej żelazem bramie. Usiadłem na nadprożu i zaskomlałem jak pies, i chociaż pragnąłem zasnąć, uderzyłem pięścią, dwa razy uderzyłem pięścią w jedno z ramion bramy.
I rozwarła się brama przed obcym. Uniesiono mnie i doprowadzono przed oblicze, a kierowca ciężarówki podpalał drugiego papierosa, aby pozbawić swoje dłonie drżenia i rozmawiając z sobą, wypowiadał się o mnie, że chciałem go zniszczyć.
A ja byłem już wtedy bezpieczny i wypijałem szklankę zimnej jak lód wody, i poprosiłem o jeszcze jedną szklankę, a kiedy skończyłem, musiałem chyba zasnąć, bo przed oczami wyrosły mi okiennice i zobaczyłem ciemność. (…)

[25.06.2016, Dobrzelin]

4 komentarze:

  1. Mogę "tylko" pogratulować Ci talentu.
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję serdecznie, aczkolwiek jest to tylko szkic wymagajacy poprawki...

      Usuń
  2. Nie będę oryginalna i powtórzę za Stokrotką:po mistrzowsku dobierasz słowa....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... staram się, a i tak jestem niezadowolony :-)

      Usuń