ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

12 czerwca 2016

ZAPISKI Z PODRÓŻY (14)

I znów jestem we Francji. Jakoś nietęgo mi idzie. Może dlatego, że jeszcze we Włoszech przed Mediolanem traciłem sporo czasu, bo ruch był na drogach potężny. Wlokę się zatem przez Alpy, ale doskonale znana mi droga przez Briancon i Gap, a przed Gap jest taka piękna miejscowość Savines le Lack, leżąca nad ogromnym jeziorem Lac de Serre Poncon, które z kolei zostało utworzone na trasie spływu górskiej, alpejskiej rzeki Durance.
W Gap tankuję auto na tej samej stacji, na której uzupełniałem zbiornik paliwa, jadąc w stronę Włoch. Dalej zjeżdżam już nie w kierunku na Grenoble czy Chambery, lecz w stronę Sisteron, w Alpy prowansalskie, schodzące niżej, ku Nicei do Morza Śródziemnego.
Rozwidnia się. Nie śpię. Pierwsze dwadzieścia cztery godziny w podroży, w tym dwa tankowania i załadunek. Kilkanaście kilometrów przed Aix en Provence zatrzymują mnie żandarmi. Sprawdzają dokumenty i ładunek. Sympatyczni. Ich znajomość angielskiego jest równie doskonała jak moja francuskiego, a zatem mogliśmy sobie długo i uciesznie pogadać. Mimo wszystko udało mi się dowiedzieć, że Aix wymawia się [eks]; ja z kolei uczę ich wymowy naszej stolicy. Zainteresowani są tym, że jeżdżę sobie po świecie busem mojego szefa, który w Polsce ma swoja spedycję i komunikujemy się przy pomocy „komórki”. Żegnamy się w poczuciu obopólnej satysfakcji ze spotkania.
Wjeżdżam do pięknego Aix en Provance, wjeżdżam do samego centrum. Jest około ósmej piętnaście. Teraz okaże się, co miałem za ładunek z tego Neapolu, bo trzeba go rozładowywać ręcznie. A jest to włoska kawa, czekolada oraz automaty do kawy. Rozładunek zajmuje mi trochę czasu, a tu trzeba by trzeci skończyć przed południem.
Jeszcze w Aix podjeżdżam do Lidla - to drugie moje zakupy na trasie. Kupuję po dwie dwulitrowe butle coli i owocowego soku oraz chleb i osiemdziesiąt deko bananów. Te banany będą moim pożywieniem na cały dzień.
Kieruje się do Bringolles. Część drogi kręta, usiana starożytnymi domami i kościółkami, które pochodzą z wczesnego, jak sądzę, średniowiecza. Po drodze spotykam „nietoperza” z Polski. Wkurzony tą trasą pełną zakrętów i wywijańców. Mówię mu, że za niedługo droga się zmieni (jedziemy w przeciwnych kierunkach), a sam trochę cieszę się z tego, że mogę sobie popodróżować asfaltowymi bezdrożami. Górna Prowansja jest piękna.
Do Bringolles dojeżdżam zgodnie z założonym przez siebie planem i bez trudu odnajduję zakład. Szybciutko mnie rozładowują i zjeżdżam teraz na południe, w stronę Tulonu. Tutaj już trasa nieco lepsza, nawet autostradą. Gorzej, że rozładunek mam w samym centrum, a tu uliczki wąziutkie, więc muszę uważać, aby czegoś po drodze nie zahaczyć.
Już w trakcie rozładunku dostaje informację (jest piątkowe południe), że mam podążać pod załadunek do Manosque, trochę na północ, tez w Prowansji. Na pytanie kiedy będę się rozładowywał, otrzymuje odpowiedź, że rozładunek planowany jest na dzień następny, sobotę, o ósmej rano. Ładnie, myślę sobie, kilometrów mam tyle, że wliczając jedno tankowanie, późny posiłek i przymusową, jak się okaże, toaletę w plenerze, będę musiał się spieszyć, aby być na czas na ósmą. Co zrobić?
Z Tulonu przedostaje się przez korki na autostradzie i nie bez trudu osiągam w końcu Manosque. Tu czeka już na mnie dźwig z z ciężkim i trudnym do związania ładunkiem (jakiś silnik czy wirnik potężnego silnika do naprawy). Tracę sporo czasu, aby ten ładunek jakoś zabezpieczyć, no i jadę w końcu w stronę Marsylii, przez Martigues, Arles, Montpellier, Pezenas, w stronę Beziers. Zbaczam z trasy, aby zatankować się na Esso Expressie i w końcu po pierwszej w nocy zatrzymuję się na znajomym parkingu przez Beziers, gdzie uzupełniam zapasy wody do picia oraz jem obiado-kolację.
Przez Tuluzę przejeżdżam, i dobrze, nocą. Ruch mniejszy, choć oczy kleją mi się strasznie. Potem czeka mnie trudniejsza trasa przez departament wysokich Pirenejów. Wysokość tych gór nie jest tak potężna jak nazwa departamentu, ale trochę dają w kość renówce. Najgorzej z tym zasypianiem. Wypadałoby przespać się z godzinkę, ale jak to zrobię, nie zdążę na czas. Wybawieniem okazuje się woda. Kładzie się na kolana ręcznik, chwyta butelkę z wodą, odkręca się nią i polewa głowę. Robiłem tak podczas jazdy kilkukrotnie - pomaga, lecz na jakieś sto kilometrów przed celem nie wytrzymałem. Ustawiłem sobie budzik na kwadrans drzemki i tak na półsiedząco śpię. Obudziłem się sam po dziesięciu minutach. Mam właśnie te dziesięć minut opóźnienia, więc musze przyspieszyć. 
W końcu docieram pod firmę w Pau na minutę przed ósmą. Informuję spedytorkę, że jeszcze zamknięta i czekam w bramie. dziesięć po ósmej ściągam z góry koc, przykrywam się i śpię. O dziesiątej budzę się i widzę, że brama jest otwarta. Wjeżdżam więc. Rozładowują mnie sprawnie i szybko. Odnajduje na nawigacji jakiegoś McDonalda. Siedem kilometrów jazdy. Dojeżdżam. Jest świetny plac. Moje autko nie będzie nikomu przeszkadzać… no i ten internet, słaby bo słaby ale jest. Celebruję posiłek. Robię kawę, rosołek, kanapki. Zamieszcza na blogu swoje wypłuczyny. Facebook słabo działa; jeszcze wolniej onet. Kładę się spać. Do osiemnastej. Książka i pisanie, i kolejny, tym razem lekki posiłek i internet, który w pewnym momencie przestaję działać. Podstawiam się pod światło, abym mógł coś jeszcze poczytać przed snem.
Po północy wchodzę „na grzędę”, aby porządnie odespać ostatnie dwie doby.

[12.06.2016, Pau we Francji]

4 komentarze:

  1. Można się zmęczyć samym czytaniem. Ale chyba widoki rekompensują Ci trudy?...

    OdpowiedzUsuń
  2. Stress, upływający czas, brak snu, nieregularne posiłki chyba jednak nie w pełni zrekompensują piękne krajobrazy. Najbardziej denerwuje prawdopodobnie fakt, że wszędzie trzeba zdążyć na czas. Ale czyta się doskonale, w tym jest ten urok. Zasyłam pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sobie myślę, że czasami nie masz nawet siły, aby podziwiać krajobrazy, o których piszesz...
    Uważaj na siebie, podróżniku :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ten czas leci....
    Kiedyś czytałam "Podróże z Herodotem". Teraz czytam ..."Podróże ze Smoothoperatorem..."
    :-)

    OdpowiedzUsuń