CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

17 czerwca 2016

TAKI BYŁ

1)
To było na Banacha. Zjeżdżało się aż do sutereny, na sam dół, aby zapalić. Każdy, komu chciało się palić, to robił. Wielu miało gdzieś opowieści, że nikotyna wraz z dodatkami szkodzi, bo też każdy znał swój wyrok, każdy wiedział, że koniec jest bliski, ale o tym nie mówił.
I zjechał tą windą ten, któremu rak przyczepił się do głowy. Był jak galareta; wielki i nieforemny. Kołysał się na ogolonej czaszce jak meduza na falach uderzających w falochron. Czepił się jej jak rzep psiego ogona. Mdliło mnie. Wiedziałem, że w takich sytuacjach nie powinno się czuć odrazy, ale samo spojrzenie w stronę palącego mężczyzny z wyrokiem przyprawiało o mdłości.
- Podobno będą chcieli mu to zoperować - powiedział ojciec, zaciągając się dymem, a potem poczęstował mnie jednym papierosem. - Nie patrz tam, pal. Odejdźmy stąd. W tym miejscu zdrowy człowiek nie wytrzyma.
Ojciec nie wytrzymał.
Na czwartek matka załatwiła firmowego fiata z zakładu, a ojciec przyjechał dzień wcześniej pociągiem, nikogo nie zawiadamiając. Był jeszcze słaby, ale nie chciał wysłuchiwać relacji o przerzutach i chemioterapii. 
- Nie chciałem być w tej wykańczalni - powiedział.
Przez rok był spokój i nawet wydawało się, że rak idzie po swojemu - tyłem… a on tylko zwlekał… zażartował sobie z człowieka.

2)
Ile razy byśmy tamtędy nie przejeżdżali, tyle razy ojciec przypominał:
- W tym stawie są ryby.
Nigdy w nim nie łowił, a jednak wiedział, że są, a może nawet na niego czekają. Powiedział mu ktoś? Domyślał się? A może po prostu wiedział? Może zaobserwował na gładkiej toni wody rozchodzące się tu i tam kręgi i ulatujące spod niebieskawej tafli bąbelki powietrza. Ale jak można to zobaczyć przejeżdżając obok stawu autem?
Jechaliśmy tamtędy enty raz i już, już ojciec po raz kolejny chciał o tym stawie coś powiedzieć.
- Tak, tato, wiem. W tym stawie są ryby.
Był niezadowolony.
- Chciałem ci o tym powiedzieć, bo myślałem, że nie wiesz - tłumaczył nie, że zagniewany, speszony bardziej.
A ja chciałem go wreszcie zabrać nad ten staw. Niech by coś porządnego złowił i przekonał mnie, że te cholerne ryby jednak istnieją.
Nie zdążyłem.

3)
Popłynęli kajakiem. Na noc. Na węgorze. Ten jego znajomy był chyba o połowę cięższy od niego, cięższy i taki nieforemny, z ogromnym piwnym brzuchem.
Zimna to była noc nad jeziorem, zimna i gwiaździsta. Od wody ciągnęło sierpniowym chłodem i chociaż nocą woda w jeziorze wydaje się być cieplejsza niż za dnia, nie zamierzali do niej wchodzić. Ubrali się porządnie: w rybackie buty i swetry i mieli coś na rozgrzewkę. Chcieli podpłynąć pod wysepkę i zacumować w gęstwie tataraku.
W letniskowym domku jedno łóżko stało puste, choć rozścielone.
O trzeciej nad ranem pukanie do drzwi, mocne, energiczne. Zapaliłem światło, aby matka mogła w jego blasku dotrzeć do drzwi.
Stanął w nich ojciec, kompletnie zamoczony, targający z sobą dwa wędziska i siatkę, w której podskakiwał żywy jeszcze, jak nic, dwukilowy leszcz.
- Co się stało? - zapytała matka.
- Zmienialiśmy się miejscami w kajaku. Ten niezguła wlazł na burtę i obaj znaleźliśmy się w wodzie. Kajak obrócił się do góry dnem. Już więcej z nim nie popłynę.
Matka podała ojcu wódki. Był taki zziębnięty.
- Piwo też trafił szlag - kontynuował ojciec.
Wziąłem do rąk siatkę. Obejrzałem dokładnie rybę.
- Ale ładna sztuka! - pochwaliłem i rybę i ojca. 
- Do diabła z nim. Miały być węgorze. Leszcze są ościste.

4)
- Tu masz szczerbinkę a tu muszkę - tłumaczył i pokazywał. - Zgraj jedno z drugim, aby znajdowały się na tym samym poziomie, aby muszka wypełniała rowek szczerbinki. Przed naciśnięciem spustu wstrzymaj oddech.
Pociągnąłem.
- Odłóż broń, odłóż. Otwórz zamek i sprawdź, czy w komorze nie ma naboju. To nic, że miałeś tylko jeden nabój i posłałeś go, da Bóg, że w tarczę. Zawsze się sprawdza. W wojsku nauczą cię jeszcze odpowiednich komend. No, chodź, sprawdzimy. 
Podbiegliśmy do kulochwytu, do tarczy.
- Ósemka. Nieźle. Musisz teraz delikatnie unieść muszkę nad szczerbinkę, o milimetr albo mniej. Widać, że broń bije w dół… jeżeli oczywiście za tym pierwszym razem pocelowałeś tak, jak ci tłumaczyłem.
Zrobiłem, tak jak mówił i rzeczywiście pomogło. Zdarzały się dziesiątki, choć czasami znosiło pocisk na prawo. Pewnie przez wiatr, na który też trzeba brać poprawkę.
Któregoś dnia na zbudowaną przez ojca strzelnicę przybyliśmy całą, licealną klasą. Strzelanie wyszło mi nie najgorzej, ale najbardziej dumny byłem z ojca.

5)
Taka scena. Jak mantra. Jak pomyślny sen. Ileż to razy chciałem o tym napisać. I pisałem. I zawsze coś było nie tak. Zaczynałem i kończyłem. Nigdy nie byłem zadowolony.
Ale w końcu kiedyś napiszę o tym porządnie. Żeby mi się podobało. Napiszę o tym, jak w śnieżną zimę, przed wigilią, ojciec z synem ciągną za sobą sanki, zmierzając w trzydziestocentymetrowym śniegu do gospodarstwa zajmującego się hodowlą świerków. Wybierają najpiękniejsze drzewko (bo ojciec miał takie oko, że zawsze wybierał najpiękniejsze) i wracają w potęgującą się zamieć zmęczeni, zmoczeni ale szczęśliwi. Apotem to drzewko staje się sięgającą sufitu bajką.
Pisałem już o tym, ale skoro ojcu udało się wybrać najpiękniejszy świerczek, to już samo to jest powodem, aby jeszcze raz o tym napisać.

6)
Ojciec miał swoje wady, ale nie jest to jeszcze powód, aby o tych wadach pisać. Jakbym miał opowiedzieć o tych wadach, to musiałby one należeć do kogoś innego.
Ojciec nie miał papierów na dobrego ojca: nie uczył się być ojcem, nie zdawał egzaminów, nie wertował pedagogicznych ksiąg i prawdopodobnie kompletnie nie wiedział, jak wychowywać dzieci. On po prostu był dobrym ojcem, i tyle.
A ja nie jestem dobrym ojcem. Szkoda.

 [12-13.06.2016, Pau we Francji]

4 komentarze:

  1. Mój Tato też był wspaniały... I nie wierzę, że Ty nie jesteś dobrym ojcem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... o tym nie jedną księgę można by napisać... że nie jestem... takie jest moje głębokie odczucie, bez grama kokieterii... byc może jeszcze uda mi się kiedyś wyjaśnić dlaczwego...

      Usuń
  2. Te powracające jak te paciorki mantry obrazy z przeszłości świadczą o wielkiej wrażliwości człowieka, który z taką dokładnością szczegółu je opisuje. Te wspólne zainteresowania typowo męskie, jak łowienie, ścinanie choinki zbliżają do siebie.
    Mój ojciec był dobrym człowiekiem, ale zwyczajnie nie miał czego dziewczynki nauczyć i tylko mówił: szkoda, że nie jesteś chłopcem. Nawet mało rozmawiał, bowiem "babskich" spraw nie rozumiał. Szanowałam to i uważam, że był dobrym ojcem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozumiem, że to na okoliczność Dnia Ojca lub inną okazję?
    Mój żyje, jest aktywny, napisałam o nim post w ubiegłym roku.
    Myślę, że sam fakt, iż tak surowo siebie oceniasz już świadczy o tym, że jesteś dobrym ojcem...

    OdpowiedzUsuń