ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

04 stycznia 2017

JAK BYŁO NAPRAWDĘ? - opowiadanie w pięciu odsłonach. ODSŁONA 3.

Coś mi się wydaje, drogi czytelniku, że będzie coraz poważniej, by nie powiedzieć głębiej… tak jak z lasem: najpierw mijasz młodziutki zagajnik, przekraczasz go, wciskasz się w las młody, choćby taki brzeźniak, a potem za przecinką wysokie sosny świadczą swoją obecnością o tym, że las głęboki a ciemny blisko, aż wreszcie dochodzisz do miejsc tak zapuszczonych, gdzie jedynie gruby zwierz gospodaruje.
Będzie poważniej, bo wyobraźnia podpowiada mi rozwiązania cokolwiek wykraczające poza sztubackie miłostki, aczkolwiek przez pewien czas będziemy się wciąż znajdować w wieku tak niepoważnym, że kreślenie przeze mnie planów odnoszących się do mojej wspólnej z Ewą przyszłości, byłoby czynnością zbliżoną do wróżenia z fusów.
Mówiłem, żeby włożyła kożuszek. Z listopadem nie ma żartów. A ona co? Niby czapeczka na głowie, ale bez szalika wokół szyi, a krótka kurtka nadaje się co najwyżej na wrześniowe wieczory. Przynajmniej podarowałem jej swój szal, długi, wełniany, może niezbyt gustowny, obrzydliwie szary, ale ciepły. Opatuliłem nim jej szyję, no i musiałem objąć ją ramieniem, wręcz zagarnąłem ja przemocą, a policzki miała zimne, zmrożone i zapewne w purpurze. A kiedy ją odprowadzałem, pocierałem otwartymi dłońmi jej plecy, mocno, stanowczo. To nic, że zabolało. Tak trzeba.
Ileż to dni minęło? Trzy?
Jak zwykle mogłem liczyć na Magdę.
- Nie przyjdzie dzisiaj. Jest przeziębiona. Strasznie!
Boże ty mój, wiedziałem, że to się tak skończy. Wyrzuty sumienia pojawiły mi się jak wypieki na twarzy. Kto to widział, chodzić na spacery w taką niepogodę?
- To moja wina - wymyślałem na siebie nie na żarty.
Siedzieliśmy podówczas w stołówce przy obiedzie. Jedliśmy pomidorówkę, ja zupełnie bez smaku, a Magda i jadła, i przypatrywała się memu popłochowi.
- Dzisiaj czuje się znacznie lepiej. Zajrzałam do niej przed szkołą. Wczoraj, w niedzielę było z nią gorzej.
- Była u lekarza?
- Poszła z mamą w sobotę, prywatnie.
- No jasne. To po tym piątkowym spacerze.
- Nie wyrzucaj sobie. Teraz takie pogody…
- Właśnie. Cymbał ze mnie.
Chwila ciszy. Słowo daję, że widziałem wtedy, jak dłoń Magdy przesuwa się powoli po ceratowym blacie stołu i zatrzymuje tuż, tuż przed wystającym kciukiem mojej dłoni.
- Widzę, że bardzo się o nią martwisz. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz… tak bym chciała…
Podniosłem wzrok, wymuszając nim, aby dokończyła, lecz to moje spojrzenie nie odniosło skutku.
(...)
[dokończenie odsłony w innym miejscu kawiarenki]

[12-18.12.2016, Cadauiac pod Bordeaux, Gennevilliers pod Paryżem, Hamburg]

4 komentarze:

  1. Coś przeczuwam, że Magda bardzo hamuje się w swych prawdziwych odczuciach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... ja się tak nie bawię... podglądałaś
      :-)

      Usuń
    2. Nie podglądałam, trochę już na tym świecie żyję...

      Usuń