ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

05 stycznia 2017

JAK BYŁO NAPRAWDĘ? - opowiadanie w pięciu odsłonach. ODSŁONA 5.

Oto ja: pisarz, poeta, literat - do wyboru. Dwa tomy opowiadań, dwie powieści, dwa tomiki poezji (tak się złożyło, że po dwa), zbiór krytycznoliterackich szkiców (bez znaczenia) i niedokończone dłuższe opowiadanie - w tej małej walizeczce, co leży na sąsiednim krześle.
Jestem w Z. (Z. nie zmieniło się tak wiele). Tak jak dawniej przy głównej ulicy miasteczka, bliżej rynku i kościoła stoi restauracja, knajpa, do której prowadzą cztery strome schodki. Niektórzy powiedzą na nią „speluna”; dla mnie nią nie jest. Jedzenie smaczne, obfite, alkohole do wyboru, ale bez przesady, głównie krajowe, dawniej żubrówka i jarzębiaki; dzisiaj żołądkowa gorzka w paru wersjach. Zamówiłem jednak „soplicę” - dwie setki od razu, flaki i golonkę z chrzanem.
Przyjechałem do Z. na wieczór autorski. Raczej nie z powodu ogólnopolskiej sławy, lecz głównie dlatego, że w tym miasteczku przepędziłem młode lata i są tacy, co mnie jeszcze pamiętają, jak przez mgłę, ale pamiętają. Zgodziłem się przyjechać, bo dawno w Z. nie byłem, a przecież wyjeżdżać stąd nie chciałem. Pokutuję więc za złamanie danej sobie obietnicy.
Prowadząca ze mną spotkanie podkreślała, że jestem stąd, choć osobiście mnie nie znała. Czytelnia miejskiej biblioteki zaludniła się w połowie. Ogromna przewaga nieznanych mi twarzy. Nie miałem oczywiście wpływu na wybór miejsca, w którym wyznaczono spotkanie z czytelnikami. Pewnie, że nie odmówiłbym wizyty w mojej dawnej uczelni, ale może to i lepiej, że właśnie biblioteka zażyczyła sobie, abym w jej wnętrzach się pojawił.
Umówiono mnie na ten wieczór autorski przed dwoma miesiącami i miałem nadzieję, że do tego czasu skończę to swoje dłuższe opowiadanie, którego akcja toczy się właśnie w Z., bo do uzupełnienia miałem tylko jeden rozdział. Niestety, nie udało mi się zakończyć tej opowieści. Wziąłem wprawdzie z sobą rękopis niedokończonego opowiadania, ale nawet nie wyjąłem go z walizki.
W knajpie po schodkach jest kilka, no może kilkanaście stolików, ciasno wypełniających powierzchnię sali. Rozglądam się. Dwie starsze panie przy najdalszym ode mnie stoliku, jacyś dwaj panowie przy innym, inni dwaj przy wódeczce i skromnej zakąsce, bardzo już nieświeży, rodzinka pałaszująca kotlety schabowe z ziemniakami i kapustą, jakaś samotna kobieta dwa stoliki ode mnie przy kawie i w końcu ja, zamawiający trzecią setkę.
Oczywiście, że nie powinienem pić. Alkohol zawsze mi szkodził a w dodatku osobisty lekarz kategorycznie mi zabrania pić.
- Jeden kieliszek koniaku przed snem, proszę bardzo, dla poprawy krążenia, ale więcej, niech cię pan Bóg broni - powiada.
A ja czułem tę przeogromną potrzebę wypicia czegoś więcej. O nie, nie w kontrreakcji na wieczór autorski. Nie różnił się on od dziesiątków innych. Nie różnił się niczym negatywnym. Przywykłem do tych samych pytań zadawanych każdorazowo na podobnych spotkaniach i te same sformułowania kreśliłem niebieskim atramentem obok sygnatury podpisu przy dedykacjach.
Na zakończenie kilka rozmów natury bardziej osobistej z najwytrwalszymi słuchaczami i później spacerkiem przez miasteczko zasypane śniegiem do restauracji, spacerkiem, dodajmy, w samotności.
Delektuję się ostatnimi kęsami golonki i zamawiam tym razem setkę żubrówki z trawką. Czuję nadmierne ciepło w sobie i spoglądając na zegarek, zastanawiam się ile jeszcze takich setek zostało mi do autobusu, który zawiezie mnie na kolejowy dworzec.
Do knajpy wchodzą teraz trzej panowie i pani; wychodzi rodzinka oraz te dwie starsze panie z końca sali. Najbliżej mi do tej samotnej kobiety. Niestety zajmuje stolik pogrążony w cieniu i jej nie rozpoznaję, widzę jedynie, że siedzi przy pustej już filiżance kawy, wyjęła notatnik, w którym kreśli jakieś słowa. W chwili, gdy zamawiam piątą sektę, prosząc też o rachunek, kobieta wychodzi. Niebezpiecznie zakręciło mi się w głowie. Łykam trunek na dwa razy. Przymykam oczy. Otwieram je akurat w chwili, gdy podchodzi do mnie kelner z rachunkiem i jeszcze z czymś….
- Proszę pana - słyszę słowa kelnera - ta pani, która wyszła przed paroma minutami, prosiła, abym to panu przekazał.
Podaje mi starannie na pół złożoną kartkę. Najpierw płacę. Potem otwieram kartkę. Czytam:
„Myślę, że mnie nie poznałeś. Cóż, lata zrobiły swoje. Ty też się zmieniłeś, chociaż w zachowaniu, w gestach, w oczach… rozpoznałam cię. Gdybyś życzył sobie mnie odwiedzić, choćby dzisiaj… zapraszam. Wiesz, gdzie mieszkam. Czekam… zawsze czekałam, Magda”.
Przynieście mi kubeł zimnej wody i wylejcie na mą głowę, pijacką dzisiejszego wieczoru, bezmyślną, nieodpowiedzialną, szaloną. Chwytam się za nią, zakleszczam na niej palce, wyciskam z niej pot, wskrzeszam wspomnienia. Dlaczego o niej nie pomyślałem? Wiedziałem, że ona, jako jedna z niewielu, wypełniła obietnicę pozostania w miasteczku, gdy wielu innych, w tym ja… przepadło, ulotniło się, poszło z dymem.
Magdo, przyjaciółko moja, której uśmiech tak niedoceniany… i nagle przed szklącymi się oczami stoi moja zmarła matka, stoi młoda, frasobliwa i mówi do mnie:
- Synu, czy ty zwróciłeś uwagę na tę drugą dziewczynę, na Magdę? Czy zaobserwowałeś jej spojrzenie? Czy widziałeś, jak na ciebie patrzy? Synu, ja wszystko widziałam….
Biorę do ręki walizkę, chowam liścik w wewnętrznej kieszeni zimowego palta i na miękkich nogach podchodzę do kontuaru, za którym stoi kelner.
- Czy mógłby pan zamówić dla mnie taksówkę?.
Dzwoni. Biała renówka podjeżdża po dziesięciu minutach. Wsiadam i podaję adres. Odjeżdżam.
Taksówkarz jest uprzejmy do tego stopnia, że pomaga mi wysiąść z auta i taszczy za mną moja walizkę. Naciska nawet właściwy przycisk domofonu, podczas gdy ja mruczę coś, że przejechaliśmy jedną przecznicę dalej. Skąd on wie, że powinien akurat wcisnąć czternastkę? 
Domofon nie odpowiada, lecz szofer nie odjeżdża. Proponuje, abym wrócił do taksówki.
- Jej nie ma w domu - mówi do mnie, spoglądając w górę. - Światło się  nie pali.
Częstuje mnie papierosem. Zaciągam się. Czuje teraz jak moje miękkie nogi kamienieją. Trwam przy wejściu aż do przygaszenia papierosa i wtedy… wtedy ktoś dotyka mojego ramienia, dziękuje za mnie kierowcy, otwiera kluczem drzwi do klatki schodowej, wpycha do środka, a kiedy prowadzi mnie po schodach, kiedy wspinam się po nich jak taternik po skałkach, ostrożnie, z pokorą, nie potrafię wypowiedzieć żadnego słowa, nie mówię nic, jedynie słyszę za sobą oddech, słyszę:
- Jesteś, jesteś nareszcie… jeszcze kilka schodków, postaraj się.
Docieram w końcu do drzwi. Otwiera je i zapala w przedpokoju światło.
- Magda? Ja… ja bardzo cię przepraszam… nie powinienem tyle pić - jakimś sposobem udało mi się wydrzeć płucom swój głos.
- Nie mów tyle… już dobrze… już.
Pochylam się, zzuwam buty i opadam na kolana. Dalibóg, ja klęczę przed Magdą, klęczę przed nią, kajam się.
- Połóż się, zrobię ci herbaty - słyszę.

[zakończenie w innym miejscu kawiarenki]

[12-18.12.2016, Cadauiac pod Bordeaux, Gennevilliers pod Paryżem, Hamburg]

6 komentarzy:

  1. Magda, ciekawe, a co z Ewą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... dowiemy się... już zresztą wiesz, bo mój komentarz jest nieaktualny

      Usuń
  2. Życie pokaże prawdę. Niezaspokojone ambicje, niespełnione nadzieje i ta tęsknota Bóg raczy wiedzieć za czym.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... no właśnie... czasami te tęsknoty są tak bardzo nieracjonalne, że stają się paradoksalnie konkretnymi...

      Usuń
  3. Po tylu latach to już nie to samo, nawet gdybym spotkała pierwszą wielką miłość... Dwoje innych ludzi,kiedyś bliskich. Ultra słusznie pisze - tęsknota Bóg raczy wiedzieć za czym. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... ja oczywiście rozumiem, że takich idealnych, przywracających stan poprzedni powrotów nie ma, co nie oznacza, że taki temat wydaje mi się ciekawy do przeanalizowania. Ponadto w tym konkretnym przypadku bohater "powracając do przeszłości" przekonuje się, że wracając nie do tej, którą kochał, spotkał tę, która kochała. Czy coś podobnego mogłoby się wydarzyć w rzeczywistości? Pewnie nie, ale nawet taki nierealny scenariusz zdawał się być kuszącym dla mnie

      Usuń