ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

23 stycznia 2017

STAROŚĆ

3. 
A co ty mi tu, dziecinko, tłumaczysz, że kasza co trzeci dzień, a bywa, że i co drugi. Ja przecież tę kaszę lubię, ot zwykłą jęczmienną, białą, a jak przez ciebie ugotowana, to akurat w sam raz, nie rozlazła, przemiękła, i nie niedogotowana. Okrasisz smalczykiem albo słoninką i smakuje, a jeżeli sosikiem z żeberek polejesz, kiszonego ogórka albo korniszona dodasz, albo kapusty z beczki, to taka przyjemność mnie bierze, że talerek bym wylizał. A od kaszy człowiek zdrów, pamiętaj. Natomiast groch z kapustą, po postnemu, to zostaw mnie, bo do tego to ja nabrałem wprawy. Bo to widzisz, jeżeli groch jest w całości, to cały dzień musisz go moczyć i wodę co dwie godziny zmieniać, aż napęcznieje. I oczywiście oddzielnie należy ten groch i kapustę gotować, aż zmiękną, a kapusta puści sok. A do obu trzeba liści laurowych dodać, pieprzu białego i czarnego, szczyptę majeranku, bazylii, angielskiego ziela, a soli na koniec; dosoli się po połączeniu. Ja wiem, ty grochu z kapustą zbyt wiele nie jadasz, nie możesz, nie to co ja. Dasz mi do tego przylepkę chleba i mogę tak cały tydzień jeść i nie narzekać sobie. A właśnie, pora by chleba upiec, bo ostał się jeden bocheneczek, a zakwas przaśny, bąbelki puszcza i aż prosi się, aby go spożytkować. Komin tylko przeczyszczę i żywicznych szczap przyniosę, bo chleb węgla nie lubi, oj nie lubi.
Ty wiesz, co sobie pomyślałem? Dawno już żeśmy kwasu chlebowego nie robili, a pamiętasz, jak to naszej Martusi smakował, bo Piotruś to cięgiem ten podpiwek pijał. Pamiętasz, jak te korki strzelały, choć butelki stały w piwnicy? Musisz pamiętać, bo ileś to razy narzekała, że nasza Niuńka, co miała najlepsze w świecie legowisko przed popielnikiem, jak ledwo usłyszała, że korek wystrzelił, to w te pędy po łóżko uciekała, strachliwa jak nie wiem co. Ale prawda jest taka, że kotka słuch miała świetny; ona każde chrupniecie, każdy szmer z daleka słyszała, a jaka łowna była? Ileż to mysz naprzynosiła na wycieraczkę. Ukatrupiła i nie jadła. Mówią, że jeśli kot tak przynosi, to wielki ma szacunek dla osoby, co ją karmi. Ja bym się tego kwasu chlebowego napił, nawet teraz, kiedy nie ma upału. A na niedzielę to napieczesz drożdżowego ciasta, co? Wygniotę, jeśli sił nie masz, bo wiem, że do chleba to mnie nie dopuścisz, ale do drożdżowca, dlaczego nie. Mnie to nie przeszło - ja z ciepłym mlekiem wprost z wydoju najlepiej taki placek lubię. Do tego z kruszonką. A pamiętasz, jakośmy dawnymi czasy sporządzali te ziołowe kakao? Jak to się na nie mówiło… oszukane, ale smak jaki miało i pod pajdę drożdżowego placka się piło, palce lizać. 
Niedrogo taki placek wyjdzie, bo wszystko mamy, a nuż ktoś się trafi, nie o dzieciach mówię, bo one tak rzadko do nas zaglądają, ale o tych naszych, wioskowych. Pętlikowska to na pewno się doczłapie, aby ci wieści z całego tygodnia przynieść, albo ci dwaj wędkarze, którzy, kto wie, czy nie rozpoczną łowów na stawie, choć przecie nie pora na ryby; te ledwie marcowym słońcem rozbudzone na żer jeszcze nie pójdą. Albo leśniczy się trafi; on tak często swoim autem przystaje, aby twojego chlebka z twoim masełkiem popróbować. A w końcu to przecież i nam czegoś się od życia należy.
Więc jak? Skopię trochę grządki, w sztychu wysokim zostawię, aby ziemia przeschła, przyjdę ja z dworu, i zajmę się tym kominem, aby cugu dostał, bo powietrze, jak mi się widzi, stoi, nie tak jak zimą, kiedy wichry wiały.
Nadarzył mi się Węglarek, kiedym już sztychówkę wbił głęboko i koniec roboty nią oznaczył. On względem tej ziemi, com ją puścił w dzierżawę Popławskiemu. Zawsze mi o niej przypomina, że to się wcześniej nie dowiedział, bo nawet kupiłby na raty, a jest przecie solidny. To ja mu, panie Węglarek, coś pan się uparł na te cztery hektary, ziemia zaledwie czwórka, nie powiem, pięknie położona, przy strumyczku hektar łąki, jest gdzie poić i popasać, ale żeś, panie Węglarek chłop wiekowy, trzy lata młodszy ode mnie, a syn to swojego interesu bardziej pilnuje, więc byłbyś się natyrał przy tej ziemi tak jak ja. Kiedyś, powiadam mu, inaczej bywało: tu żytko, tam pszeniczka, ziemniaki, dwie krowy się trzymało, parę świnek, kury, konia trzymałem i na targ z Maryśką my jeździli, i jakoś się nam powodziło. Teraz, panie Węglarek, gospodarka inna i żeby sobie pożyć najmniej musisz pan mieć pięćdziesiąt hektarów, no i tę mechanikę wszędzie. A co ty masz swojego - osiem hektarów, to nawet jeśli z tymi moimi, to i tak za mało, a syn przecież w mieście interes swój trzyma i dobrze, niech trzyma, bo z tej roli to nijak by nie wyżył, choćbyś mu z dnia na dzień całą gospodarkę przepisał. A ten, że ziemia i ziemia najważniejsza, i pije do tego skopanego ogródka. Widzisz, powiada, ty sam, choć taki oświecony, w ziemi się grzebiesz szpadelkiem, bo ci powiem, że my z dziada pradziada na ziemi wychowani, odwyknąć od niej nie możemy. Ano nie możemy, mówię mu, ale na stare lata na co nam hektary, ot żeby Maryśka miała swe warzywka, ogórki, kapustę i pomidory, i inne. Dla nas starczy tyle pola, co przed i za domem. Sad jest? Jest. Kurki chowamy, dwa wieprzki i krowę - to i tak wiele, ale Popławski zgodnie z umową sianem z naszej łąki się wypłaca, więc nasza krasula zima nie zbiednieje. Narobić to się narobimy, ale na nasze siły ta robota, a powiem ci jeszcze to, że nasze dziecka to by się zamartwiły, gdybyśmy ponad siły pracowali. To on mi na to, że ładnie, pięknie, może i się o nas martwią, ale tak rzadko przyjeżdżają. A bo to teraz taka polityka, aby każdy był na swoim, odpowiadam, a jak wiedzą, że żyjemy sobie w zdrowiu i uszanowaniu, to czemu by mieli przyjeżdżać na potęgę, wystarczy, że dzwonią. Węglarek z kolei, że to tylko tak się mówi, bo dawniejszymi czasy, kiedy ludzie w kupie żyli, to młodzi starych doglądali. Ale tam, kto doglądał, to doglądał, a jakie kłótnie były, o ojcowiznę, o przypisek, mówię, różnie bywało, a nie złościłeś się ty na syna, kiedy w mieście warsztat postawił, zamiast powiększyć chałupę przed żeniaczką? Złościł się, pewnie, że się złościł, ale Węglarkowi złość szybko mija, bo to chłop porządny, choć przez tę ziemię gderliwy, ale zaprosił mnie na nalewkę z wiśni i może bym i poszedł, ale mnie ten komin powstrzymał, więc mi powiedział, że pod wieczór wpadnie z butelczyną, kiedy placek drożdżowy będzie gotów, tak że widzisz, mamuśka, będziemy mieli pierwszego gościa do tego drożdżowca. Owiń tylko kuchnię starannie, aby sadzami nie zaszargać… a będę uważał, będę, to nie pierwszyzna dla mnie wspinać się po drabinie.
(...)

[20.01.2017, Rillieux la Pape we Francji]


4 komentarze:

  1. A gdzie ,,Starość'' numer 2?

    OdpowiedzUsuń
  2. była przy jedynce - jedynka taka króciutka :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny obrazek wspomnieniowy aż się rozmarzyłam.
    Zasyłam serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój mąż właśnie w tej chwili trzepie ciasto drożdżowe w misce glinianej specjalnej, na jutro pachnący placek będzie. Kwasu chlebowego kiedyś próbowałam, ale nie zasmakował mi...

    OdpowiedzUsuń