ROZDZIAŁ 38. WIECZERZA W KAWIARENCE
(w którym rzeczona wieczerza w kawiarence przedstawiona zostanie)
Dni mijały jeden po drugim pospiesznie i przedświątecznie, a każdy miasteczka obywatel porządki nad własną domową substancją roztaczał, zakupów dokonywał i o tym wyjątkowym rodzinnym święcie myślał, aby je spędzić w jak najpiękniejszym gronie.
Doktor Koteńko z domowych przygotowań przez panią Zofię był zwolniony, albowiem wraz z rodzonymi siostrami zakonnymi najstarszych w mieście i okolicach pacjentów doglądał; przy okazji ta trójca opłatki w ich domach zostawiała i zachęcała do odwiedzenia kawiarenki w dni świąteczne tych wszystkich, którzy na samotność przez los skazani chcieliby się, pomimo albo na przekór tej samotności, dobrym podzielić słowem.
W kawiarence, która w grudniu otworzyła swoje dźwierze dla najuboższych, ruchome święto ciepłego tego roku grudnia trwało niestrudzenie, a nowi goście tak bardzo do tego miejsca przywykli, jakby od lat w nim przebywali. Zdarzały się też przypadki takie, że co niektóre starsze panie do naczelnej kucharki kawiarenki, pani Rybotyckiej się zgłaszali, pomoc swą w przygotowywaniu jadła oferując. Stary Pisarz z estymą przysłuchiwał się takim oto deklaracjom:
- Pani Weroniko (tak pani Rybotycka na imię miała), na tę wigilijną wieczerzę to może w czym pomogę… mazurka jakiego albo makowca upiekę…
- Pozwoli mi pani sobie pomóc? Już ja tam dla siebie samej na święta niczego w domu nie robię, ale przecież tyle tu gości przychodzi, więc z serca pomogę…
- A ja pierożków ulepię, jeśli pani tak łaskawa będzie i pozwoli..
- A czy ja mogę tutaj od czasu do czasu zachodzić i w kuchennych pracach panią wyręczyć?...
- Ja już się pana Adama pytałam, czy mogę być w przygotowywaniu posiłków użyteczna… pozwolił… jutro przed dziewiątą bezapelacyjnie się stawię…
Tak oto w niektórych przypadkach goszczony goszczącym się stawiał, a dla pani Rybotyckiej i dla tej młodej pary pomocników w kucharskim rzemiośle oferowana pomoc nieoceniona była, gdyż cała trójka również własne domowe ogniska posiadała a w nich także miała obowiązki.
Maria z Adamem nad całością dobytku sprawowali pieczę, aby nikomu ani miejsca, ani posiłku nie zabrakło, a trzeba też było kawiarenkę świątecznie przystroić, w okolicznościowe filmy się zaopatrzyć i właściwą muzykę nastroić.
A przecież, co wiadomym było wszystkim najdawniejszym kawiarenki przyjaciołom, Maria z panem Adamem obchodzili właśnie w te święta pierwszą rocznicę ich wspólnego z małą Różą bytowania. Tak, tak… czasie nieubłagany… to przed rokiem Maria z Różyczką zostały pod dach kawiarenki z miłością przyjęte, a później ta prędka i szalona miłość związkiem małżeńskim przypieczętowana została…
Ech… z tej okazji podczas wigilijnej wieczerzy sam pan radca Krach okolicznościową przemowę w imieniu przyjaciół wygłosił, a pan doktor Koteńko z babcią Leonią (taż to pani kawiarence pianino podarowała, przypomniał stary pisarz) unisono kolędy na pianinie zagrali.
Przecudnie poczynały się te święta, a każdy z gości, jeśli tylko pozostawał w miasteczku na ten czas, to choćby na niewielką chwilkę do kawiarenki zachodził, aby podzielić się opłatkiem, grzybowej spożyć zupki, pierożka podgryźć sobie, kapustą z grochem się nasycić i karpia popróbować.
Całkiem spory tłum gości aż do północy wieczerzał; potem rozdzielił się na dwa podzespoły, z których jeden na pasterkę wyruszył; drugi zaś transmisję tejże oglądać sobie zażyczył - ci ostatni dopiero przed godziną drugą, w tę noc jasną, oświetloną księżyca pełnią wyruszyli do swoich domów, aby we własnym łóżku zakosztować pięknego snu.
[25.02.2022, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz