Słynne preludium z opusu 23 nr 5, skomponowane w tonacji g-moll Siergieja Rachmaninowa to jedno z tych arcydzieł muzycznych na fortepian, które mieli w swym repertuarze najwybitniejsi pianiści minionego i obecnego stulecia. Początek niezwykle dynamiczny w tempie marsza, który to motyw powraca na zakończenie utworu po łagodnym, lirycznym, przyciszonym fragmencie, w którym pobrzmiewa motyw romantycznej ballady. Preludium wymaga od wykonawcy nienagannej techniki oraz umiejętności połączenia energii i dynamizmu z liryczną nostalgią i delikatnością.
Poniżej kilka interpretacji tego dzieła i, jak można usłyszeć, poszczególne wykonania różnią się od siebie stopniem dynamiki, szybkością gry, zamierzonym gubieniem rytmu (rubato), bądź też harmonijnym połączeniem dwóch, a w zasadzie trzech części utworu, bo motyw marsza powraca na zakończenie.
Oto wykonanie pierwsze - Nikołaja Ługańskiego, nie pozbawione siły wyrazu.
Zestaw drugi to dla porównania nagrania: Benno Moiseiwicza, Simona Barere, Wladymira Horowitza, Światosława Rychtera i Emila Gilelsa.
Poniżej, pełne rozmachu i romantyzmu wykonanie Jewgienija Kissina.
Następne jest dziełem niezwykle dynamicznej i niemal doskonałej technicznie Walentiny Lisicy.
I wreszcie interpretacja Władymira Aszkenaziego, która osobiście podoba mi się najbardziej, z uwagi na najbardziej harmoniczne spośród przedstawionych rozłożenie akcentów epicznych i lirycznych. To gra bez nadmiernego patosu, a część liryczna bezwzględnie najmilsza uszom. Ponadto doskonała korelacja gry: szybko-wolno, głośno-cicho.
Ale to tylko moje zdanie i moja zabawa.
Rachmaninow broni się swą zwięzłą, niezwykle sugestywną i wymagającą od wykonawców świetnej techniki formą preludium nr 5. Przyjemnie się słucha.
Dzięki za ucztę duchową.
OdpowiedzUsuńa proszę bardzo :-) Myślę, że czasami warto posłuchać "poważnie" i "klasycznie" :-)
Usuń