CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

22 maja 2015

POGARDA Z WZAJEMNOŚCIĄ

Tego wpisu miało nie być. Zdegustowany, zdeprawowany i zniesmaczony tym, co się dzieje w kraju, nie tylko w związku z wyborami, wolałbym nie podążać politycznym, cuchnącym  rynsztokiem, tym Hyde Parkiem stworzonym przy zręcznej manipulacji mediów, aby do reszty ogłupić tych, którzy ogłupiać się dają.
A jednak to wszystko, co ma miejsce podczas kończącej się kampanii wyborczej, ta słowna agresja, ta pogarda prezydenta „wszystkich Polaków”, ta klakierska sitwa wokół niego, ta obłuda i fałsz, ta hipokryzja zmuszają mnie do zabrania głosu po raz kolejny.
Zacznę od „Sowy i przyjaciół”, gdzie w beztroskich rozmowach, uciesznych i swawolnych obecna posłanka do parlamentu Europejskiego z listy Platformy Obywatelskiej, urządza sobie hucpę, odkrywając prawdziwą twarz tej rządzącej od wielu lat formacji politycznej.
Bieńkowska, bo o niej mowa, nieświadoma tego, że jest podsłuchiwana, w rozmowie z Wojtunikiem, szefem CBA pozwala sobie na godną podziwu szczerość, która w konfrontacji z oficjalnymi wypowiedziami tej pani, platformianego rządu i prezydenta przedstawia jedynie potwierdza moje przypuszczenia, że Platforma Obywatelska jest partią zdegenerowaną moralnie, gardzącą ludźmi a wszelkie informacje o tym, że rządy PO służą Polsce, należy pomiędzy bajki włożyć. 
W szczerej, jak wspomniałem powyżej, rozmowie Bieńkowska powiada między innymi: „Zadzwoniłam do Włodka, czy skończyły się sprawy górnicze, przy których szarpią nam, mieszają… Ponieważ nie chcę się nimi zajmować, a chcę, bo mieszkam, i chciałabym, żeby jakoś tam szło, ale było wczoraj spotkanie i Włodek mówi „Skończyliśmy, ale siedzimy jeszcze w ministerstwie”. A ja pomyślałam, kurde, może i pojechałam do tego ministerstwa, a tam normalnie siedzą i piją w ogóle wódkę (śmiech) cztery osoby i skończyłam z nimi ten dzień świąteczny… Mówię ci, żenada z tym całym górnictwem i z tą gospodarką, po prostu takie zaniedbania… Prawda jest taka, że właściciel, czyli Ministerstwo Gospodarki, generalnie w dupie miało całe górnictwo przez całe siedem lat. Były pieniądze, a oni, wiesz, pili, lulki palili, swoich ludzi poobstawiali, sam wiesz, ile zarabiali i nagle pierdyknęło.”
Godna podziwu szczerość. Prawdopodobnie również przy wódzie (nie tej samej, bo ta wychlana) Ministerstwo Gospodarki albo ktoś tam, co przy kielichu siedział decydują, które kopalnie zrestrukturyzować (czytaj: zlikwidować) i potem przedstawić na forum UE nasz, polski wkład w zmniejszanie ilości emitowanych gazów cieplarnianych. Nie przeszkadzało to Bieńkowskiej świetnie się bawić podczas górniczego święta i wygłaszać chwalebne peany na cześć górniczej braci. Ciekawe, czy przy wódzie toczą się dysputy okołobudżetowe, czy używany jest nieskażony spirytus w dyskursach o stanie polskiej edukacji, kulturze, służbie zdrowia czy polityce zagranicznej.
W innym miejscu rozbawiona europosłanka ubolewa nad jedną panią, która jest wykładowcą w szkole wyższej i zarabia marne 6 tysięcy.
„Bieńkowska: Tak, dokładnie tak. Mówi: i wiesz ile mi w zimie zostawało, jak dochodziło za ogrzewanie, tam wiesz tego...
Wojtunik: A dzieci tam jeszcze do jakiejś szkoły...
Bieńkowska: Mówi: ja dostawałam pensji 6 tys. 6 tys. zł! No rozumiesz to?
Wojtunik: Nie, nie...B: No albo złodziej, albo idiota. To jest niemożliwe tak? Żeby ktoś za tyle pracował. Ona mówi, że jej koledzy z uczelni to w ogóle się w głowę pukają, bo nie wierzą. Jak uwierzą, to się w głowę pukają – co ona tu jeszcze robi?!”
Dla Bieńkowskiej, której obecne zarobki to wielokrotność cytowanej sumy, na wynagrodzenie w wysokości sześciu tysięcy może sobie pozwolić głupiec. Aż chciałoby się wiedzieć, kim dla europosłanki jest osoba dostająca na rękę tysiąc trzysta.
Według mnie, z ta szczerością Bieńkowska wylewa pogardę dla ludzi, która spływa po niej jak po foce i pewnie tak samo jak powodziowa fala na Wiśle, prędzej czy później, o czy z kolei przypomina prezydent Komorowski, dotrze do Bałtyku.
Pogarda dla ludzi, ich statusu materialnego, nie przeszkodziła Bińkowskiej uzyskać mandat europosłanki dzięki ludziom, powiedzmy sobie szczerze, dzięki ludziom, którzy afirmują jej poglądy, którzy gardzą człowiekiem. Bo w jaki inny sposób to wytłumaczyć?
Komorowski ubiegający się o reelekcję reprezentuje sobą właśnie tych ludzi, dobrze sytuowanych, którym się powiodło i którzy będą bronić za wszelką cenę swoich praw i przywilejów kosztem, nie ukrywajmy tego, ludzi, którzy na nich pracują. 
Komorowski, podobnie jak Bieńkowska wykazuje się kompletna ignorancją, kiedy na pytanie „postawionego” człowieka o możliwość zakupu mieszkania, gdy zarabia się dwa tysiące złotych, sugeruje, aby taka osoba zmieniła prace i zaciągnęła kredyt. Komorowski zapomina, że siostra „podstawionego” interlokutora nie jest członkiem PO, a więc za wyższą kasę, nie jest jej tak łatwo, jak Bieńkowskiej.
Głuchy i niewidomy w jednym spostrzegłby tę cudowną odmianę Komorowskiego po pierwszej turze wyborów, kiedy to ignorujący dotąd wszelkie inicjatywy referendalne prezydent nagle ogłasza referendum, kiedy składając swój podpis pod ustawą zmieniającą na niekorzyść pracowników czas pracy potrzebny do uzyskania praw emerytalnych, nagle zmienia swoje poglądy na korzystniejsze dla ludzi.
Prezydent, nadzwyczaj agresywny wobec swego konkurenta w drugiej turze, wspina się na Himalaje obłudy, kreując się na polityka porozumienia i zgody, którym nie jest, dysponuje sztabem zawołanych klakierów-politykierów, którzy, podobnie jak on nie chcą żadnych zmian w państwie, bo koryto jest tylko jedno – dla uprzywilejowanych.
Nie wiem, kto zostanie kolejnym prezydentem naszego kraju. Wiem jednak to, że każdy głos oddany na Komorowskiego to głos poparcia dla nieuczciwości, bufonady, fałszu i hipokryzji, to głos afirmujący podmiatane pod dywan afery, poszerzającą się w geometrycznej skali przepaść pomiędzy bogatymi a biednymi, to głos ludzi, którzy aprobują umowy „śmieciowe” i płacę 1-3 złotych za godzinę, to świadomie oddany głos akceptujący pogardę dla ludzi o poglądach innych niż te, prezentowane przez komercyjne, sprzyjające władzy media. 
W pewnych kwestiach niezwykle trudno zachować kompromis, jak i też nie do przyjęcia jest, według mnie, głosowanie na „mniejsze zło”. Albo głosujemy na konkretnego kandydata, świadomi tego, że nie podzielamy w całości jego poglądów, albo też nie głosujemy wcale i pozostając w zgodzie z naszym sumieniem, czekamy na kandydata, który będzie w stanie spełnić nasze marzenia, ambicje, zapatrywania.   

2 komentarze:

  1. Dlatego ja nie głosuję wcale...

    A tak przy okazji to dziękuję bardzo za muzyczną stronę Twojego bloga:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Klik dobry:)
    Pozostawiam cichutko serdeczne pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń