ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

12 maja 2015

KAMYCZKI (9) RUMIANY BOCHEN CHLEBA

Tak sobie jeżdżę a moje myśli spacerują powoli, majestatycznie. Późnowieczorny rechot żab przypomina mi mazowiecką równinę; podobnie kurki wodne, właścicielki niewielkiego stawu. Przechadzam się i zbieram opowieści, z których ułożę obraz jak rumiany bochen chleba wyciągnięty z gorącego pieca przy pomocy drewnianej łopatki z długą rękojeścią. Zaszedłem bowiem do wiejskiej chaty. Prowadził mnie za rękę zapach dymu z płonących szczap drzewa i blade, ciemnopomarańczowe światło usadowione tuż za jednym z okien podmurowanego budyneczku przy wiejskiej drodze. Znużony kołatam do drzwi. Otwarte, słyszę, naciskam klamkę i pcham drzwi do środka. Gdziekolwiek, mówię, może być w stodole, zagrzebię się w sianie, przeszedłem szmat życia, a nogi mam jedne i te same.
- A mysz się nie boi? Nie wypłoszą? – staruszka o wielkim miękkim sercu i szczerym uśmiechu myśli pewnie, żem mieszczuch i strach przed myszami ma u mnie wielkie oczy – a siadajże pan przy stole obok Władzia. Bez kolacji żadne tam spanie.
I kładzie na desce rumiany bochen chleba, jeszcze gorący, ale dłonie chronione są przez dwie jednopalcowe rękawice. Bierze chleb jedną ręką, przytula do piersi, odwraca; w drugiej dłoni ma nóż i rysuje nim znak krzyża, potem kroi pajdy, soczyste, buchające kwaśną parą.
- Władyś, a dyć naszykuj talerki, postaw garniec smalcu. Ja wliję kawy.
Prawdziwa kawa z palonego jęczmienia.
- A panu się pościeli w pokoju Heni, co to jak jeszcze żyła, tako go se urządziła, jako i do dzisiok zostało.
Sen prawdziwie kasztelański otulił mnie pierzyną i trzymał dziarsko aż do świtu. 

(26.04.2015 we Francji)

2 komentarze: