CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

15 listopada 2020

DNIE I NOCE DO INNYCH NIEPODOBNE (1)

 (1)

Przechodzi tyle ludzi, błyskają flesze, rozlegają się strzępy nieskładnych rozmów. Nie zauważają tego, że moje powieki są niedomknięte, że przeciska się przez nie światło, tych fleszy, refleksów uchylanych i zamykanych drzwi, bo gdzie nie spojrzeć, wszędzie gładki, szlifowany plastyk i szyby do połowy zmatowiałe, zamalowane zazdroski czy jak? Szkoda słów. Pospałbym sobie, a oni chodzą, krzątają się wokół mnie, unoszą moje ramiona, wbijają igły w żyły, wchodzą nimi stosunkowo łatwo, bezboleśnie, właściwie to nie odczuwam bólu, czuję raz chłód, raz ciepło, raz wydaję się mocno pobudzony, innym razem zapadam w błogi sen. To mi się podoba, aczkolwiek przerażają mnie słowa wypowiadane nade mną, że niby powinniśmy czekać i nie można tak od razu wybudzać, bo rany są jeszcze poważne, choć operacja się udała. Wolałbym nie słyszeć co nade mną mówią, zwłaszcza że najczęściej dźwięczy mi w uszach język, którego nie rozumiem; nigdy nie byłem dobry z biologii, a o medycynie to już bladego pojęcia nie mam, więc niech już sobie zachowają te słownictwo dla siebie.

Dzisiaj wieczorem… dobre sobie… dzisiaj, może lepiej pewnego wieczoru ktoś postanowił usiąść przy mnie i zwilżyć moje usta. Zdaje się, że po raz pierwszy przemówiono bezpośrednio do mnie, tak jakby chciano mnie o czymś poinformować, albo wręcz usłyszeć ode mnie odpowiedź.

- No to sobie teraz poleżymy, porozmawiamy, poczytamy sobie – słyszę damski głos. - Chce pan wiedzieć, jaka jest pogoda za oknem? Chce pan? Do świąt jeszcze miesiąc, a tu zaczęło padać. W dzisiejszych czasach to nietypowe. Mam na myśli śnieg, oczywiście. Pada śnieg i zrobiło się chłodniej. Chce pan, to panu poczytam? - i dopiero teraz widzę książkę w jej szczupłych dłoniach, otwiera ją, przebiera paluszkami, aby trafiła na kartkę na samym początku opowieści, a tymczasem ja w sposób chyba, a może na pewno niegrzeczny przerywam jej ceremoniał i oświadczam, że może ja jej coś opowiem; przeczytać nie mogę, bo wciąż mam przymknięte powieki i dla wszystkich śpię, ale dla niej zamienię się w opowieść.

- Zgoda?

Beznamiętnie wzruszyła ramionami, to takie jej „niech będzie”, nie mam nic przeciwko”, ale bez szału, więc zaczynam opowieść z dawnych czasów, kiedy jeszcze śnieg zalegał na szerokich nizinach w naszym kraju, zalegał i nie topniał tak jak teraz, więc powiedziałem jej, że którejś z zimowych nocy spędzałem z Weroniką, moją dziewczyną czy kochanką, jak kto woli, noc mroźną i wilgotną w pewnym niewielkim pensjonacie prowadzonym, przez starszą parę. Byliśmy tam jedynymi podówczas gośćmi – kolejni mieli przyjechać nazajutrz, inni jeszcze dzisiaj, ale torowisko było zasypane śniegiem i nikt nie wiedział, czy ci pierwsi dojadą jeszcze tego dnia wieczorem. Czekaliśmy na nich w siedem osób, trzy obsługi, wyglądając przez okna, schodząc na hol na parterze, na schody, śnieg zaczął ponownie prószyć, odźwierny zaczął odśnieżać ścieżkę prowadzącą bezpośrednio do pensjonatu i schody, Weronika cierpiała na zgagę i musiałem poprosić dla niej o sól karlsbadzką u pokojówki, pomogło niemal natychmiast, więc ta zgaga nie była tak poważna jak jest wtedy, kiedy się człowiek nażre, tak – nażre suchego chleba. Ściemniało się szybko, bo to był styczeń i jeszcze słońce zachodziło wcześnie, całe szczęście, że polana przed pensjonatem i te drzewa, stuletnie świerki pokryte były śniegiem, i że jeszcze padało, jasność biła od ziemi, od śniegu, ale myśmy tracili już nadzieję, że ci pierwsi zjawią się jeszcze przed wieczorem. Starsza kobieta powiedziała, że zadzwoni na stację, aby się dowiedzieć co i jak i zrobiła to, a potem krzyknęła w stronę kucharki, żeby jeszcze nie wstawiać czegoś tam, bo nic o pociągu nie wiedzą i podejrzewają , że ma ze trzy godziny opóźnienia, a może też utknął w jakiejś zaspie. Wróciłem z Weronika do naszego pokoju, ale przedtem powiedziałem gospodyni, że będę stał w oknie i obserwował, czy ktoś nie idzie; podziękowała, ale jakoś tak bez entuzjazmu, bo niby kto miałby przyjść, skoro pociąg może mieć 3 godziny opóźnienia albo i więcej.

Położyła się jednak, poprosiłem ją o to, przykryłem ją, na szczęście stopy miała ciepłe, nie to co wczoraj, już myślałem, że mi się rozchoruje, bo przemarzła podczas zamieci. No, no, śpij, przecież jestem przy tobie, tylko patrzę przez okno, wiem, czego pragniesz, pragniemy, ale jeszcze całe dwa tygodnie przed nami, zobaczysz, że nam się uda…

- To ciekawe, lecz niech pan zapamięta, w jakim momencie skończył, zmierzę temperaturę i ciśnienie.

- A krew? - pytam.

- Krew pobieramy rano. Aha, przecież pan jest w śpiączce i nic pan nie wie, co się wokół pana dzieje.

- A nie wiem – skłamałem.

3 komentarze:

  1. Powiem za Stokrotką - pięknie, jak zwykle u Ciebie:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Wam Obu. Staram się nie zapominać o fikcji w tych czasach pogardy. Z kilku odcinków, mam nadzieję pozytywnych intencji, będzie sie składać na to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń