Tej smutnej (bo jakimże innym epitetem jej nie wesprzeć) śmierci nie należy zawdzięczać sobotniego spotkania Nenckiego z bibliotekarzem Andrzejem. Nie dalej jak przedwczoraj powrócili pociągiem z pogrzebu, a tu masz, panią biolog Erykę Zamenhoff należało wydrzeć kartotece żywych i przenieść ją do umarłych. A Nencki z Andrzejem niedawno umówili na sobotę, aby ostatecznie uzgodnić informacje zgromadzone w podfolderze "kadra pedagogiczna" folderu "historia szkoły", a tu masz - kolejna żałoba.
Dla bibliotekarza gromadzenie informacji o nauczycielach uczących w ich szkole od przedwojnia po ostatnie lata, samo w sobie było przyjemnością i sporym wyzwaniem; Nencki z kolei kierował się zmysłem praktycznym opartym na idei, którą udało mu się zaszczepić w umysłach podwładnych. Otóż dyrektor szkoły uważał, że każdy były i obecny nauczyciel jego szkoły powinien bezwzględnie znaleźć się w tej cały czas uzupełnianej przez Andrzeja kartotece, gdyż każdy z nich wniósł swój trwały ślad w historię nauczania i wychowania młodzieży w tej placówce.
Nie dalej jak przed tygodniem Nencki zerknął na stronę poświęconej znanej i zasłużonej w ostatnie sukcesy edukacyjne szkole z tego samego co i jego placówka powiatu. Zauważył, że strona szkoły podaje informacje związane li tylko z kadencją prowadzącej ją obecnie dyrektorki. Dla tej instytucji oświatowej przeszłość nie ma znaczenia, choć szkoła istnieje już ponad 70 lat. Nencki podzielił się swym spostrzeżeniem z bibliotekarzem.
- U nas to niemożliwe - stwierdził Andrzej. - Żeby tylko było mi wolno uzupełniać nasze archiwum, żeby tylko było mi wolno i obym tylko miał czas...
- Nie stawiam żadnych przeszkód, doskonale pan o tym wie, panie Andrzeju.
- Wiem, wiem, żartowałem, ale z tym brakiem czasu to prawda.
- Bo też bierze pan na siebie zbyt dużo obowiązków - tłumaczył Nencki.
- I kto to mówi? Kolejny projekt w lipcu, czy tak? Zatwierdzony?
- Zatwierdzony. Z pana wydatną pomocą. Jedzie pan z młodzieżą do Czech.
To nie było pytanie, a stwierdzenie. Andrzej nie był zaskoczony. To nie pierwszy projekt przy którym pracowali wspólnie. Bibliotekarz wymigiwał się wprawdzie z tym letnim wyjazdem. Tłumaczył, że inni powinni spróbować, w końcu w szkole sztuką interesuje się nie tylko Renoir, lecz na przykład panie od niemieckiego i geografii, a Dominiak, od dwóch lat pracujący w szkole historyk, to sam pięknie maluje pejzaże farbami wodnymi, więc należałaby mu się funkcja opiekuna projektu.
- Ale już ustaliliśmy, że jedzie pan z panią Beatą od geografii.
- Ustaliliśmy?
- No, powiedzmy, że ja ustaliłem, kierując się dobrem szkoły i młodzieży.
Nencki mówiąc te słowa próbował zgasić uśmiech na swojej twarzy i spojrzał niedyskretnie w oczy Andrzeja, który nagle odwrócił wzrok od dyrektora.
- Czy ma pan zastrzeżenia do wyboru jakiego dokonałem? - zapytał.
- Dlaczego? Uczniowie lubią panią Beatę. Jest stanowcza, ale znajduje wspólny język z uczniami, jest sprawiedliwa, potrafi stanąć za uczniem nawet w kontrowersyjnych sprawach.
- Myślę, że i wy oboje znajdziecie wspólny język, prawda?
- No cóż... jestem trudnym orzechem do zgryzienia.
- Niech pan nie przesadza, panie Andrzeju.
Trudno powiedzieć, czy Nencki przeczuwał, że pani Beata i pan Andrzej mają się ku sobie, no cóż, dobry i przenikliwy dyrektor powinien być świadomy tego, co dzieje się w umysłach i sercach swoich podwładnych. Może to był ten przypadek?
[07.05.2021, Toruń]
Niektóre emocje i uczucia widać gołym okiem ;-)
OdpowiedzUsuń... owszem, do tego kontekstu pasuje powiedzenie: "mądrej głowie dość po słowie".
Usuń