387.
A życie toczy swe wody równolegle i w poprzek naszych myśli. Mija właśnie tydzień od czasu "triumfu rozumu", czyli od zdobycia tytułu mistrza świata w snookerze przez Selby'ego w potyczce z Murphym - nie wystarczyło trzymanie kciuków za tego drugiego; powszechnie wiadomo, że doceniając kunszt gry mistrza świata, jestem zagorzałym przeciwnikiem jego defensywnego, ocierającego się o nudę stylu gry. Nawiążę w tym miejscu do niedawnego powiedzenia dotyczącego definicji piłki nożnej, a mianowicie: jest to gra zespołowa, w której uczestniczą jedenastoosobowe ekipy, a po półtorej godzinie gry okazuje się, że wygrała drużyna niemiecka (aluzja do niezbyt ciekawej, acz zwykle zakończonego sukcesem gry tej reprezentacji narodowej... na szczęście Niemcy grają teraz atrakcyjniej).
388.
Nareszcie prawdziwa majowa wiosna. Po dosyć intensywnych opadach deszczu w ostatnich dniach, przyszła pora na silny wiatr (czy zauważył kto, że na naszej szerokości geograficznej, w naszym zmiennym, przejściowym klimacie, zwykle po sporych deszczach, następuje silny wiatr, który z kolei wyprzedza słońce?). Według filozofii stoickiej ta nasza pogoda i dlatego opieram się skrajnościom w rodzaju, że czeka nas niechybnie klimatyczna katastrofa, gdyż, jak sądzę, tę niekorzystną tendencję można odwrócić, by nie powiedzieć, że sama ona przez się się odwróci, bo czymże jest dekada albo i dwie w życiu naszej planety. A skoro pojawiłem się już na skraju filozofii, to pomyślałem sobie, że jeżeli ciskasz kamyczek w głęboką otchłań studni, o której wiesz, że zgromadzona w niej jest woda, to po jakiej chwili oczekujesz dźwięku w rodzaju "plum". I bywa tak, że nie słyszysz tego dźwięku, i zastanawiasz się, co się stało: czy studnia bez dna, czy bez wody, czy ciśnięty w jej wnętrze kamień poszedł w zatracenie? Czasami taka oto przygoda mnie spotyka.
389.
390.
A dzisiaj na zakończenie jeden z najpiękniejszych wierszy Tadeusza Różewicza "Ojciec".
"Idzie przez moje serce
stary ojciec
nie oszczędzał w życiu
nie składał
ziarnka do ziarnka
nie kupił sobie domku
ani złotego zegarka
jakoś nie zebrała się miarka
Żył jak ptak
śpiewająco
z dnia na dzień
ale
powiedzcie czy może
tak żyć niższy urzędnik
przez wiele lat
Idzie przez moje serce
ojciec
w starym kapeluszu
pogwizduje
wesołą piosenkę
I wierzy święcie
że pójdzie do nieba"
[10.05.2021, Toruń]
Mój chyba nie tęsknił za niebem, chyba że byliby tam jego działkowi koledzy i ziemia do pielenia...
OdpowiedzUsuńParafrazując Twój komentarz... mój pewnie też nie tęsknił za niebem, chyba że byliby tam jego wędkarscy koledzy z wędziskami w ręku, składanymi stołeczkami, na których siedzieliby, popijając coś mocniejszego, boć przecież od wody ciągnie... :-)
Usuń