Nie wiem, skąd to się wzięło. Całą długą na kilka łokci rękę swą wsunąłem do poszwy, którą za chwilę otulić miałem poduszkę, głowy mojej przyjaciółkę serdeczną. Tedy wsuwam to swoje ramię dźwigowe coraz głębiej, a członki mojej dłoni w spryt wyposażonej chwytają pożółkłą kartę papieru atramentem liter zachlapaną. Wyciągam zatem ów zlichocony przedmiot, do światła naftowej lampy przybliżam, siadając przy stole, na którym, jak to w każdą noc niespokojną szpargały a bałagan, i odczytuję litera po literze, dźwięk po dźwięku.
"KAtarzyno EMmo" na samym wierzchu. List zatem, myślę, zdołałem wysupłać z poszwy, list do, to wiem, ale od kogo, obracam wiekową kartę i czytam na jej zakończeniu: "Teofil Katarzyński, burgrabia". Natychmiast wycofuję mą pamięć i przypominam sobie, że spotkałem byłem onego starca, któremu spłonął zamek, a on sam pożarne rany odniósłszy, przepędził czas długi na manowcach gabinetów znachorów, którzy przywiedli go w końcu do zdrowia, choć słuchy krążą, że imć Teodor niezbyt zdrów jeszcze; zwłaszcza z własną głową się nie dogaduje, co skutkiem jest nie tyle może trosk i łez upuszczonych na pogorzelisko po zamku pozostałe, lecz raczej jest ten ból głowy wynikiem hulaszczego życia burgrabi. Ale pozostawmy na stronie moje osobiste odczucia i domniemania, przedstawiając samą esencję epistoły.
"Droga moja, a ukochana Emmo! Chęć napisania do Ciebie słów tych kilkunastu porównać mogę z pragnieniem zapadnięcia się pod ziemię, po tej krzywdzie jaką Ci uczyniłem, pozostawiając Cię bez słowa, na które czekałaś. I niech nie zmylą Cię, Katarzyno, moje przeprosiny spóźnione. Nikczemnikiem jestem i tyle, nikczemnikiem z obolałą od psychicznych cierpień głową, zawładniętą przez, jak sądzę, samego Szatana, który co i rusz język mój przybija do tablicy, abym nie przemówił, atrament rozlewa, abym nie miał czym napisać, i tylko myśli nie zdołał precz z głowy wyrzucić, gdyż ta, pomimo psychicznego upodlenia swego, tego akurat rozkazu nie posłucha.
Wiodę Ci ja życie przeciwne tułaczemu, rezydentem będąc ma przyjaznym dworze. Początkowo, jak sama zresztą wiesz, Emmo, zażywałem rozkoszy wypoczynku połączonego z cierpieniem, albowiem po pożarze zamczyska wiele trudno gojących się ran odniosłem. Jest już lepiej, to prawda, i hrabina u której przebywam na serdecznym wygnaniu, zapewne nie mogąc znieść mojego przykrego widoku, nakłoniła mnie do tego, abym otworzył biuro porad dla potrzebujących, porad, których onegdaj ochoczo udzielałem, dopókim nie zasmakował innego chleba. Nie powiem, poradnictwo świetnie mi idzie, lecz czasu przez nie nie mam dla siebie; poniechałem gry w karty i szachy, tańce, prognozowanie pogody; także korespondencja moja podupadła.
A tu pojawiają się coraz bardziej zawiłe klientów moich życzenia. Temu pomóż w procesie spornym o ziemię, której sąsiad się domaga, to znów z mennicy Księcia Pana upomnienia, innym razem szantaże, sądów nakazy, pozwy i apelacje, z którymi przychodzi mi się mierzyć, proszonemu o interwencję. Zapytują mnie nieszczęśnicy, kiedyż wreszcie położy się kres tym rozlicznym niepokojom. Odpowiadam, że dożyliśmy nieszczególnych czasów, ale postaram się pomóc, co jednak kosztuje, ach jak wiele kosztuje.
Żadne to dla mnie, niepiszącego, usprawiedliwienie, bo przecież mógłbym umyślnego do Ciebie wysłać, a nawet gołębiem wiadomość niejaką przesłać, a ja nic i nic: doradzanie, słanie tych odpowiedzi wedle klientów moich życzeń, jadło, w nocy przesiadywanie albo sen nagły, nieprzespany.
Tedy w końcu, nie wiedząc jakim sposobem, zasiadłem do tego listu, aby przeprosić Cię i poinformować, że jeszcze żyję, tudzież zapytać o Twoje zdrowie i kondycję wszelaką.
Serdeczności nasyłam, Katarzyno Emmo,
Twój skruszony w chłodziarce zając, Teofil."
Tak i oto przedstawiał się ten w poszwie nadzwyczajnie znaleziony list.
PS.
Pozwoliłem sobie odesłać ową epistołę na poste restante i skrobnąć własnoręcznie napisany list do pani Katarzyny Emmy informujący o tej docelowej, przez burgrabię Teofila sporządzonej przesyłce.
[09.05.2021, Toruń]
Ach listy! któż dziś takie listy pisze?
OdpowiedzUsuń... ja też już takich listów nie piszę...
UsuńA Katarzyna Emma czekała na ów list, na słowo jakoweś od ukochanego Teofila. Sama wciąż pisała, lecz nie znając adresu burgrabi, listy swe chowała do sekretarzyka, aż dnia pewnego wszystkie wrzuciła do kominka i pozostał po nich tylko popiół. Widziałam, jak łzy wylewała wpatrując się w palenisko.
OdpowiedzUsuńA teraz, gdy dostała ten list odnaleziony cudem, zamknęła się w swej komnacie i czyta, czyta, czyta, a w okno spogląda tęsknie.
Przekaż Waćpan burgrabiemu Teofilowi, jeśli go kiedy spotkasz, iż Katarzyna Emma jeszcze żyje i, jak to ona, wciąż stara się być użyteczną. Czasami niedomaga, narzekając na lumbago, ale mimo to nad wyraz aktywną bywa. Łączę pozdrowienia.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń