CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

29 stycznia 2022

PRÓG PRZEKROCZONY

 

Autorem rysunku przedstawiającego latarnię morską na Helu
jest Robert Sokołowski

Próg przekroczony

    Czuł, że wtedy wszystko się zaczęło tak jakby od samego początku, jego dojrzałość dziecka, przekroczenie pierwszego nieśmiałego jeszcze progu, za którym pozostawił wiek dziecięcy, lecz jeszcze nie zaczynała się młodość, wiek w którym istniała wciąż miłość do piłki rzuconej na podwórze, gdzie trzepak odgrywał swą podwójną, kluczową rolę, a poczynała się już wtedy uczniowska pilność, zamiłowanie do czytania i pierwszych zauroczeń płcią przeciwną.

    Prawda, były wtedy wakacje, o czym należy przypomnieć i nocna podróż nad ten wystający ku morzu, przypominający chude cielsko węża z potężniejszą głową cypel, na którego końcu miał spędzić dwa tygodnie ciepłego tego roku lipca. Jadąc w gęstej jak srebrzysty kisiel nocnej mgle, z koniecznym postojem, przed wjazdem do lasu i napomnieniem mundurowego, aby podczas dalszej drogi nie zatrzymywać się pod żadnym pozorem, wydawało mu się, że kierowca auta, któremu natura nocy ukradła widoczność, nie zdąży zahamować przed urwiskiem (wtedy myślał, że brzeg kresu półwyspu jest stromy) i samochód stoczy się w przepaść, aby zatonąć w odmętach pienistych morskich fal tłukących zajadle w stały, skurczony w tym miejscu ląd. A do tego ojciec siedzący z przodu obok kierowcy postraszył go:

- Pamiętaj synu, aby nie biec zbyt szybko z plaży zatokowej do tej położonej nad otwartym morzem. Zbyt szybko będziesz biegł, możesz się nie zatrzymać i po tobie.

    Niby zdawał sobie sprawę z tego, że ojciec żartował, jednakowoż sugerowanie, iż ich docelowa kwatera mieścić się będzie na tak niedużym obszarze, jaki można przemierzyć w te pędy i nie zauważyć mety biegu, ta sugestia wypowiedziana w czasie, gdy był zmęczony bardzo długą podróżą, sprawiała mu przykrość. I kiedy dojechali do celu ten pesymistyczny smutek rozlał się po całej jego twarzy jak rumieniec pojawiający się zazwyczaj wtedy, gdy padają słowa drażliwie wstydliwe.

    Matka uspokoiła go mówiąc:

- Zobaczysz, jak się obudzimy, świat będzie wyglądał inaczej. Noc i mgła potrafią zabić przyjemność cieszenia się z obecności w nowo poznanych miejscach.

    I miała rację. Po cichej, mlecznej nocy nieboskłon spryskany został błękitną farbą tak dokładnie, że dopiero po południu nieśmiało wkroczyły na tę przestrzeń bielutkie, postrzępione obłoczki, które w niczym nie przeszkadzały rozbłyskom upalnej kuli pomarańczowego, a później żółtego jak mokry piasek wykopany z żwirowni słońca. Poznawanie miejsca letniego wypoczynku składało się z samych przyjemności. Najpierw dotarcie do słonej wody zatoki po ciepłym, sypkim jak kasza manna piasku, zamoczenie nóg zatokowym morzu, zdjęcie z siebie wierzchniej odzieży, aby w drodze do portu móc czerpać opalizującą energię słonecznej kuli.

    W porcie przystanek wymuszony przez ojca - zakup w kapitanacie pozwolenia na odławianie ryb prosto z falochronu. Radość ojca udziela się także jemu, a później, chyba już nazajutrz matce, kiedy ojciec przynosi na kwaterę węgorze i trzy słusznych rozmiarów flądry i jeden prawdziwy rarytas w postaci turbota. Ojciec będzie miał szczęście, choć z niego słodkowodny wędkarz.

    Tego dnia ojciec jeszcze nie łowił, więc przeszli się po miasteczku, które było tak naprawdę wsią i udali się lasem w stronę latarni morskiej, a potem plaży wychodzącej wprost nad morze, czyściejszej niż ta zatokowa; i woda tam czyściejsza choć zimna, gdy ją porównać do tej w zatoce.

    Wracając nie omieszkali zakupić na ryneczku jagodowe lody - specjalność rodzinnej firmy, lody, w których nasycenie owocu było tak silne, że pachniały na odległość, a po ich zjedzeniu na języku pojawiał się granatowo-błękitny nalot.

    Krążąc po niewielu uliczkach tej wypoczynkowej miejscowości, notował potem, późnym wieczorem w zeszycie pierwsze spostrzeżenia przelewane tuszem na papier. Stawał się inny, przekraczając barierę wieku dziecięctwa, przeskakując w młodzieńczość. Wtedy jeszcze nie wiedział, że ta przypadłość pozostanie z nim na lata... aż się boi powiedzieć, że do samej śmierci.


[29.01.2022, Toruń]


6 komentarzy:

  1. Tak sobie myślę że nawet przekraczając progi ciągle pozostajemy tacy sami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba się z Tobą zgodzę, chociaż przekraczając pewien próg życia, zdobywamy doświadczenie, dzięki czemu stajemy się nieco inni... np.: zaczynamy być bardziej sceptyczni wobec życia, przestajemy być dziecinni, etc.

      Usuń
  2. Powroty do lat dziecięcych zawsze są najmilsze, bo beztroskie i szczęśliwe.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje dzieciństwo właśnie takie było, a zatem odwołując się do niego mam zwykle uśmiech na twarzy. Trzeba jednak szczerze przyznać, że są ludzie, którzy takiego szczęśliwego dzieciństwa nie mieli, a więc i ich wspomnienia nie będą przyjemne. Pozdrawiam...

      Usuń
  3. Przekraczając progi nie musimy palic za sobą mostów:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie nie musimy, więc zgadzam się z Tobą, jednakowoż są sytuacje, osoby do których wracać nie chcę - spaliłem bez żalu te mosty

      Usuń