A jakim wiernym psem był Pikuś, którego przygarnęliśmy od ciotki spod Łodzi. Szpicowaty to był kundel, jaki milutki, urodzony przyjaciel i obrońca. Był czas, gdy wybierał się ze mną do szkoły. Szliśmy sobie razem aż do parku i przez ten park, i kiedy dochodziłem do torów kolejowych, Pikuś żegnał się ze mną, a później, gdy wracałem po szkole, spotykaliśmy się w parku i już stamtąd wędrowaliśmy do domu. Aż pewnego razu, zły ze mnie człowiek, wybrałem inną, dłuższą drogę ze szkoły do domu, a pies wierny nie tylko mnie, ale i naszym wspólnym przyzwyczajeniom, wybrawszy się do parku, tam postanowił na mnie czekać, i czekał długo, dzień cały i noc, i nie spodziewał się mnie ujrzeć dnia następnego, kiedy to zapłakany po stracie przyjaciela, szedłem niemrawym krokiem nieszczęśnika do szkoły. Nie przyszło mi na myśl, że Pikuś może na mnie czekać, że spodziewał się mnie zobaczyć idącego, jak Pan Bóg przykazał, w stronę domu.
2.
Czy mogę, pani profesor, dokonać pewnych istotnych zmian w Księdze? Jak dalece istotnych? Nie chciałbym przeżywać swojej młodości w samotności. To nie tak, że czułem się wtedy nieszczęśliwy, nic podobnego, byłem najszczęśliwszym z ludzi i z tego tytułu, że podążałem łodzią bukową sam, nie uroniłem kropli łez, już prędzej pot ześlizgiwał się meandryczną strużką z mego czoła, ale, wie pani, chciałbym mieć na tej łodzi sterniczkę. Przemyślałem to i doszedłem do wniosku, że teraz, kiedy już jestem w wieku zaawansowanym w doświadczenie życiowe, kiedy jako autor Księgi mogę decydować o tym, co w niej zamieszczę, postanowiłem tu i tam dokonać pewnej fabularnej malwersacji.
W tym celu całą noc spędziłem na penetracji dwóch szuflad mieszczących się w dolnej części starej szafy. Znajdowały się w nich szpargały - zapisane zeszyty i luźne kartki moich dawnych i nieco nowszych tekstów, a trzeba ci wiedzieć, Tymoteuszu, że pisałem od czasu, gdy wskazówki zegara mojego życia dobiegały zaledwie do lat dziesięciu. Penetrując więc obie szuflady, miałem nadzieję dotrzeć do opowieści o dziewczynie, w której byłem zakochany do tego stopnia, że postanowiłem swego czasu poświęcić dla niej jeden dzień swojego życia, a mówiąc krótko i węzłowato, dla której odbyłem całodniową podróż wagarowicza.
Było już po brzasku, kiedy odnalazłem swą opowieść pomiędzy wierszami znad morza a niedokończoną jednoaktówką, której treść odeszła w niepamięć. Ponieważ miałem przekonanie, że ta akurat dziewczyna najbardziej pasuje do roli mojej cicerone po życiu, także narzeczonej, może też i kochanki, postanowiłem z miejsca zabrać się do rzeczy i zapytać się jej, czy nie będzie miała nic przeciwko temu, gdy przeniosę ją do mojej Księgi. Bożka - tak ją nazwałem - odsuwała właśnie jedną część plandekowych drzwi do swojego namiotu, aby wpuścić do środka niskie słoneczne promienie, tudzież nasycić wnętrzności swego domu zanurzonego w gęstwinie liliowych łubinów soczystym i jeszcze złowieszczo chłodnym oddechem poranka. Pomachałem do niej ręką. Poznała mnie, ale nie zaryzykowałbym twierdzenia, żeby była z tego spotkania przesadnie zadowolona.
- No co, odezwałeś się wreszcie po tak długim czasie... co mam o tym sądzić? - jej głos zdradzał nieufność do mnie, czemu nie mogłem się dziwić.
- Po bardzo długim. Dobiegam sześćdziesiątki - odparłem.
Roześmiała się.
- Nie wierzę. Przed tygodniem przygotowywaliśmy się oboje do matury. Popatrz, w tym miejscu słabo rośnie trawa. Tutaj rozkładaliśmy koc. Leżeliśmy na nim, my i nasze książki. A tak w ogóle, zdałeś?
- Zdałem. Skończyłem studia. Jestem pisarzem i ... sam.
- Dziwny jesteś. Zawsze byłeś dziwny. Nie wnikam. Czego ode mnie chcesz?
Byłem zdziwiony tym, że tak na spokojnie przyjęła moją obecność, że wzięła za dobrą monetę moją starość, nie zauważając, że od ostatniego naszego spotkania dzieliło nas tyle lat. Nie domyślała się, że tak jak przedtem opisałem spędzony z nią dzień wagarowicza, tak i opowiedziałem o tych kilku dniach spędzonych tutaj przed maturą, a ona po raz drugi stała się postacią z mojego opowiadania, które spotkało się z sympatią czytających. Właśnie do niej przyszedłem, a właściwie przyszedłem do bohaterki mojego opowiadania. "Może i ja wyglądałem wobec tego na młodszego niż jestem" - pomyślałem sobie odnosząc tę wątpliwość do czasów, w których umieściłem obie opowieści.
- Masz lusterko? - zapytałem.
Wróciła do namiotu i przyniosła swoje niewielkie lustereczko, przy którym wykonywała codzienny, bardzo delikatny makijaż. Wręczyła mi je z satysfakcją. Przejrzałem się w nim. Rzeczywiście byłem młodszy.
- Tylko to? Nie sądzisz, że to nie po męsku tak wpatrywać się w swoje oblicze? - zapytała, gdyż faktycznie poświęciłem sporo czasu przeglądaniu się w lusterku.
- Chciałem tylko coś sprawdzić, ale... ja właściwie nie po to do ciebie przyszedłem.
- Słucham zatem... mów, byle szybko, bo chciałabym się przebiec przed śniadaniem po tej łące. Pamiętasz jak biegałem... jak próbowałeś mnie doścignąć i gdybym nie poślizgnęła się, o tam, widzisz, gdzie ścieżka opada nieznacznie w stronę nadrzecznych olszyn, nie dogoniłbyś mnie nigdy.
Przypomniałem sobie. Mówiła prawdę, ale nie dopowiedziała, czym ten jej upadek się zakończył. Nieważne.
- Bożka, chciałbym cię zaprosić do mojej Księgi. Mówiłem ci, że jestem pisarzem. Chciałbym, abyś odegrała w tej Księdze pierwszoplanową rolę i to od czasu, kiedyśmy się pierwszy raz poznali.
Dałem jej wystarczająco dużo czasu na zastanowienie się.
- Wiesz, Adasiu, że zrobiłabym dla ciebie prawie wszystko. Teoretycznie mogłabym zaryzykować, ale wiesz, że ja się strasznie przywiązuję do ludzi... strasznie. Na jak długo widziałbyś mnie w tej swojej Księdze, co?
- Na całe życie, na dobre i na złe - odparłem.
(...)
[08.06.2021, Toruń]
Czytam ....czytam Kawiarenko.....
OdpowiedzUsuńI podziwiam....
... to będzie nieco surrealistyczny tekst... dziekuję
UsuńCofnęłam sie o kilka postów, by znaleźć część 1-szą, ale musiałam ją przegapić jakiś czas temu. Ja niestety nie mam kogo zaprosić do swojej księgi, szkoda. Wciągnęła mnie Liga Narodów, więć do końca czerwca biorę urlop. Ukłony.
OdpowiedzUsuń... siatkówkę (i snookera, czasami biegi narciarskie, biathlon i kolarstwo) oglądam, kiedy mam czas... a ja na "urlopie cały czas... pozdrawiam
UsuńPięknym językiem piszesz swoja opowieść ...
OdpowiedzUsuństaram się... czy pięknym? prostym raczej.
UsuńW prostocie tkwi piękno i treść zachwyca:-)
Usuń