4.
Przytuliła głowę do mojego ramienia i chociaż nie ważyła zbyt wiele, czułem ten przyjazny ciężar, który krępował moje ruchy, ale przystałem na niego, pogodziłem się i wreszcie ucieszyłem, że mogę być podporą czyjegoś snu, może nie czyjegoś, a właśnie tej, która odbywała ze mną podróż, powolną, nocną. Autokar miał swoje lata i nie mógł pędzić z nie wiem jaką prędkością, a kierowca był zmęczony, więc często przystawał; raz przystanął na dłużej i od razu zapadł w sen na kierownicy, a starzy wyjadacze wszelkich wycieczek rozbudzali się wtedy, kierowali do drzwi już przez kogoś otworzonych, i potem zwyczajowe "panie na lewo, panowie na prawo". Ciepła lepka noc.
Nikt nie miał pretensji do kierowcy, że zasnął, bo tę noc i tak mieliśmy spędzić w autobusie, choć nie tutaj, a dalej, na parkingu przy stacji paliwowej i restauracji czynnej dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dochodziła dwudziesta trzecia.
Miała pięknie zamknięte oczy, ciepłe policzki i miarowy oddech. Nie chciałem spłoszyć jej snu. Obudziła ją ta nadzwyczajna cisza i rytmiczne pochrapywanie kierowcy autobusu.
- Stoimy? - zapytała.
Skinąłem głową.
- Wyjdziesz ze mną? Bo ja... rozumiesz?
- Wyjdę. Było "panie na lewo". Podprowadzę cię.
Dopiero po paru minutach spostrzegłem, że stoimy na niewielkiej zatoczce pośród wysokiego iglastego lasu. Oddaliła się w stronę dochodzących z bliska kobiecych głosów. Czekałem długo, tak długo, że zacząłem się martwić o Elę. Całe szczęście, że moje oczy stosunkowo szybko przywyknęły do ciemności i nie zmieniły tego faktu jasne, żółtawe snopy świateł dobywające się z reflektorów przejeżdżających z naprzeciwka samochodów. Nareszcie nadeszła i zachodząc mnie od tyłu położyła chłodne, wilgotne dłonie na moich oczach.
- Tam w lesie jest strumyk. Umyłam twarz i ręce. Woda taka pachnąca.
- Pachnąca? - zdziwiłem się.
Rozmawialiśmy niedługo, bo nagle ktoś wystawił nos z autokaru i dosyć głośno zaprosił wycieczkowiczów do środka.
- Za piętnaście kilometrów mamy nocny postój - oznajmił po jakimś czasie kierownik wycieczki. - Tam będą toalety i restauracja, gdzie można coś przekąsić, bo czynna jest całą noc. Ponadto ten leśny parking przy restauracji jest cichy i można się będzie wyspać.
Wbrew obawom powrót do autokaru odbył się szybko i sprawnie - odliczyli się wszyscy, ale po tym postoju było jasne, że nikt nie zaśnie zanim nie dojedziemy do tego parkingu przy restauracji. Mężczyźni polali jeszcze po kieliszku, zagryźli czym popadnie; kobiety z utęsknieniem czekały na herbatę z cytryną i może jakąś zupę w tej restauracji, do której chciały się udać, a ja zastanawiałem się nad tym, w jaki sposób ułożyć się do snu, aby Eli było wygodnie. Fotele autokaru nie zapewniały komfortowego spania, ale przy zgrabnym ułożeniu ciała przynajmniej moja dziewczyna mogła cieszyć się z pozycji leżącej, a ja, wyprostowany, wciśnięty w szczelinę pomiędzy oparciem fotela a szybę, będąc opoką dla swojej towarzyszki podróży, szybciutko zapadłem w sen.
Tak i dojechaliśmy do naszej noclegowni. W autokarze poluźniło się trochę, ale też powiało prędkim snem. Ela spała zmęczona wspinaczką na Łysicę i Święty Krzyż. Kto to wymyślił, aby jednego dnia zaliczyć te dwa szczyty, wprawdzie wymagające niezbyt wielkiego doświadczenia wspinaczkowego, ale upalna pogoda dawała się przecież we znaki, również mnie, który kochałem takie wojaże.
Współtowarzysze podróży, którzy zaraz po podjechaniu na restauracyjny parking wybrali się przekąsić coś na dobranoc, byli na tyle mili i wyrozumiali, że powracali na swe miejsca w autobusie w milczeniu, nie chcąc zakłócić śpiącym snu. Można powiedzieć, że przemykali się pomiędzy rzędami foteli jak polujące na gryzonie sowy, co cieszyło mnie, bo ubzdurałem sobie, że może i ja zdołam zasnąć, co jednak nie następowało szybko. Początkowo rozmyślałem o Eli, rozmyślałem pozytywnie, radując sie z tego powodu, że w końcu zdecydowałem się umieścić ją w Księdze i jednocześnie spełniając tym samym jedno z marzeń matki. Później jednak coś wtargnęło do mojego chorego łba i zaczęło mnie męczyć okropnie. Być może byłem już wtedy na granicy jawy i snu, może nawet bardziej śniłem, aniżeli istniałem w świecie realnym. W pewnym momencie dotarłem naprzód myślami do ostatnich lat i miesięcy swojego życia, i zaobserwowałem wielką katastrofę, która zrównała z ziemią wszelkie moje plany i nadzieje. Już wtedy na tym parkingu pod restauracją podczas bezwietrznej gwiaździstej nocy pomyślałem, że na ostatnim etapie życia stanie się coś strasznego. Lękałem się tej przepowiedni, która wieszczyła chorobę, wypadek, utratę czegoś lub kogoś ważnego, po czym już nie zdołam się podnieść. Przestraszyłem się tego snu, wróżby wypowiadanej przez nieznane medium, którego nie znałem, lecz jakbym zamierzał je poznać, jakby wiedziało ono o moim życiu więcej niż ja sam o nim wiem. Nie wiem jak długo przechodziłbym te męczarnie, gdyby sąsiad siedzący za mną w pewnym momencie nie rozprostował nóg i kopnął mnie w piętę, wprawdzie nieboleśnie, lecz spowodował tym uderzeniem, że ostatecznie wybiłem się ze snu. W myślach podziękowałem mu za przebudzenie. Miałem silną wolę nie zasnąć już więcej tej nocy, aby nie zaglądać w oczy wątpliwej przyszłości, aby nie słyszeć prognozy najgorszej z pogód.
(...)
[29.06.2021, Toruń]
I znowu pięknie chociaż czai się niepokój...
OdpowiedzUsuńTa opowieść zbudowana jest z dosyć luźno powiązanych z sobą fragmentów, tak że ten niepokój pojawi się w zupełnie innym miejscu, nie teraz...
UsuńSen mara...chyba, że ktoś ma sny prorocze.
OdpowiedzUsuńWróciło wspomnienie turystyczne, ładnie tam:-)
...owszem, jest to wycinek z mojej biografii... ale tylko wycinek, coś na zasadzie pretekstu, bo cały ten fragment opowieści jest fikcją...
UsuńKtoś kiedyś mi powiedział, że sny przedstawiają zdarzenia odwrotne, do tych rzeczywistych. Jeżeli śniło Ci się, że czeka Cie coś złego, to w realu może to oznaczać szczęśliwe zakończenie nieprzyjemnych zdarzeń, bo wiadomo, że takie w życiu się zdarzają. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJest coś w tym, co napisałaś, a dotyczy nie tylko snów, ale też myśli. W dawniejszych czasach ilekroć śniłem lub pomyślałem o tym, że pewne zdarzenie może się skończyć dla mnie fatalnie, kończyło się bardziej optymistyczne.... dopiero w wieku super dojrzałym interpretacja snów (myśli) nie posiada już happy endu.... podrawiam
Usuń