438.
No bo jednak oglądałem ten przegrany mecz naszych siatkarzy (drugie miejsce na świecie - jak to się ma do występu piłkarzy nożnych?) i teraz niedawno, do meczu Czechy Holandia (Czechom zawsze kibicuję!). Jestem teraz na balkonie i brzęczy mi jakaś okołodiskopolowa muzyka, straszna, każdy kawałek podobny do kolejnego... jak oni to robią, że wszystkie te niby piosenki są do siebie tak bardzo podobne, no i ile razy można słuchać tego samego; czy oni cały czas karmić będą ludzi w tej pisowskiej telewizji taką chałą? Czasami zastanawiam się nad tym, czy nie jest to celowe działanie: ludzie sobie poskaczą i będą szczęśliwi z tym pięćset plus na dzieciaka.
Jestem na balkonie i piszę kolejny tekst starając się zagłuszyć w sobie te dźwięki szkaradne i wspominam sobie ten czas, kiedy po rozmaitych doświadczeniach ze szkolnictwem na poziomie podstawowym przeszedłem do szkoły średniej. Czułem się wtedy jak geometra z "Zamku" Kafki - obcy, wchodzący w świat ludzi o niesympatycznym, trudnym do rozpoznania obliczu.
Oprócz tego, że "na warsztacie" mam w tej chwili Jerzego Andrzejewskiego i powtórkę z "Siłaczki" Żeromskiego, lubię sobie tak od czasu do czasu zajrzeć bez zobowiązań do innych lektur, na przykład tego "Zamku" i pierwszej części "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta, i teraz przypomniał mi się ten geometra, i skojarzyłem go od razu z sobą z odległych lat.
439.
Fragment "Zamku" Kafki.
"Poszedł więc znów dalej naprzód, ale była to droga daleka. Ulica bowiem, to znaczy główna ulica wsi, nie prowadziła do góry zamkowej. Wiodła jedynie w jej sąsiedztwo, potem wszakże jakby naumyślnie skręcała w bok i chociaż nie oddalała się od zaniku, to przecie nie przybliżała się do niego. K. oczekiwał ciągle, że ulica musi wreszcie skręcić do zamku, i szedł dalej tylko dlatego, że się tego spodziewał; widocznie wskutek przemęczenia nie mógł się jakoś zdecydować na opuszczenie ulicy. Dziwił się również temu, że wieś jest taka długa, jak gdyby nie miała końca. Ciągle tylko małe domki z zamarzniętymi szybami w oknach, ciągle śnieg i odludzie. W końcu oderwał się od tej fascynującej go ulicy. Wchłonął go wąski zaułek. Śnieg był tam jeszcze głębszy. Wyciąganie zapadających się w śniegu nóg było ciężkim wysiłkiem. Pot spływał z niego. Nagle K. przystanął i nie mógł ruszyć z miejsca. Nie był wszakże na pustkowiu, gdyż na prawo i na lewo stały chałupy chłopskie. Ulepił kulę ze śniegu i rzucił w okno. Od razu uchyliły się drzwi - pierwsze drzwi, które otworzyły się podczas całej jego wędrówki przez wieś i stary chłop w brązowym kożuchu stanął w nich, przechyliwszy głowę na bok, przyjazny i słabowity.
- Czy mogę na chwilę do was wstąpić? - zagadnął go K. - jestem bardzo zmęczony. -
Po czym nie słysząc wcale, co mu stary odpowiedział, przyjął z wdzięcznością deskę, którą mu podsunięto i która pomogła mu wygramolić się ze śniegu, tak że zrobiwszy parę kroków znalazł się w izbie.
Była to wielka izba, na wpół ciemna. K., przybywając z dworu, z początku nic nie widział i potknął się o balię. Jakaś ręka kobieca powstrzymała go od upadku. W jednym kącie wrzeszczały dzieci, z drugiego kłębił się dym, zmieniając półmrok w zupełną ciemność. K. stał niczym w chmurach.
- On jest przecież pijany - powiedział ktoś.
- Kim pan jest? - rozległ się władczy głos, który potem zwrócił się do starego: - Dlaczegoś go wpuścił? Czyż można wpuszczać każdego, kto wałęsa się po ulicach?
- Jestem hrabskim geometrą - oznajmił K., starając się usprawiedliwić przed kimś, kogo ciągle jeszcze nie widział.
- Aha, to geometra - powtórzył jakiś kobiecy głos, a potem zaległa zupełna cisza.
- Wy mnie znacie? - spytał K.
- Oczywiście - odparł krótko ten sam głos. To jednak, że K. znano, nie wydawało się usposabiać dobrze do niego." (...)
440.
Powracam do pisania po kolejnym meczu. Dzisiaj wygrali ci, na których postawiłem; wczoraj zresztą też, więc może źle, że nie zagrałem w zakładach na wynik meczów (stawiałem też, że Polska nie wyjdzie z grupy). Przed mistrzostwami postawiłem na Belgów jako triumfatorów, ale spodobali mi się Włosi i te dwie drużyny spotkają się w kolejnej rundzie, a zatem jeden z moich faworytów odpadnie. Pozostają jeszcze Francja i Niemcy. Miło mi, że Portugalia odpadła, bo nie cenię sobie gry faul ich graczy, szczególnie tego boiskowego hultaja Pepe.
Piłka nożna nie zmieniła moich zapatrywań na przykre dla mnie, jak zawsze, niedziele, tym bardziej, że po niedzieli następuje poniedziałek.
[27.06.2021, Toruń]
Mogło być tak, że gdybyś opłacił zakłady, to akurat przegraliby faworyci, taka złośliwość losu...
OdpowiedzUsuńDaj sobie spokój z kloszardem, cokolwiek napiszesz, ona musi mieć ostanie słowo, jest jak dziecko lub szczur, który zapędzony w kąt coraz bardziej kąsa...
w tym obstawianiu zakładów jest taki problem, że ma się swoich faworytów, tj. lubi się ich subiektywnie, a z drugiej strony jest brutalna rzeczywistość.
UsuńChyba nie dam mu spokoju, gdyż uderza zawsze i niesłusznie w Ciebie, Jotko, co mnie się nie podoba...
Przez miesiąc oglądałam mecze siatkówki w ramach Ligi Narodów. Z początku tylko mężczyzn, a póxniej także kobiet. Smuci daleka pozycja Polek, bo Brazylijki próbowały dorównać rodakom i znalazły się na podium(drugie miejsce). Może kiedyś my też będziemy tak świętować. Piłki nożnej nie oglądam(ostatni raz chyba za czasów Bońka "uliczkę znam w Barcelonie...). Nie wiem dlaczego zarówno władzom PZPN jak i kibicom wydaje się, że Lewandowski załatwi wszystko, a przecież jest to tylko utalentowany piłkarz, któremu poszczęściło się, że gra w Lidze Niemieckiej, a w naszej reprezentacji jest z doskoku. Nie wiem czego dotyczyła sprawa z Kloszardem, ale nie warto się wpisami tymi przejmować, choć przyznaję, że i mnie one irytują, gdziekolwiek je odnajduję. Ja lubię wszystkie dni tygodnia, bo mam świadomość jak niewiele już nam starzejącym się, ich zostało. Uściski.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o siatkówkę kobiet, to sądzę, że zmiana trenera jest niezbędna. Mamy naprawdę dobre siatkarki, lecz nie wszystkie najlepsze grają z powodu konfliktu z Nawrockim.
UsuńPiłka nożna - wybrać na trenera Sousę tuż przed mistrzostwami, do których Polacy dostali się, gdy trenerem był Brzęczek, to, delikatnie mówiąc, brzydki posępek. Miało być lepiej, a jest gorzej... jedno zwycięstwo ze słabiutką Andorą?
Po pierwsze pani Kloszardowa od dawna wchodzi na blogi moich niewielu w sumie przyjaciół i wyładowuje dna nich swoje frustracje. Po co wchodzi tam, gdzie nikt jej nie chce? Przecież to bezsensowne - wpraszać się do kogoś, aby krytykować posty. Jeśli chodzi o mnie, to Kloszardowa zarzuca mi, że wchodzę na jej ... chyba bloga i zamieszczam tam anonimowo jakieś komentarze, czego oczywiście nie robię, bo ta pani mnie w ogóle nie interesuje.
Lubię każdy dzień w kontekście tego, że mogę go przeżyć.... może jeszcze napiszę, dlaczego tak ciężko mi te dni przeżyć.... pozdrawiam