ROZDZIAŁ 27. ROCZNICA.
(z którego dowiemy się, że w Ciżemkach praca wre, miasteczko Różanów szykuje się do pleneru, a w kawiarence odbyła się akurat uroczystość rocznicowa państwa Szydełków)
Podczas gdy w Ciżemkach, u młodych, bez chwili przerwy koni dosiadanie, a Piotr w weterynaryjnym fachu nowych klientów zdobywał; w czasie gdy w radcy Kracha nowej posiadłości ruszyło z kopyta leśnego domku restaurowanie, w kawiarence również czas przebiegał pod pracowitości dyktando.
Maria wielką wyrękę z nowo przyjętych do pracy osób mając, więcej czasu poświęcała Róży, pospołu z Adamem, który pomocy młodej żonie nie odmawiał, zwłaszcza że w miasteczku mówiono bezustannie: „pan Adam to poza tą małą świata nie widzi, tak ją ukochał, ją i swoją żonę. Aż miło patrzeć na nich, choć w tak różnym są wieku, lecz widać, że prawdziwa miłość o takie szczegóły nie dba.”
Gości, zwłaszcza popołudniową porą i w wieczory, nie ubywało.
W tym miejscu stary pisarz, co skrzętnie notuje każdą historię kawiarenkowych przyjaciół, koniecznie dodać musi, że w kawiarence nie klientów się obsługuje, lecz gości właśnie, a jeśli gości, to zgodnie z prastarym przysłowiem, przez kawiarniane progi Bóg przestępuje, niezależnie od tego, czy w gospodarzy izbach biesiadują wierzący, czy też ci, o mocno nadwątlonej wierze.
Ponieważ imprezę plenerową już na początek września ogłoszono, oprócz codziennych obowiązków kawiarennik z inżynierem Bekiem i panią Koteńkową wokół organizacyjnych spraw biegali niestrudzenie. A to trzeba było zapewnić zakwaterowanie dla siedmiorga studenckich artystów i pana profesora; także samo dla dwóch twórców ludowych, którzy daleko, hen, hen, poza miasteczkiem mieszkali. Koniecznym też było szczegółowo plan i warunki pleneru omówić, i powiedzieć, że artystów zadaniem ma być również przeprowadzenie ćwiczeń i warsztatów dla dzieciarni, gdyż „przepysznie młódź wszelaką właśnie przez sztukę, nadto w praktycznym wydaniu się wychowuje”, jak ośmieliła się zauważyć pani Koteńkowa.
Pani Zofia właśnie, najlepszy z młodzieżą i dziećmi kontakt miała, toteż „dopinała” ich obecność na plenerze oraz ćwiczyła z chętnymi uroczyste jego zakończenie. A dyrektorzy trzech miejskich szkół, tyleż samo wiejskich i dwu innych placówek służących wychowaniu, jakoś z aprobatą wyczynom emerytowanej nauczycielki się przyglądali. Jedni znali ją świetnie i szanowali; drudzy śmiałości nie mieli odmówić pomocy, bo to jeszcze w tej kawiarenkowej gazecie opiszą, a tego, co jest napisane, to nawet złotymi zgłoskami śrubek odkręcić trudno.
I oto, jak grom z jasnego nieba, na kawiarennika spadła wiadomość, że dwie dorosłe już pociechy mecenasa Szydełki zamiarują dwudziestą piątą rocznicę ślubu rodziców, w pewną sobotę, w kawiarence przeprowadzić. A przybyły obie pociechy do pana Adama w pełnej przed solenizantami tajemnicy, więcej, mieszkając w dwóch różnych a odległych miejscach, nigdy w kawiarence nie biesiadowały; jedynie z opowieści rodziców, tudzież z „Naszego Głosu” wiedzieli, że taka wdzięczna oberża w ich rodzinnym mieście się znajduje.
No i postawili kawiarennika w bardzo szerokim rozkroku, bo tydzień niecały na przygotowanie imprezy mu dali. Ten, rad nie rad, dodatkowych zakupów sporządził listę, najął też jedną panią na ten najgorętszy czas do pomocy; no i do dzieła z dekoracją ogrodowej części kawiarnianej przestrzeni.
A stary pisarz, który, jak i pozostali, został na tę wzniosłą rocznicę zaproszony, już gdy po niej było, w niedzielę, jak zwykle przy mleczku, opisał zamaszyście te pląsy, figle, śpiewania, wzruszenia łez pękate beczki i śmiechy, i tańce… opisał i stwierdził, że w całym powiecie drugich takich pokłonów małżeńskiej rocznicy kroniki dotąd nie odnotowały.
I dobrze, bo zacząć od czegoś trzeba.
[27.11.2021, Toruń]
A w w Ciżemkach zawsze wesoło i serdecznie. Tylko, gdzie takie miasteczko znaleźć...
OdpowiedzUsuńSerdeczności zasyłam