CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

18 listopada 2021

MINIATURY: PANA FELIKSA PAMIĘCI RAPSOD ŻAŁOSNY.

 

"W mgnieniu oka"
Juan de Valdés Leal, 1622 - 1690 –  malarz hiszpański


    Za mojej pamięci, kiedy lat miałem dziecinnie mało, pana Feliksa szanowano. Podawał się za żołnierza, co było prawdą, lecz prawdą o wiele bardziej tajemniczą był fakt, że brał udział w bitwie pod Lenino, którą dziwnym zrządzeniem losu przeżył i chociaż ranny w nogę kontynuował wojaczkę, aż do forsowania Odry. Tak po raz kolejny dostał odłamkiem w nogę, lewą tym razem i na tym zakończyła się dla niego wojna.

    Po wojnie pan Feliks pracował jako stróż w zakładzie. Poruszał się o kulach. Oblicze miewał wprawdzie surowe, gdy przychodziło mu odstraszać pętaków zbliżających się do bram i ogrodzenia firmy spożywczej, jednakowoż juz po chwili szeroki uśmiech gościł na jego twarzy, młodej jeszcze, bez zmarszczek, z szerokimi wargami, pomiędzy którymi trzymał pobrązowiałą od papierosowego dymu fifkę z wetkniętym w nią "sportem". Jako że wiedziano o pana Feliksa wojennych przygodach, bywał od czasu do czasu zapraszany do szkoły podstawowej, gdzie udzielał się prelekcjami o wojnie światowej i własnym w niej udziale. Był też nasz bohater mile widziany na honorowej trybunie podczas pierwszomajowych pochodów, na obchodach święta lipcowego oraz innych uroczystościach lokalnych lub państwowych.

    Z biegiem lat trudy wojenne obu nóg kombatanta zaczęły doskwierać na tyle niebezpiecznie, że jedną z nich, tę spod Lenino mu ucięto; druga jeszcze się jakoś trzymała, chociaż i nią stąpał ociężale a z bólem. Pan Feliks wprawdzie postarzał, lecz pomimo lat i tej nieszczęsnej amputacji wcale nie poczuł się zgorzkniały. Nie pracował już, to fakt, nie podróżował na swych kulach po miasteczku, to też prawda, lecz za to przychodzono do niego, może nie tak tłumnie jak dawniej, ale wystarczyło tych kilku, kilkunastu gości, których w swoim niewielkim mieszkanku przyjmował wraz z bratanicą pomagającą mu w codziennych czynnościach.

Kiedy upadła władza, która tak go hołubiła i wręczała nagrody i medale, życie pana Feliksa tak jakby zatrzymało się w próżni. Nowi dali do zrozumienia kombatantowi, że poprzednicy wystarczająco go wspierali, a teraz przyszła kolej na innych, którzy po zakończeniu wojny wycierpieli mocno w pobliskich lasach, starając się ze wszystkich sił dokuczyć komunistom. Zapraszanie jednonogiego weterana do szkół na prelekcje w grę nie wchodziło, gdyż nie od tej strony i nie z tym właściwym sojusznikiem gonił hitlerowskie zastępy. Pan Feliks był coraz starszy i chociaż wraz z wiekiem nabywa się doświadczenia życiowego, nie bardzo rozumiał dlaczego nowa władza tak nagle zbagatelizowała jego przeszłość wojenną. Coraz mnie w tym czasie przyjmował gości - pewnie też i dlatego, że część z nich najzwyczajniej w świecie poumierała. Głównym zajęciem starego rencisty stało się teraz przesiadywanie w oknie swojej izby i spoglądanie na główną ulicę miasteczka, przy której mieszkał, na ludzi, których znał i pozdrawiał, na dzieciaki biegnące do szkoły, słowem na świat cały, który w przeciwieństwie do niego samego toczył wody historii miasteczka.

    Pięć lat temu podczas pewnej państwowej uroczystości ktoś z maszerujących patriotów cisnął brukowym kamieniem w okno, przy którym siedział pan Feliks. Czy cios ten zadany był celowo, czy rządził nim przypadek, dość powiedzieć, że uderzony ciężkim a chropowatym przedmiotem w głowę, weteran natychmiast zwalił się z krzesła na podłogę i tak znalazła go w godzinę później przybyła do stryja bratanica. Na ratunek było już za późno - tak niestety kończy się czasami ciekawość świata.

    Sprawcy tej bezsensownej śmierci nigdy, rzecz jasna, nie znaleziono. Pochód młodych patriotów poszedł dalej.


[18.11.2021, Toruń]

4 komentarze:

  1. Po takim tekście to chyba każdego rozboli serce...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla wielu tych, którzy przeżyli wojnę, lata po 1989 okazały się tragiczne. Ci "młodzi patrioci", to hańba dla narodu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowita historia. Faktycznie, aż serce boli po doczytaniu końca...

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiem zbiorczo. Ta opowieść jest fikcją, aczkolwiek nie do końca, gdyż istotnie znałem tego pana Feliksa, który rzeczywiście nie miał życia usłanego różami, rzeczywiście bywał zapraszany do szkół dawnymi czasy i rzeczywiście cierpiał po nastaniu nowej władzy. Sama jego śmierć jest fikcją, aczkolwiek mogło tak się stać...

    OdpowiedzUsuń