566.
Rzadko zdarza mi się udostępniać w kawiarence cały oryginalny tekst bez skreśleń, chociaż mam w tym do tego celu przygotowany tag, pt. PRZEDRUKI. Mam nadzieję, że ksiądz Adam Boniecki nie obrazi się, że ostatni Jego felieton z "Tygodnika Powszechnego" znajdzie się za chwilę w kawiarence. Moje intencje są bowiem czyste. Podzielam wyrażony w Tygodniku pogląd księdza na temat sytuacji panującej na granicy polsko-białoruskiej. Podobnie jak On rozpatruję kwestię imigracji od strony moralnej i społecznej, zaś tekst księdza utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że mam rację, gdyż sądzę, że ją mam.
Szkoda, że nie mamy w naszym kraju takich księży, takich katolików, z którymi rozmowa byłaby zawsze przyjemnością, a gdyby nawet istniały między nami różnice zdań w danych kwestiach, to z radością stwierdzilibyśmy, że pora na kolejne rozmowę przy filiżance kawy lub kieliszeczku koniaku, ot choćby w Michalikowej Jamie na Floriańskiej 45 w Krakowie.
"Las, grupa zmarzniętych, zaszczutych ludzi, mężczyzn i kobiet, starszych, młodszych i dzieci – to obraz, który wielu z nas kojarzył się z białoruską granicą. Oni – marznący, głodni, my – w ciepłym domu, przy kolacji. Tak było do zeszłego poniedziałku. Pamiętaliśmy, że Bóg powiedział: „Przybysza, osiadłego wśród was, będziecie uważać za tubylca, który się osiedlił wśród was. Będziesz go miłował jak siebie samego, bo i wy byliście przybyszami w ziemi egipskiej. Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł. 19, 33-34).
My też byliśmy przybyszami. Pamiętam choćby ośrodki dla polskich uchodźców we Włoszech, w Latinie i Kapui. Pamiętam młodych ludzi z Polski, jak w morderczym upale, na skrzyżowaniach większych ulic Rzymu, rzucali się na samochody z ofertą umycia zakurzonej szyby. Kiedyś Jan Nowak Jeziorański, którego wiozłem przez Rzym, ubolewał nad ich poniżeniem, ale na moje dictum, że jest wprost przeciwnie, bo znaleźli sposób, by żyć nie tylko z włoskiej zapomogi, zadeklarował, że na najbliższym skrzyżowaniu da pieniądze rodakowi, który nam umyje szybę. Tak, byliśmy uchodźcami. Choć nie koczowaliśmy w lasach, to jednak kiedyś policja odkryła polskich uchodźców mieszkających w starożytnych grotach koło Villa Giulia. Sami byliśmy przybyszami, więc los przybyszów przy polskiej granicy poruszał wiele serc i budził empatię. Przynajmniej niektórych.
Cały poniedziałek 8 listopada oglądaliśmy w rządowej TVP filmy z dużymi grupami uchodźców na białoruskiej drodze lub w lesie, i ten filmik: zbliżenie na człowieka, który, z zaciętą twarzą, łopatą niszczy żyletkowe zasieki i gniewnie grozi polskiemu strażnikowi, kierującemu ku jego twarzy strumień gazu łzawiącego. Człowiek z łopatą odskakuje, wygraża strażnikowi i po chwili na nowo atakuje łopatą konstrukcję chroniącą granice Unii Europejskiej. W tle widać kilku mężczyzn dość niemrawo rzucających na graniczne druty niezbyt grube, ścięte w lesie drzewka. Powtarzalność (przez cały poniedziałek i we wtorek rano) tego jednego, jedynego ujęcia budzi podejrzenie, że być może ci atakujący naszą granicę uchodźcy są w swej masie raczej spokojni. Przecież gdyby było więcej takich jak ten z łopatą, to rządowi (i wojskowi) operatorzy nie omieszkaliby ich sfilmować i pokazać publiczności... A może człowiek z łopatą był jedyny, ale pokazany kilkadziesiąt razy miał się stać nową ikoną „uchodźcy-agresora”?
Ikony ikonami, a ludzie, którzy podjęli dramatyczną decyzję opuszczenia swojego kraju, cierpią. Do tej podróży zmusiły ich rozmaite okoliczności: niektórych wojna, zagrożenie życia, innych bieda, brak perspektyw. Wiemy, że zostali oszukani. Zapłacili za pomoc w wyjeździe, jechali z nadzieją i podobnie jak Polacy, którzy się dają nabierać na fałszywe propozycje pracy, nagle znaleźli się w pułapce.
Pytam, czego możemy od nich oczekiwać? Że widząc 15 tysięcy uzbrojonych Polaków zawrócą, kupią powrotne bilety i odlecą do krajów, z których uciekli? Wiemy, że nie, bo białoruskie służby nie pozwolą im zawrócić. Gdzie mają iść? Ich los nikogo nie interesuje. Unia, NATO, nasz rząd, wszyscy wielcy nie martwią się o nich, ale o granice. Jedyny komunikat, jaki otrzymują, brzmi: „Daliście się zwabić w pułapkę, nie ma dla was miejsca w wielkiej, chrześcijańskiej Europie. Teraz sobie zamarzajcie na śmierć w Białorusi. Umrzyjcie, a my będziemy mieli święty spokój. My i bez was mamy dosyć własnych zmartwień i nie wiele nas obchodzi los jakiegoś zrozpaczonego człowieka z łopatą”.
Drogi Czytelniku, a co Ty byś zrobił, znalazłszy się w takiej sytuacji?
[podkreślenia moje]
[14.11.2021]
Nawet wolę sobie nie wyobrażać, że mogłabym znaleźć się w takiej sytuacji, a najbardziej bałabym się o moje dziecko.
OdpowiedzUsuńNie zdaliśmy egzaminu z człowieczeństwa!
Mało tego, ci z nas (chodzi mi o pewne znane osoby, bądź też te należące do stowarzyszeń pomocowych), którzy wykazują wrażliwość wobec nieszczęścia jakie spotkało imigrantów, są obśmiewani. Dlatego też, choć może zabrzmi to więcej niż dosadnie - uciekam jak mogę tylko precz od polityków!!!
Usuń