Od niepamiętnych czasów czytywałem Hemingwaya. Szczególnie podobały mi się "Śniegi Kilimandżaro", "Za rzekę w cień drzew", "Stary człowiek i morze", "Słońce też wschodzi" i w końcu to opowiadanie, które przytaczam w dużym fragmencie poniżej. Jest to jedno z tych opowiadań świetnego amerykańskiego prozaika, w których występuje Nick - alter ego samego Hemingwaya, a opisana historia prawdopodobnie jest prawdziwa, zważywszy na fakt iż ojciec pisarza był lekarzem. Z pewnością zaintrygowało mnie onegdaj zaskakujące zakończenie opowiadania, a i też kiedy pierwszy raz zetknąłem się z tym tekstem, nie miałem zielonego pojęcia o rodzeniu i bólach porodowych. Sięgając po latach po ten utwór, w dalszym ciągu mnie wzrusza i zastanawia jak krucha bywa psychika ludzka, która każe odebrać sobie życie w sytuacji, gdy czyjeś zdrowie i życie jest zagrożone i nie można sobie z tym poradzić.
OBÓZ INDIAŃSKI
U brzegu jeziora stała długa łódź wyciągnięta na ląd. Obaj Indianie czekali. Nick usiadł z ojcem na rufie. Indianie zepchnęli łódź na wodę, a jeden wskoczył do środka i zaczął wiosłować. Stryj Jerzy siedział na rufie łodzi obozowej. Młodszy Indianin zepchnął ją także, wsiadł i chwycił za wiosła. Obie łodzie ruszyły w ciemność. Nick słyszał dość daleko przed sobą we mgle stukot wioseł w dulkach tamtej łodzi. Indianie wiosłowali szybkimi, urywanymi ruchami. Chłopiec odchylił się w tył, otoczony ramieniem ojca. Na wodzie było zimno. Ich Indianin wiosłował ostro, ale druga łódź oddalała się coraz bardziej we mgle.
- Dokąd płyniemy, tato - zapytał Nick.
- Do indiańskiego obozu. Jest tam jedna Indianka bardzo chora. [...]
Wewnątrz, na drewnianej pryczy, leżała młoda Indianka. Od dwóch dni rodziła
dziecko. Dopomagały jej wszystkie stare kobiety z obozu. Mężczyźni wynieśli się dalej na drogę, żeby nie słyszeć jej krzyków, i tam zasiedli paląc w ciemnościach. Właśnie krzyczała, kiedy Nick z dwoma Indianami wchodził do chaty za ojcem i stryjem Jerzym.
Leżała na dolnej pryczy, rozdęta, przykryta kołdrą. Głowę miała odwróconą w bok. Na górnej pryczy leżał jej mąż, który przed trzema dniami zaciął się mocno w nogę siekierą. Palił fajkę. W izbie panował wstrętny zaduch.
Ojciec Nicka kazał postawić wodę na ogniu i kiedy się grzała, powiedział do syna:
- Ta pani będzie miała dziecko, Nick.
- Wiem - odrzekł Nick.
- Nic nie wiesz - powiedział ojciec. - Posłuchaj. To, co ona przechodzi, nazywa się bólami porodowymi. Dziecko chce się urodzić i ona też chce je urodzić. Wszystkie jej mięśnie usiłują wypchnąć to dziecko. I wtedy właśnie krzyczy.
- Rozumiem - powiedział Nick.
W tejże chwili kobieta wrzasnęła.
- Och, tatusiu, nie możesz jej coś dać, żeby tak nie krzyczała? - zapytał Nick. [...]
Potem, kiedy zaczęli operację, kobietę przytrzymywał stryj Jerzy i trzej Indianie. Ugryzła w rękę stryja Jerzego, który powiedział: “Przeklęta dziwka!", a młody Indianin, który go przywiózł, roześmiał się do niego. Nick trzymał ojcu miednicę. Wszystko to zajęło sporo czasu.
Ojciec Nicka podniósł dziecko, dał mu klapsa, by chwyciło oddech, i wręczył je starej kobiecie.
- Widzisz, Nicku? Chłopak - powiedział. - Jak ci się podoba zajęcie asystenta?
- Bardzo - powiedział Nick. Odwracał wzrok, żeby nie widzieć, co robi ojciec.
- No, gotowe - rzekł ojciec i wrzucił coś do miednicy.
Nick nie spojrzał na to.
- A teraz trzeba założyć parę szwów - powiedział ojciec. - Możesz się przyglądać, Nick, albo nie; jak chcesz. Będę zszywał cięcie, które zrobiłem.
Nick nie przyglądał się. Zaciekawienie przeszło mu już od dawna. [...]
- No, trzeba zajrzeć do dumnego ojca. Zwykle to oni najciężej przechodzą te
drobiazgi - rzekł doktor. - Muszę powiedzieć, że zniósł wszystko dosyć spokojnie. Ściągnął Indianinowi koc z głowy. Gdy cofnął dłoń, była wilgotna. Trzymając lampę w jednej ręce wspiął się na krawędź dolnej pryczy i zajrzał na górę. Indianin leżał z twarzą obróconą do ściany. Gardło miał poderżnięte od ucha do ucha. Krew spłynęła w małą kałużę tam, gdzie jego ciało wygniotło siennik. Głowa spoczywała na lewym ramieniu. Otwarta brzytwa leżała na kocu ostrzem do góry.
- Jerzy, wyprowadź Nicka - powiedział doktor.
Nie było to potrzebne. Nick, stojąc w drzwiach kuchni, widział dobrze górną pryczę, gdy ojciec z lampą w ręce opuszczał na poduszkę głowę Indianina.
Zaczynało świtać, kiedy wracali przesieką do jeziora.
- Okropnie żałuję, że cię zabrałem ze sobą, Nicku - powiedział ojciec. Całe jego
pooperacyjne podniecenie znikło. - Naraziłem cię na paskudny widok.
- Czy kobiety zawsze tak ciężko rodzą dzieci? - zapytał Nick.
- Nie; to był zupełnie wyjątkowy przypadek.
- Dlaczego on się zabił, tatusiu?
- Czy ja wiem, Nicku. Pewno nie mógł tego znieść.
- A czy dużo mężczyzn się zabija?
- Nie tak wielu, Nicku.[...]
Wsiedli do łodzi. Nick zajął miejsce na rufie, a ojciec przy wiosłach. Zza wzgórza wychodziło słońce. Wyskoczył okoń tworząc krąg na wodzie. Nick ciągnął za sobą zanurzoną dłoń; woda wydawała się ciepła w rzeźwym chłodzie poranka. Tam, na jeziorze, o świcie siedząc na rufie łodzi, którą wiosłował ojciec, Nick nabrał całkowitej pewności, że nigdy nie umrze.
Przełożył Bronisław Zieliński
[29.03.2022, Toruń]
Przyznam, że nie pamiętam tego opowiadania, a kiedyś byłam zainteresowana Hemingway'em. Hemingway należał do twardych zawodników, a również popełnił samobójstwo.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności