ROZDZIAŁ 43. ROZMOWA W PŁONĄCEJ MGLE
(w którym poznamy plany odnośnie utworzenia w Ciżemkach zbiornika wodnego, który przyciągnie wczasowiczów oraz spowoduje, że Piotrowi i Joannie łatwiej będzie korzystać z poszerzonych wód rzeczki)
Mogła to być sobota albo niedziela, albo też inny do tych dwu niepodobny dzień, ale musiało się to stać wcześnie, o poranku, który porankiem jeszcze nie był, bo chociaż biel panowała nad światem, to nie była to jeszcze jasność. Nagle coś w tym jeszcze nie dniu przydarzyło się, coś rozwarło i zatrzepotało purpurowymi skrzydłami. Wstało to coś, jakiś krwisty krąg, do horyzontu przytulony i wtem postał pożar, chciwy, niespożyty i głodny, pożerający w okamgnieniu tę rozpostartą nad światem całym mgłę, co była jak te białe, uchwycone w locie suknie tancerek Degasa. Krąg słoneczny unosił się, po chwili pożółkniał i coraz to mniejszym się stawał, a kiedy wtoczył się ponad palczaste kikuty drzew broniących dostępu do niewysokich wzgórz po wschodniej stronie widnokręgu nie dość, że nie przygasał, to jeszcze ciepłotę swoją wzmagał, a te baletnic tiule, jedwabie i szyfony unosiły się ogniskami dymów w przestworza, lubo też opadały na traw nieśmiałą zieleń, nasycając ją powodzią miliardów kropli rozlanego mleka.
W takiej właśnie chwili, w tej przemianie nocy w dzień, co światła się domagał, po ciżemkowskich łąkach przechadzali się Piotr z Joanną, co ze zwierzyńcem swoim przylgnęli do tego miejsca przed rokiem; przechadzał się z nimi radca Krach z inżynierem Bekiem za towarzystwo mając Wołodię, który tak jak w sen zapadał szybko, tak prędko się z niego wyzwalał.
A ileż do powiedzenia sobie mieli!
- Zanim dostaniemy się do głębi ziemi, wydostając z niej gorące źródła - rozmyślał głośno Piotr - weterynarz - moglibyśmy tę rzeczkę ująć w karby, tamując jej przedwiosenne wody i uczynić w ten sposób jeziorko, w którym…
- … w którym moglibyśmy pławić konie - dopowiedziała Joanna.
- … które, gdyby połączyć z pobliskim stawem, mogłoby się stać miejscem nie byle jakich połowów - dorzucił pan radca.
- … które mogłoby się stać miejscem, wokół którego zbieraliby się wczasowicze - dodał pan inżynier.
- Ja użie eta wiżu - rozmarzył się Wołodia.
- Tak, tak, proszę koleżeństwa - odezwał się pan radca ponownie. - Zanim, w co wierzyć nie przestaję, wybudujemy tutaj uzdrowiskową lecznicę, zanim źródło wytryśnie, powinniśmy już dzisiaj przygotować okolicę do tego, co ją czeka. Jak pan widzi ten sam początek, inżynierze?
Temu wystarczyło dwa razy przyjrzeć się tej podłużnej niecce wzdłuż rzeki położonej, która w czasie gwałtownych opadów napełniała się wód nadmiarem, wystarczyło technicznym okiem rzucić i mózgiem nieprzeciętnym wymierzyć powierzchnię basenu, zestawiając go z korytem rzeczki, a potem wypowiedzieć się gładko i sensownie.
- Należałoby postawić nie tak bardzo kunsztownie wyszukaną tamę. Ta wody powstrzyma i w tej dolince je zgromadzi, a kiedy napełni ją, kiedy naturalnie połączy się ze stawem, można wtedy jej nadmiar oddawać wstrzymanemu nurtowi rzeki. Korzyścią dodatkową będzie to, że obrzeża miasteczka dzięki temu przedsięwzięciu nie zaznają już przykrych w skutkach podtopień.
- To znaczy - mówił Piotr - że nie potrzebne są tak duże nakłady, których się bałem?
- Na moje oko ten teren tak naturalnie jest położony, że na tę chwilę nie ma potrzeby ingerować w naturę ciężkim sprzętem, co oczywiście może ulec zmianie, gdy będziemy chcieli podnieść poziom wody, podwyższając wały, co zresztą wiązać się będzie z powiększeniem powierzchni akwenu wodnego. Na tę chwilę najprostsze rozwiązania dadzą efekt - uspokajał inżynier Bek. - Oczywiście należy dokonać odpowiednich pomiarów, aby postawić tamę ani za niską ani za wysoką, aby woda nie rozlała się na łąki, na których państwo młodzi gospodarują.
- Musimy jednak wiedzieć o tym, że tereny po tamtej stronie powstałego w ten sposób akwenu należeć będą do leśnictwa; te po naszej stronie do was, młodzi przyjaciele i do ciebie, Włodzimierzu. Wypadałoby więc zapoznać z tym przedsięwzięciem pana leśniczego. Myślę, że się zgodzi, bo to także szansa i dla niego, ale co z tym fantem zrobi, to już jego sprawa - powiedział pan radca.
- Myślę, że toń wodna przybliży się do granicy pomiędzy ziemią leśnictwa, choć jej nie przekroczy - zauważył z kolei pan inżynier - a to dobrze, bo gdyby pan leśniczy miał jakieś od swoich zwierzchników zastrzeżenia, to ważne, aby ta inwestycja dotyczyła jednak jedynie prywatnej państwa własności - tu spojrzał na Wołodię i młodą parę. - A ten teren do wykupienie pod odwierty i późniejsze sanatorium to gdzie się znajduje? zapytał.
- Po naszej stronie, przyjacielu - uspokoił pana inżyniera radca Krach. - Spójrz tam, to, co do wykupienia położone jest po tej stronie rzeczki, za leśnym domkiem, gdzie te nieużytkowane pola i ta garść starego drzewostanu, który nie przylega bezpośrednio do lasu, a jest szerszym w tamtym miejscu nurtem rzeki oddzielona.
- A zatem, drodzy państwo, ja nie widzę przeszkód w konstruowaniu sztucznego zbiornika - powiedział inżynier Bek.
- Cieszę się bardzo - wyrzekł Piotr. - Kiedyśmy tę posiadłość kupowali - kontynuował - dowiedziałem się, że ta niska cena jaką zapłaciliśmy, wynikała stąd, że był to właśnie teren zalewowy.
- Otóż to - poparł Piotra pan radca. - Ja, kupując tę sąsiednią posiadłość z leśnym domkiem, choć znajduje się ona nieco powyżej waszego gospodarstwa, również skorzystałem z tego, że te tereny położone na południowym brzegu rzeczki wykazane zostały w planach przestrzennych gminy za zalewowe… więc my je przepięknie zalejemy - roześmiał się radca Krach.
I poszli na herbatkę do Piotra i Joanny.
A mgła tymczasem spłonęła doszczętnie w radosnym słońcu poranka.
[Jakkolwiek test tego rozdziału powstał w Mieczysławowie 11. lutego 2016 roku, to opis "płomiennej mgły" zamieszczony na samym początku opowieści, przedstawiłem na podstawie wspomnienia będącego moim doświadczeniem, kiedy podróżowałem w okolicach francuskiego Auxerre. Tam właśnie (później okaże się nie tylko jeden raz) zaobserwowałem taką właśnie mgłę spowijającą to piękne burgundzkie miasto. Tak właśnie ową przyrodniczą atrakcję zapamiętałem.]
[07.04.2022, Toruń]
Podoba mi się wyrażenie- mgła spłonęła w słońcu poranka, zawsze mówiło się, że mgła się podnosi, a ona faktycznie spala się w słońcu!
OdpowiedzUsuńTo prawda... mgła opada, rozmywa się... na takiej samej zasadzie jak mglista wilgoć na łazienkowym lustrze ulega strumieniowi ciepłego powietrza wydobywającego się z nawiewu suszarki do włosów.
Usuń