Wstęp
Biblioteka szkolna, praca w bibliotece szkolnej fascynowała mnie bardzo. Muszę szczerze przyznać, że prowadząc szkołę (przypominam, że były to technika) biblioteka była moim oczkiem w głowie i zawsze starałem się wygospodarować jakieś środki na zakup książek, podręczników, czasopism, płyt z filmami, itp.. Stanęło na tym, że w pewnym roku podjąłem decyzję o zakupie podręczników do biblioteki, z których potem uczniowie mogli bezpłatnie korzystać. Sądzę, że przekroczyliśmy 70-75 procent wyposażenia całej szkoły w podręczniki, co naprawdę nie było łatwe, bo przecież była to szkoła, bądź co bądź, rolnicza i tytułów zawodowych było mnóstwo. Wydaje się, że licea miały w tym względzie lepszą sytuację, gdyż pozycji do zakupienia było znacznie mniej. Ale cóż, i tak lepiej wspominam czasy, kiedy to byłem licealistą i zaglądałem od czasu do czasu do biblioteki; zaglądałem i oczywiście wypożyczałem książki. Nie, nie podręczniki, bo w moich czasach w ogóle książki były stosunkowo tanie, a w mojej licealnej bibliotece Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza w Żychlinie podręczników nie było. Były natomiast lektury, w tym np. tomiki poezji - oryginalne i pewnie drogie wydania od Słowackiego i Mickiewicza, poprzez Konopnicką, Asnyka, Kasprowicza, Przerwę-Tetmajera, Staffa, Leśmiana, Skamandrytów, Miłosza, Czechowicza, Przybosia i Różewicza. Nie sądzę, aby dzisiaj kupowano do szkolnych bibliotek wiele tomików poezji. Jeżeli już to jakieś wydania zbiorowe lub antologie. A mnie zawsze fascynowały te pierwsze wydania zbiorów poezji. Czytając te wiersze, stykało się jakby z rękopisami.
Pamiętam na przykład wiersze Kasprowicza...
WIECZÓR NAD GOPŁEM.
Już spadła lampa światów w oceanu piany,
Baldachim nad jej grobem zdobią zórz rubiny,
Już w gronie gwiazd-kochanek księżyc srebrno-siny
Przegląda się w kryształach pałacu Goplany.
Ty depcesz nad kaszmirskie piękniejsze dywany,
Lub zmysły poisz wonią majowej rośliny,
Kochance nuci piosnkę słowik śród krzewiny,
Wietrzyk czasem po fali włosów muśnie łany.
Cudny wieczór! Śród takich uroków marzenia
Zdaje ci się, że jesteś na błoniach Edenu,
Że piłeś słodki nektar z zdroju zapomnienia.
Rozkoszne te uczucia boleść ci uśpiły,
Lecz większe ci się rodzą boleści w ocknieniu,
Przebudzisz się — przed tobą szarzeją mogiły!...
albo ten, XXXIX sonet z cyklu "Z chałupy"
Rano, zimą, mróz czy zawierucha,
W surduciku do szkoły o milę,
A wieczorem w chacie późne chwile
Z książką, z piórem, chociaż w ręce chucha.
Latem, wolny, zastąpi pastucha,
A pod pachą Homery, Wirgile;
Ludzie czasem poszydzą niemile,
Lecz on pasie i ludzi nie słucha...
I tak wyrósł... I dalej w stolicę...
Tam to wiedzy głęboka jest rzeka...
Ojciec czeka i matula czeka...
A on pisał: »Kochani rodzice!...
Skończę... bieda... dużo do roboty...«
I dziś skończył... umarł na suchoty...
i jeszcze ten wiersz...
POWRÓCIŁY DO DOMU BOCIANY.
Powróciły do domu bociany,
Ze zamorskiej powróciły ziemi;
Słonko skrami grzeje promiennemi,
Kwiat po łąkach lśni się rozsypany,
Dźwięczą srebrne rzeki,
Szumi bór daleki,
Żywiczne śląc zapachy na rozległe łany.
Po zapłociach, po chłopskich ogródkach
Tchną świeżością podstarzałe grusze,
Że goryczą napojone dusze
Na ich widok niepomną o smutkach;
Pieśń skowronków szczera
Brzmi, że atmosfera,
Jak w morzu, tak się kąpie w wiosennych pobudkach.
Przyjdzie rano z uśmiechem na twarzy,
Wnet na ziołach lśnią się dyamenty;
Promień, z bożej rozkoszy poczęty,
W tysiąc świateł łamie się i jarzy
W tej błękitnej wodzie,
Co ma żwir na spodzie,
A górą oko złotem nenufarów darzy.
Wyruszyli oracze na pole,
Ostry lemiesz czarną ziemię kraje;
Przeorali jedno, drugie staje,
Rosą potu spływa trud po czole,
Przecież radość bierze
Na te skiby świeże,
Na zapach, co ogarnia chlebodajną rolę.
I z tej piersi, sukmaną okrytéj,
Od bławatów promienniejsze zwrotki,
A tak wonne, jako miód ten słodki,
Co z bzów sączy, wznoszą się w błękity —
Nad oraczów głowy,
Aby, w deszcz majowy
Skroplone, paść na trawę i na kwiat rozwity.
[16.04.2022, Toruń]
Odezwał się u mnie patriotyzm lokalny, wszak Kasprowicz urodził się o miedzę.
OdpowiedzUsuńDziś właśnie w Szymborzu, blisko domu poety odbędą się Przywołówki - stary zwyczaj ludowy, kultywowany do dziś przez Klub Kawalerów.
Szkoda, że nie byłeś dyrektorem mojej szkoły, ile to ja się naprosiłam o fundusze, ale zawsze klamki czy łopaty były ważniejsze...
We współczesnych wierszach, za którymi nie przepadam, brakuje mi tych epitetów i metafor, w które obfituje poezja Kasprowicza.
OdpowiedzUsuńPrzez rok pracowałam w szkolnej bibliotece i czytelni.
Pozdrawiam.
Zawsze lubiłam poezje Kasprowicza. A jak jestem pod Tatramu to zachodzę sobie do Jego domu na Harendzie.
OdpowiedzUsuń