CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

23 stycznia 2023

KLASYKA - HORACY - EPODA 2. - POCHWAŁA ŻYCIA WIEJSKIEGO

 


HORACY - EPODA 2. POCHWAŁA ŻYCIA WIEJSKIEGO

Szczę­śli­wa dola spo­koj­ne­go człe­ka,

Któ­ry od wszel­kich kło­po­tów z da­le­ka,

Wie­śnia­czą so­chą oj­cow­ski łan orze

I kra­jąc ski­by pod ozi­me zbo­że,

Nie wie, co li­chwa i co... hi­po­te­ka.

Trą­ba go grzmią­ca nie bu­dzi na woj­nę,

Nie stra­szy bu­rzą mo­rze nie­spo­koj­ne,

Ni też nie wzdy­cha w przed­sion­kach bo­ga­czy,

Aż się pan zbu­dzi i przy­jąć go ra­czy,

Za­liż nie mi­lej jemu wcze­sną wio­sną

Pa­trzeć w ogro­dzie, jak ja­rzy­ny ro­sną,

I jako wino wspi­na się na tyki,

Lub słu­chać mi­łej wie­czor­nej mu­zy­ki,


Gdy, po­brzę­ku­jąc, trzo­da do dom wra­ca,

Słoń­ce za­cho­dzi i koń­czy się pra­ca?

Szczę­śli­wy wie­śniak! To raz bursz­ty­no­we

Mio­dy pod­bie­ra, — to w wań­tu­chy nowe

Pa­ku­je weł­nę po owie­czek strzy­ży,

To, gdy owoc­na je­sień się przy­bli­ży,

Czer­wo­ne jabł­ka i so­czy­ste gru­sze

Piesz­czą mu oko i ra­du­ją du­szę.

Na po­łu­dnio­wych przy­mur­kach, wśród sadu,

Znaj­dzie też źrza­łe ki­ście wi­no­gro­nu:

Tak wszel­ki owoc, któ­ry zie­mia ro­dzi,

Zysk mu przy­nie­sie i pra­cę na­gro­dzi.

A je­śli w cie­niu lip, albo to­po­li,

Ze­chce od­po­cząć, wów­czas wszel­kich boli

Snad­nie za­po­mni i z wol­na za­to­nie

W ta­kim spo­ko­ju, jak na mat­ki ło­nie.

U stóp mu pły­ną chłod­ne wody rze­ki,

Szem­rzą ru­cza­je wśród sło­necz­nej spie­ki

I świe­got pta­si, mą­cąc wiej­ską ci­szę,

Sen­ną pio­sen­ką do snu go ko­ły­sze.

A kie­dy zima zwy­kłym rze­czy bie­giem

Z chmur­ne­go nie­ba świat za­sy­pie śnie­giem,

On chwy­ta oszczep i z pie­ska­mi żwa­wo

Haj­że na dzi­ka do kniei z ob­ła­wą!

Albo też droz­dom zdrad­ne sie­ci sta­wia,

Rad, gdy za­jącz­ka uj­mie lub żu­ra­wia,

Któ­ry od­staw­szy nie­bacz­nie od sta­da,

Na łup się sku­si i w si­dło za­pa­da.

Przy tych za­ba­wach na mie­dzach swej wio­ski

Na­wet mi­ło­snej za­po­mni człek tro­ski.


A cóż do­pie­ro, kie­dy za­cna żona,

Co strze­że domu i dzia­te­czek gro­na,

Cze­ka w świe­tli­cy, wier­na, jak Sa­bin­ka,

Gdy stru­dzo­ny wra­ca — i drew do ko­min­ka

Co­raz do­rzu­ci, — a gdy mąż się zja­wi,

Sutą wie­cze­rzę wnet przed nim za­sta­wi:

Z świe­że­go doju mle­ka dzba­niec duży,

Albo na­la­ne do gli­nia­nych kru­ży

Zło­ci­ste wino, a przy niem na sto­le

Dy­mią­ce mi­ski. — ...Jać sto razy wolę

Pro­ste po­tra­wy i cien­kusz mój sta­ry,

Niż wa­sze wszyst­kie ostry­gi, ho­ma­ry

I mor­skie ryby i za­mor­skie wina.

Le­piej sma­ku­je mi też ba­ra­ni­na,

Lub com­ber koź­li, niż pa­wie ję­zy­ki,

Albo pan­tar­ki z upal­nej Afry­ki,

Joń­skie ja­rząb­ki i ba­żan­cie udka...

Le­piej oliw­ki z wła­sne­go ogród­ka,

Ni­że­li wschod­nie wa­sze musz­ka­te­le.

Skrom­ne bie­sia­dy! lecz oczy we­se­lę

Przy nich, gdy uj­rzę przez okno, jak trzo­dy

Wra­ca­ją na noc do swo­jej za­gro­dy

Lub — gdy już dzien­ne skoń­czo­ne mo­zo­ły —

Idą le­ni­wym kro­kiem do dom woły,

Cią­gnąc za sobą płu­gi prze­wró­co­ne.

Wów­czas zwo­łu­ję cze­lad­kę i żonę;

Wo­kół ogni­ska zbie­ra się gro­ma­da

I o ju­trzej­szym dniu idzie na­ra­da“...


Tak mó­wił li­chwiarz. Więc my­śle­li głu­pi,

Że so­bie jaki Ob­lę­go­rek kupi.

Lecz on, ze­braw­szy go­to­wy ka­pi­tał,

Skrzęt­nie o do­bre lo­ka­ty wy­py­tał

I, bio­rąc pro­cent, jak zwykł, od sta dwie­ście,

Rzekł: „Nie ma głu­pich!“ — i po­zo­stał w mie­ście.


Tłumaczenie: LUCJAN SIEMIEŃSKI


[22.01.2023, Toruń]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz