Burza
Wichura skręca drzew czuby
I wzbija kurzu tumany.
W kłębach chmur groźbą zaguby
Poczerniał strop ołowiany.
Rozpętał burzę sierdzisty
Gniew zbuntowanych żywiołów
I rozdarł niebo ognisty
Grom, jak upadek aniołów.
Burza letnia
Południe w dzikim słońcu lśni jak wino w dzbanie
Kryształowym i chowa, w śnieżnobiałej pianie
Obłoków, upojenie rwące duszę w wiry
Nieprzytomne, nad niebios obłędne szafiry.
Na zbożu rozprażonym, co w ziarnach chleb czyni,
Legł upał ciężki, płowy, jak lew na pustyni,
W bezruchu, co powściąga w ciszy moc straszliwą.
Nagle, wstrząsnąwszy groźnie chmur ściemniałych grzywą,
Ryknął grzmotem i z paszczy wybucha mu burza,
Która echo hurkotu górami przedłuża,
Lunąwszy gęstych, grubych kropel srebrną rtęcią,
I pieczętuje gniew swój piorunu pieczęcią,
By, błysnąwszy jak Boga płomienną istotą,
Wlać w oślepioną duszę całe nieba złoto.
Burza letnia
Po niebie płyną
Chmur czarne płaszcze,
Szarpią gęstwiną
Wichry hulaszcze.
Skręcają drzewa,
Co skrzypią, trzeszczą,
Pędzi ulewa
Z burzą złowieszczą.
I lic się ciska
Z cebra potokiem,
Lecz pioruniska
Przeszły gdzieś bokiem.
I dal znów czysta,
Choć bez ustanka
Grucha siarczysta
Gromów hulanka.
Burza nad głową
Niebo nad głową się chmurzy.
Nadciąga wicher z nawałą.
Już nie uniknę dziś burzy.
Grzmi? Nieraz mocniej już grzmiało.
Strach przysiadł jak koń na zadach.
Świat jęczy jak przed porodem.
Ziemia się trzęsie w posadach:
Zobaczę, co jest pod spodem.
Wszystko się w drzazgi rozleci.
Ha, rozpętały się czarty!
Padł piorun! Drugi! I trzeci!
Niech sobie gruchnie i czwarty!
Wyzywam piąty oczyma!
Głowy pod skrzydło nie chować!
Co? Serce me nie wytrzyma?
Warto i tego spróbować.
Rozpraw się, losie, zły biesie,
W zaciekłej ze mną szermierce!
A jeśli serce nie zniesie?
To trudno! Ja albo serce.
Burza nocna
Szalała burza w nocy. Łuny, gwizdy, jęki,
Turkot wozów, huk kotłów, blach łoskot, zbrój szczęki,
Pioruny, grzmoty, trzaski, dudnienia, tętenty,
Niby napad dzikiego najeźdźcy zawzięty.
Potem wszystko ucichło. Gdy świtem wychodzę,
Jest pusto i bezludnie. I tylko na drodze,
Siadami po odpartych, rozgromionych zbiegach,
Lśnią kałuże jak tarcze o szczerbatych brzegach.
Burza w lesie
Skryłem się w lesie przed burzliwą chmurą.
Błysło, zagrzmiało, lunęło jak z cebra!
Jak przyszło, przeszło. Ustał potop srebra
I poprzez liście znów błękit lśni górą.
Nagle powiało wesołym wietrzykiem
I gdy ruszyły się zmoczone drzewa,
Suto ochrzciła mnie druga ulewa,
Dlatego diabeł nie chciał być leśnikiem.
[24.07.2023, Toruń]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz