ŻYCZENIA

ZDROWYCH, POGODNYCH I RADOSNYCH ŚWIĄT

CHMURKA I WICHEREK

...życie tutaj jest także fikcją, choć nie zawsze...

10 września 2017

KAWIARENKA (96) DOŻYNKI Z DOBRĄ NOWINĄ

Korzystając z okazji, że kawiarenka nasyciła się tego wieczora gośćmi, kawiarennik Adam przysiadł się do pani Janeczki Szydełko gaworzącej przyjaźnie ze starym pisarzem. Stary pisarz miał chyba jakąś słabość do pani mecenasowej, bo z nią właśnie szczególnie lubił przesiadywać w kawiarni wieczorami i jeżeli tylko przydarzała się okazja na rozmowę, oboje brali własny stolik w posiadanie, pani Janeczka zamawiała dla siebie kawę i cynamonowe ciasteczka, stary pisarz mleko… chociaż tym razem dał się namówić na herbatkę z mlekiem, co pana Adama niezwykle zdumiało, lecz oczywiście sprostał zadaniu i w dużym kubku przyniósł herbatę, a w dzbanuszku mleczko, którym następnie pani Janeczka zalała esencję.
Kawiarennik zjawił się w momencie, gdy stary pisarz kończył właśnie notować ostatnie wydarzenie, w jakim nie tylko on, ale i niemal całe kawiarniane towarzystwo uczestniczyło, a mianowicie w dożynkach, które tego roku odbyły się w Grodku. Przyjaciele nie mogli, rzecz jasna, odmówić zaproszeniu ich na to ludowe święto, o którym raz, że pisano w „Naszym Głosie”, dwa - informowano w radiu „Weronika”, trzy - rozwieszono plakaty na mieście i cztery, że same panie Popławska i Zgadkiewiczowa przybyły osobiście do kawiarenki, aby na ręce pana Adama złożyć odręcznie napisane zaproszenie.
W zapisywanych, a teraz odczytywanych pani Janeczce przez starego pisarza notatkach mieszały się słowa radości z uczestnictwa w święcie i podziwu dla pomysłowości Grodzianek, które postawiły wysoko kulturalno-obyczajową poprzeczkę przyszłorocznym gospodarzom rolniczego święta, gdyż nie dość, że uroczystość okraszono występami tanecznymi i przyśpiewkami na ludowo, nie dość, że sprowadzono młode, na nowoczesną, biesiadową  nutę grające zespoły, to panie i panowie z koła gospodyń zainscenizowały śpiewogrę na odwieczne, związane z pracą na roli tematy, która to wręcz zachwyciła obecnych na przedstawieniu pana Korfantego, dyrektora domu kultury i państwa Majewskich. Przedsiębiorca kulturalno-rozrywkowy miał się nawet wyrazić, że chętnie podjąłby się nagrania płyty z nagraniami przyśpiewek dożynkowych, tudzież innych melodii usłyszanych na grodkowskiej scenie. Najchętniej też objąłby patronat nad grodkowskim zespołem ludowym, kierując go za rok na doroczne święto kapel, śpiewaków i zespołów ludowych do Kazimierza. Przy okazji pan Majewski nie mógł się nie pochwalić tym, że płyta młodej, różanowskiej piosenkarki Kasi sprzedaje się więcej niż świetnie i kto wie, czy rozwój jej kariery nie obędzie się bez podróży po kraju - dostała bowiem już kilka zaproszeń na koncerty. Pan Majewski jako bezpośredni dzisiaj opiekun młodej piosenkarki, owszem, zachęcał ją do tego, aby w paru miejscach pokazała się światu wraz z zespołem, ale z racji tego, że jest w maturalnej klasie (dwóch młodzianów z jej zespołu również), powinna się raczej skupić na nauce, jak i też na pracowaniu nad własnym repertuarem, gdyż, jak utrzymuje mecenas sztuki muzycznej, panna Kasia oraz panowie z jej „orkiestry” zachłannie ćwiczą w domu kultury nowe, ciekawie brzmiące „kawałki”, z których niebawem zasłyną nie tylko w miasteczku.
- A cóż tam, panie Adamie z tym hotelem? - zapytał w pewnej chwili stary pisarz kawiarennika. - Słyszałem, że wszystko posuwa się zgodnie z planem.
- To prawda, przyjacielu. Stołeczny architekt polecony przez pana Majewskiego ani dnia nie spóźnił się z planami, pan Gnacik - główna głowa przedsięwzięcia - znalazł szybko wykonawców prac budowlanych, pan inżynier Bek zdecydował się całą budową pokierować, a my, udziałowcy, na ostatnim zebraniu, aby ominąć niepotrzebne koszty, zdecydowaliśmy się dołożyć własną cegiełkę pracy do tego przedsięwzięcia.
- Czy mam przez to rozumieć, że staniecie się na czas budowy budowlańcami?
- Powiedzmy, że pomocnikami budowlańców, nad którymi pieczę miał będzie sam pan inżynier Bek, kierujący pracami wespół z szefem ekipy wznoszącej obiekt. Oni to ustalą, a właściwie już ustalili, do jakich prac nasza społeczna brygada się będzie nadawać. Ja już wiem, kiedy mogę się spodziewać wzięcia mnie w jasyr na budowę - stanę się na ten czas pomocnikiem murarzy.
Stary pisarz, który wprawdzie nie był osobiście zaangażowany w budowę hotelu, sprzyjał z całego serca przedsięwzięciu i interesował się przebiegiem dopiero co zapoczątkowanej inwestycji.
- Życzę wam zatem, aby budowa posuwała się naprzód w tempie szybszym, aniżeli stawianie zdrojowego domu w Ciżemkach - powiedział.
- No cóż, tam, stary pisarzu, prace trwają niezwykle szybko, zważywszy na luksusy stawianych budowli. Tam na działce Anny i Wołodii nawet zadaszenie będzie z paneli słonecznych, a w pomieszczeniach luksusy, na jakie my pozwolić sobie jeszcze nie możemy. To wszystko nie tylko pociąga za sobą koszty, ale i powoduje, że prace dla patrzących z boku przeciągają się, a to nieprawda.
- A wie pan, pisarzu, o tym, że nasz społeczny hotel powstanie z naszych lokalnych cegieł? - wtrąciła się do rozmowy pani Janeczka.
- Nic o tym nie wiem. Wprawdzie za Lipcami, niedaleko naszej rzeczki Mętnicy, parę kilometrów od powiatowego miasta istniała onegdaj cegielnia, ale zdaje się, że już nie produkuje.
- A myli się pan - odezwał się kawiarennik. - Z końcem lata została ponownie otwarta przez pana Zdunowskiego i jego braci. W sierpniu ruszyła pełną parą produkcja cegieł, z których my właśnie skorzystamy przy budowie. Nie będę ukrywał, że postanowił o tym pan inżynier Bek, stwierdzając, że produkt pana Zdunowskiego nie odbiega jakościowo od innych, a i promocyjną cenę udało się na te cegły uzyskać.
- A w dodatku - dodała pani Janeczka Szydełko, uśmiechając się do przyjaciół szczerze - należy dbać o lokalne zasoby pracy i surowców - a była w tym głosie myśl zaczerpnięta z ideologii kawiarenkowych przyjaciół, a zwłaszcza pana radcy Kracha, który… który właśnie w tej chwili pojawił się w kawiarence w towarzystwie państwa Koteńków i Aliny, wnuczki zmarłego w tym roku staruszka, który to swego czasu opowiedział był o źródłach gorącej wody w Ciżemkach, co z kolei skłoniło Wołodię i Fiodora do budowy u tych źródeł sanatoryjnego miejsca wypoczynku.
- A, witamy, witamy - uciesznie przywitał wchodzących pan Adam. - Prosimy o zajęcie sąsiedniego stolika, przy naszym.
Panu radcy nie trzeba było dwa razy powtarzać, choć pewnie i tak przyprowadzone przez niego towarzystwo zasiadłoby jak najbliżej stolika starego pisarza.
- A gdzież pani córeczka? - zapytała się Aliny, nauczycielki pani Janeczka.
- Została u naszej kuzynki, pani Glęborkowej, gdzie obecnie mieszkamy, to na Podmiejskiej.
- Toż to niedaleko od nas. Czyżbyśmy były teraz sąsiadkami?
Pani Alina potaknęła skinieniem głowy i już miała rozwinąć temat sąsiedztwa z panią Szydełkową, gdy odezwał się tymi słowy pan radca:
- Kochani, tak jak zwykle przychodzę do was… przychodzimy - poprawił się pan radca Krach - z dobrą nowiną. Otóż dzięki naszej uroczej pani Zosi Koteńkowej znalazło się dla pani Alinki miejsce pracy w jednej z naszych dwóch szkół podstawowych w Różanowie. 
- Pan radca jak zwykle przesadza - wtrąciła pani Zofia.
- Czy przesadzam? A któż to zdobył się na trud podjęcia rozmowy z panem dyrektorem podstawówki?
- A któż to przed tą rozmową pojawiał się nie raz w wydziale oświaty magistratu?
- Jakby nie było, pani Zosieńko, dopięliśmy swego. Najważniejsze, że pani Alinka jest zadowolona, nieprawdaż?
Przywołana do tablicy nauczycielka nie ukrywała i nie chciała ukryć wzruszenia, zwłaszcza, że marząc o posadzie w różanowskiej szkole, zrazu nie brała na poważnie słów kawiarenkowej braci, że pomoże jej w znalezieniu pracy. Tymczasem nawet wielkich komplikacji z tym nie było, znalazł się wakat, a nawet dwa, ale kandydaturę pani Alinki należało przeforsować niegroźną protekcją, ba, nawet i poręczeniem, co też pospołu pan radca z panią Zofia uczynili.
- Nie znajduje słów, aby podziękować państwu - wyszeptała pani Alinka - i chociaż niepijąca jestem, dzisiaj nie odmówię sobie, ani państwu po kieliszeczku koniaku.
- A to się pan kawiarennik bardzo z tego tytułu ucieszy - zauważył radca Krach przyłapując zawadiackim spojrzeniem pana Adama.
- A czy, jak rozumiem, pani Alino, zdecydowała się pani zmienić miejsce zamieszkania i osiedlić się w Różanowie? - zapytał kawiarennik jeszcze przed wypełnieniem zamówienia.
- Owszem, do czasu sprzedaży naszego wiejskiego domku, zamieszkamy z córką u kuzynki Glęborkowej. To wdowa, z trzech pokoi, które ma, jeden nam odstępuje…
- Znam te osobę - wtrąciła pani Janeczka - inteligentna, trzyma się dzielnie po utracie męża, bezdzietna, tyle że samotna, a samotność bywa dokuczliwa w pewnym wieku.
- Wiem coś o tym - westchnęła pani Zofia, a potem do męża: - no biegnijże do tego pianina, tylko proszę, zagraj nam coś wesołego.
Pan doktor Koteńko nie namyślając się ani chwili, przeprosił towarzystwo i oddalił się posłusznie w stronę instrumentu. Pomyślał też, że na tę okoliczność przypomni sobie jakieś scherzo i mazurka Chopina.
- Zabiegane niebożę - odezwała się ponownie pani Zofia. - Wyobraźcie sobie mili państwo, że ledwie skończyły się żniwa, nasz pan doktor wybrał się w podróże po swoich wiejskich podopiecznych, aby przekonać się o ich zdrowiu. Szaleniec.
- I takiego szaleńca sobie pani Zosia wybrała - skomentował ostatnie słowo pan radca Krach, po czym zmienił temat. - Skoro już jesteśmy przy dobrych nowinach, to opowiem państwu o kolejnym przedsięwzięciu, względem którego proszony byłem o radę.
- Wiadomo teraz, dlaczego jest pan radcą - roześmiała się pani Zofia.
- A wiąże się ono z postaciami dwóch pań, Jordańskiej i Boguckiej, które są wam, przyjaciele, znane z tego powodu, że spożywają darmowe posiłki w żywieniowym królestwie pana Adama. I powiem państwu to, że pewnie już niedługo będą z tych darmowych posiłków korzystały.
Prastarym zwyczajem towarzystwo zasiadające przy obu sąsiadujących z sobą stolikach zamieniło się w słuch.

[09.09.2017 Awans koło Liege w Belgii]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz